Łukaszenkowski antypolonizm
Co robi niszowa gazeta, Myśl Polska, słusznie, jak widać, przezywana przez niektórych „Myślą Priwislańską” w sytuacji największej od lat fali represji wobec Polaków na Białorusi? Publikuje obrzydliwie tendencyjny i antypolski wywiad przeprowadzony przez znanego ze skrajnie rusofilskich poglądów Mateusza Piskorskiego. Wywiad z białoruskim parlamentarzystą, w którym społeczność Polska na Białorusi i państwo polskie są przedstawiane w najczarniejszych barwach. Gdy idzie atak na Polskę i Polaków na Kresach, Myśl publikuje tekst wspierający tę nagonkę. Trzeba odnotować ten obrzydliwy, antypolski akt.
Trzeba też po raz kolejny podkreślić, że bardzo nieliczne środowisko tej gazety, okraszone byłymi współpracownikami komunistycznych służb specjalnych, nie miało i nie ma nic wspólnego z głównym nurtem polskiej idei narodowej i największymi organizacjami odwołującymi się do dziedzictwa Narodowej Demokracji.
Fakty o prześladowaniach Polaków
Uporządkujmy jednak fakty i rozprawmy się raz na zawsze z propagandą jaką w temacie Polaków na Białorusi uprawiają niektóre kręgi. Po pierwsze, obecne prześladowania spadły nie tylko, a nawet nie w pierwszym rzędzie, na nieuznawaną przez władze w Mińsku organizację pani Andżeliki Borys. Związek Polaków na Białorusi, któremu ona szefuje, został zaatakowany niejako „w drugim rzucie”.
Na początek Łukaszenka uderzył w organizację, która od ZPB kilka lat temu się odłączyła i starała się prowadzić absolutnie niekonfrontacyjną wobec białoruskich władz działalność. Forum Polskich Inicjatyw Lokalnych w Brześciu, pod przewodnictwem Anny Paniszewej, było oficjalnie uznawane i honorowane przez białoruską administrację. Jakiekolwiek oskarżenia o nielojalność względem państwa białoruskiego wobec tych ludzi są czystym, propagandowym kłamstwem.
Zresztą, również nieuznawany i systemowo prześladowany przez władze w Mińsku Związek Polaków na Białorusi od dekad w białoruską politykę się nie angażuje i np. nie zajmował stanowiska również ws. ubiegłorocznych, masowych protestów w całym kraju. Które, swoją drogą, pokazały, że Łukaszenka po raz pierwszy od ćwierćwiecza stracił poparcie olbrzymiej większości obywateli Białorusi.
Polska i Polacy „sami sobie winni”
Rozprawmy się też z drugim mitem, pojawiającym się często w różnych internetowych komentarzach i przejawiającym się też w omawianym, obrzydliwym wywiadzie. Brzmi ten fałszywy mit mniej więcej tak: „Polacy na Białorusi cierpią i są prześladowani ze względu na wrogą politykę Polski wobec Łukaszenki, gdyby ta polityka była przyjazna to Łukaszenka białoruskim Polakom pozwalałby żyć i działać w spokoju”. Jest to w niektórych kręgach popularne a fundamentalne kłamstwo.
Neosowietyzm
Ideologia państwowa jaką zaprowadził w drugiej połowie lat 90. na Białorusi Łukaszenka, tożsamość jaką nadał tej nowej republice to nic innego jak po prostu neosowietyzm. Znajdziemy tam proporcjonalnie najwięcej pomników sowieckich, „Leninów”, białoruskie służby specjalne nawet nie zmieniły nazwy (to wciąż KGB choć nawet Rosja zmieniła nazwę na FSB), największymi świętami są te sławiące Armię Czerwoną.
Ma to swoje proste przełożenie na narrację wobec Polski i Polaków. Przedwojenna Polska to wróg i okupant a żołnierze Armii Krajowej i innych polskich formacji zbrojnych okresu II wojny światowej to mordercy i bandyci. Przy każdej możliwej okazji taka właśnie narracja jest prezentowana a polscy kombatanci zestawiani nierzadko wręcz z niemieckimi nazistami.
Prześladowania
Co za tym idzie, wszelkie formy polskiej pamięci historycznej, fundamentalne dla utrzymania tożsamości Polaków na Białorusi, są z miejsca narażone i klasyfikowane jako „antypaństwowe” (bo antysowieckie a sowiecka historia i tożsamość są podstawami funkcjonowania państwa Łukaszenki). Wiedząc o tym kontekście łatwiej pewne rzeczy zrozumieć.
