- Lewicowi działacze nie mogą znieść, że dotacje z budżetu państwa płyną także w kierunku organizacji narodowych.
- Jak zwykle w tego rodzaju akcjach z lubością używane są inwektywy w stosunku do działaczy i organizacji narodowych, których określa się jako „faszystów”, pomimo że prawo jednoznacznie wyklucza możliwość działalności o takim profilu.
- Warto przyjrzeć się nazwiskom widniejącym pod apelem. Powtarzają się one nader często przy podobnych inicjatywach.
- Zobacz także: Ordo Iuris przeciwko dyskryminacji wierzących pacjentów
30 mln zł na wsparcie patriotycznych inicjatyw
List dotyczy opublikowanych 22 czerwca przez Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej podlegającego Ministerstwu Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu wyników konkursu na dotacje o łącznym budżecie 30 mln zł.
„Chcemy więc, by to wybrzmiało wyraźnie, by minister Gliński usłyszał: w ten sposób realizowana »polityka historyczna« jest de facto defraudacją kultury i sprzeniewierzeniem jej pozytywnego, inkluzywnego i różnorodnego dziedzictwa. Jest jej zakłamywaniem i redukowaniem do prymitywnego narzędzia propagandowego, obliczonego na realizowanie groźnych politycznych celów. Chcemy, by szef resortu nadzorującego polską kulturę wiedział, że każda publiczna złotówka przekazana organizacjom promującym zbrodnicze ideologie jest tragicznym działaniem na szkodę obywateli Polski. Niszczy ich prawa do obcowania z kulturą, która nie rozpowszechnia treści wrogich wobec określonych grup społecznych”
– czytamy w liście otwartym, który podpisało jeszcze kolejne ponad 160 osób.
Wszędzie faszyści
Jak zwykle w tego rodzaju akcjach z lubością używane są inwektywy w stosunku do działaczy i organizacji narodowych, których określa się jako „faszystów”, pomimo że prawo jednoznacznie (choćby w art. 256 KK, „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”) wyklucza możliwość działalności o takim profilu. Organizacje narodowe od lat bez przeszkód są rejestrowane, prowadzą szeroko zakrojoną działalność a sądy nie widzą podstaw, by je delegalizować w oparciu o wspomniany artykuł. Przyznanie dotacji przez Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej (sic!), którego jednym z patronów jest historyczny lider obozu narodowego i zasłużony mąż stanu Roman Dmowski, właśnie stowarzyszeniom kultywującym tradycje tego obozu, budzi zdziwienie ale i wściekłość sygnatariuszy listu.
Ministra Glińskiego pytają oni, czy jest „gotów wziąć odpowiedzialność za to, że publiczne pieniądze zostaną użyte – jak wskazuje wieloletnia praktyka Marszu Niepodległości organizowanego przez Roberta Bąkiewicza – na przemoc, zastraszanie, szkolenia z obsługi broni, materiały pirotechniczne, podpalanie mienia, materiały propagandowe promujące mowę nienawiści i eksterminację „wrogów ojczyzny”?” Znów mamy więc do czynienia z obelgami i przekłamaniami. Jak zwykle jeszcze więcej jest przemilczeń. Słowa nie ma o tym, że Marsz Niepodległości był przedmiotem fizycznych ataków bojówkarzy Antify a w ostatnich miesiącach nasilają się profanacje miejsc kultu religijnego na co odpowiedzią było powołanie Straży Narodowej.
Ciągle te same lewicowe twarze
Warto przyjrzeć się nazwiskom widniejącym pod apelem. Powtarzają się one nader często przy podobnych inicjatywach.
Barbara Engelking – kierownik Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i Socjologii PAN – autorka umniejszających martyrologię Polaków słów: “Dla Polaków śmierć to była po prostu kwestia biologiczna, śmierć jak śmierć. Dla Żydów to była tragedia, metafizyka, spotkanie z najwyższym…”. W lutym br. Sąd Okręgowy w Warszawie nakazał jej i Janowi Grabowskiemu przeproszenie bratanicy Edwarda Malinowskiego, podczas niemieckiej okupacji sołtysa ze wsi Malinowa na Podlasiu. W napisanej przez nich książce „Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski” obarczyli niezgodnie z prawdą sołtysa współwiną za śmierć ukrywających się Żydów.