Co więcej, represjonowane są nie tylko polskie szkoły, organizacje, polscy księża, nauczyciele i działacze. Nawet grupy kibicowskie, jeśli tylko mają polski charakter, są prześladowane, inwigilowane i rozbijane. Taki stan rzeczy trwa ciągle, NIEZALEŻNIE OD TEGO JAKIE SĄ RELACJE MIĘDZY WARSZAWĄ A MIŃSKIEM. Represje trwają, ze zmiennym natężeniem, już 20 lat!
Próby „dogadania się z Łukaszenką”
Pamiętacie jak na początku rządów PiSu nastąpiła odwilż między Warszawą a Mińskiem? Ożywiły się kontakty, marszałek Senatu Karczewski pojechał do Mińska, mówił o Łukaszence per „ciepły człowiek”. Były rozważania o zamknięciu działalności Biełsatu, czyli telewizji wspierającej białoruską opozycję. W Sejmie po raz pierwszy od 10 lat powstała parlamentarna grupa polsko-białoruska. Wszedłem w jej skład licząc, że uda się być może wywalczyć jakieś polepszenie losu dla Polaków na Białorusi.
Łukaszenka żadnym konstruktywnym dialogiem ani współpracą nie był zainteresowany. W odpowiedzi na serię pozytywnych gestów z polskiej strony wprowadził do swojego parlamentu… ustawę de facto likwidującą ostatnie dwie polskie szkoły publiczne na Białorusi. Ostatnie dwie! Na Litwie, gdzie Polaków jest dwa-trzy razy mniej niż na Białorusi i gdzie również nasi rodacy muszą się zmagać z dyskryminacją państwa litewskiego, mają jednak do dyspozycji około sześćdziesięciu szkół, dla porównania.
Walczyć o Polaków, minimalizować straty
Łukaszence nie zależało i nie zależy na żadnym porozumieniu ani partnerstwie z Polską. Już w 2015 roku jego zależność od Moskwy była tak duża, że jedyne co zrobił to użył „odmrożenia” relacji z rządem w Warszawie żeby wynegocjować u Putina korzystniejsze warunki współpracy. A potem wrócił do swojej starej, antypolskiej polityki, a właściwie nigdy z niej nie zrezygnował.
Myśmy w Konfederacji oczywiście o tym wszystkim wiedzieli w ubiegłym roku. Wiedzieliśmy po pierwsze, że Łukaszenka trzyma Polaków na Białorusi jako zakładników a po drugie, że państwo polskie ma bardzo ograniczone możliwości wpływania na sytuację w tym kraju. Tam po prostu od dłuższego czasu, z zewnątrz, karty rozdaje już tylko Moskwa a co więcej, Zachód tę sytuację zaakceptował.
Dlatego postulowaliśmy ostrożność i minimalizowanie ewentualnych strat dla Polski i Polaków na Białorusi. Nikt nie powinien jednak wyciągać z tego wniosku, że jesteśmy naiwni wobec Łukaszenki albo wierzymy w jego dobrą wolę wobec Polski i Polaków w tym kraju. Nigdy, w żadnym momencie jego trwających ponad 25 lat rządów, takiej dobrej woli nie było.
Bezdroża demokratycznego mesjanizmu
W tym miejscu rozprawmy się też z drugim, obok „łukaszenkofilskiego”, typem myślenia o Białorusi, jaki dominuje u większości polityków i elit nad Wisłą, które deklarują i realizują bezkrytyczne wsparcie dla tamtejszej opozycji i uważają to za cel ważniejszy niż walkę o prawa Polaków za Bugiem. Nie będę się zajmował tymi fantastami, którzy twierdzą, że misją polskiego państwa jest „walka o demokrację liberalną” i w imię tej walki powinniśmy poświęcać nasze interesy narodowe. To są zwykli, utopijni szkodnicy, których niestety nadmiar jest w Polsce zwłaszcza wśród elit.
Odniosę się jedynie do tych, którzy mówią mniej więcej tak: „skoro z Łukaszenką nie można się dogadać i porozumieć (co jest prawdą, jak opisałem powyżej) to nie pozostaje nic innego niż wspierać opozycję i liczyć, że gdy kiedyś będzie ona rządzić a zainwestowane w nią poparcie „zwróci się” w postaci dobrej współpracy Warszawy i Mińska”. Otóż relacje z opozycją warto zawsze mieć, jak i kanały komunikacji z samym Łukaszenką, niezależnie od sytuacji, bo polityka międzynarodowa to gra, w której nie należy wykluczać z góry żadnych opcji, ale to podejście ma dwa, fundamentalne błędy.
Po pierwsze, nie jest wcale powiedziane, że Łukaszenka zostanie zastąpiony ekipą wywodzącą się z dzisiejszej opozycji. Pamiętajmy, że kluczowa jest tu rola Moskwy na Białorusi, która w coraz większym stopniu kontroluje wszystkie resorty siłowe, zwłaszcza armię i dostawy surowców. Po drugie, inwestowanie w dobre relacje z ludźmi, którzy kiedyś mogą rządzić innym państwem jest oczywiście co do zasady słuszne, ale zupełnie nie przesądza o charakterze przyszłych relacji.
Liczy się siła, a nie przyjaźń
O tym, czy Polska będzie liczącym się graczem w tej części Europy zdecyduje nasz potencjał gospodarczy, polityczny, kulturowy, militarny. Jeśli będziemy silni, jeśli będziemy mieli niepodważalne argumenty w postaci pozytywnej oferty, ale i instrumenty nacisku, wtedy nawet nieżyczliwi będą się musieli z nami liczyć i współpracować. Jeśli będziemy słabi i całkowicie zależni od polityki obcych stolic, nawet życzliwi będą nasze interesy, opinie i współpracę z nami olewać.
Dlatego polityka państwa polskiego, zamiast miotać się między bezkrytycznym popieraniem opozycji a próbami obłaskawienia Łukaszenki, powinna po prostu zawsze stawiać prawa kulturowe, oświatowe i językowe Polaków na Białorusi jako najważniejszy temat w relacjach dwustronnych. Jesteśmy to po prostu winni setkom tysięcy rodaków mieszkających na ziemi przodków i chcących Polakami pozostać. Bez aktywnej solidarności z rodakami na Kresach kwestionujemy w ogóle istnienie kategorii dobra wspólnego w naszym życiu publicznym, a co za tym idzie – de facto uderzamy w rdzeń istnienia naszego narodu i państwa.
Cele skromne, ale realne
Co więcej – wywalczenie Polakom na Kresach znośnych warunków funkcjonowania jest dosyć skromnym, ale możliwym do osiągnięcia celem. Tymczasem naszą debatę o Białorusi zdominowali utopiści. Jedni wbrew oczywistym faktom będą sławić rzekome cnoty Łukaszenki i możliwość głębokiej współpracy. Drudzy – głosić demokratyczny imperializm i mesjanizm, którego nikt poza Polską w Europie nie rozumie i nie czuje, a na którego skuteczne prowadzenie nasze państwo nie miało ani sił, ani środków.
Tak jak w ubiegłym roku apelowaliśmy o ostrożność by nie pogorszyć losu Polaków, tak z tych samych powodów dziś domagamy się od rządu w Warszawie wyciagnięcia wobec Łukaszenki najdalej idących konsekwencji w związku z jego polityką represji. Blokada gospodarcza, uderzająca przede wszystkim w białoruski transport (my poradzimy sobie dużo łatwiej przez państwa bałtyckie i Ukrainę), zabieganie o sankcje wobec wszystkich urzędników każdego szczebla, którzy w prześladowania są zaangażowani, wreszcie – nieograniczona pomoc dla wszystkich organizacji i środowisk polskich na Białorusi.
Podkreślmy – pole manewru państwa polskiego na Białorusi jest radykalnie ograniczone a próby rozmów „po dobroci” z Łukaszenką straciły sens. Trzeba po prostu wykorzystywać posiadane przez Polskę narzędzia nacisku w tej priorytetowej sprawie jakim jest możliwość życia i działania naszych rodaków w tym państwie. W perspektywie najdalej kilku lat jest zresztą prawdopodobne, że nawet dla Moskwy koszty utrzymywania obecnego prezydenta Białorusi u władzy, po jego gwałtownej i wciąż trwającej konfrontacji z większością obywateli, okażą się zbyt duże.
Zobacz także: Zatrzymano 13 cudzoziemców. Chcieli dostać się do Polski pod pretekstem dołączenia do współmałżonków
Łukaszenka musi tymczasem bardzo namacalnie odczuć, że prześladowanie Polaków ma swoją bardzo wysoką cenę a na dłuższą metę, wobec trudnej sytuacji ekonomicznej i politycznej na Białorusi – po prostu mu się nie opłaca. Musimy w tym temacie oczekiwać i wymagać od wszystkich partnerów naszego państwa na arenie międzynarodowej, którym Polska świadczy różne przysługi, solidarnej i aktywnej postawy. Taka agenda musi stać się celem, sednem polityki państwa polskiego wobec Białorusi.
Robert Winnicki
Poseł Konfederacji
Prezes Ruchu Narodowego