Również Jan Grabowski ochoczo podpisał list otwarty. Twierdzi on m.in., że „Polacy nie robili nic, aby pomagać Żydom”.
Mamy do czynienia z osobą, która notorycznie posługuje się fałszerstwem źródeł i zmienianiem treści cytatów. W normalnym świecie naukowym te publikacje zostałyby odrzucone jako absolutne naukowe oszustwo. Tak trzeba do tego podchodzić – określił jego działalność „naukową” dr Piotr Gontarczyk z Instytutu Pamięci Narodowej.
– określił jego działalność „naukową” dr Piotr Gontarczyk z Instytutu Pamięci Narodowej.
Ludwika Wujec działa w Otwartej Rzeczpospolitej – Stowarzyszeniu przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii, które domagało się delegalizacji Marszu Niepodległości. Otwarta Rzeczpospolita m.in. interweniowała też w sprawie uroczystości ku czci Żołnierzy Wyklętych w Liceum Ogólnokształcącym im. Stanisława Małachowskiego w Płocku, w której uczestniczyli członkowie Obozu Narodowo-Radykalnego, który OR określiła jako „organizację ksenofobiczną, rasistowską, antysemicką i homofobiczną”
Alina Cała to pracownica naukowa Żydowskiego Instytutu Historycznego. Wyrażała m.in. opinię, że ponad 6 tys. Polaków nagrodzonych medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” to „jak na 30-milionowy naród trochę za mało”.
Jacek Dehnel – pisarz, publicysta m. in. “Gazety Wyborczej” i “Polityki” i zadeklarowany homoseksualista przed dwoma laty ogłosił publicznie apostazję, do której doprowadziła go „rosnąca agresja kościoła katolickiego wobec społeczności LGBT, publiczne wspieranie nacjonalizmu, zaangażowanie w politykę po stronie partii rządzącej, organizowanie propagandowych kampanii kłamstw i oszczerstw”.
Aktor i również homoseksualista Jacek Poniedziałek wyrażał opinię, że „grozi nam wielka wojna religijna” oraz „nastąpi przeciążenie, którego skutki mogą być tragiczne. Skrajny nacjonalizm zatacza coraz szersze kręgi (…) A Kościół odgrywa w tym procesie wielką rolę, podsyca napięcia i kiedyś przyjdzie mu za to zapłacić”.
Izabella Cywińska – minister kultury i sztuki w gabinecie Tadeusza Mazowieckiego przekonuje, że „polscy nacjonaliści to przeważnie młodzi ludzie, którzy nie wiedzą, co to był Holokaust. Są źle uczeni w szkole”.
Reżyser Agnieszka Holland uważa, że Kościół „to jest po prostu jakaś taka sekta właściwie, nie wiem jak to powiedzieć. W każdym razie z takim ewangelicznym chrześcijaństwem wiele wspólnego nie ma”. Niejednokrotnie też wypowiadała się o nacjonalizmie. „Nie przerażają mnie tysiące neofaszystów niosących obrzydliwe hasła. Przeraża mnie to, że władze świeckie i kościelne przyzwalają na zło” – komentowała Marsz Niepodległości. W wywiadzie dla niemieckiego dziennika “Die Welt” żaliła się, że w Polsce panuje “nacjonalizm i antysemityzm”.
Te przykłady są typowe dla większości podpisanych pod apelem. Od lat podobne apele, odezwy i petycje są regularnie tworzone, by wykluczyć z debaty publicznej organizacje patriotyczne, których idee i cele liberalnej i lewicowej „elicie” nie odpowiadają. Do takiej samej kategorii należy zaliczyć naciski polityczne, jak zapytania posłów KO Arkadiusza Myrchy i Pawła Olszewskiego w sprawie przeprowadzenia konkursu na dyrektora Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego oraz ich klubowych koleżanek Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, Moniki Wielichowskiej i Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej „w sprawie kryteriów przyznawania grantów z Funduszu Patriotycznego i uzasadnienia decyzji o finansowaniu za jego pomocą skrajnie radykalnych organizacji”. Akcje takiej „rewolucyjnej czujności” były, są i będą. Pomimo tego, trzeba robić swoje.
Zobacz także: Marta L. z zarzutami. Liderka “Strajku Kobiet” trafi do więzienia?