Po tym, jak rząd zdecydował się znieść większość ograniczeń związanych z pandemią, obserwuje się nagły przyrost pacjentów w szpitalach. Niestety na oddziałach szpitalnych brakuje wolnych miejsc i przewiduje się, że może być gorzej.
Na ten temat wypowiedział się m.in. profesor Andrzej Basiński, kierownik Klinicznego Oddziału Ratunkowego Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. Jak twierdzi, przed pandemią koronawirusa zjawiało się w placówce ok. 100 pacjentów dziennie, a w okresie pandemii liczba ta spadła do 30. Obecnie wynosi nawet 130-150 osób. “-Jakby czekali w blokach startowych.” – określił profesor.
“Chorych nie ma gdzie kłaść”
Z podobnym problemem borykają się również placówki na Mazowszu. “O ile przed pandemią na dyżurze przyjmowaliśmy 20-30 chorych, o tyle teraz jest ich 50.” – powiedział Krzysztof Hałabuz, prezes Stowarzyszenia Chirurgów i rezydent chirurgii ogólnej w jednym ze szpitali. -“Chorych nie ma gdzie kłaść, bo nadal działamy w reżimie sanitarnym, a na oddziałach jest mniej miejsca.” – podkreślił.
Wiele placówek w dalszym ciągu funkcjonuje wg zasad związanych z pandemią. Jak przekonuje dr Marcin Pakulski, były prezes NFZ i były dyrektor szpitala na Śląsku, zasady te muszą być utrzymane. Wynika to z faktu, że sytuacja epidemiologiczna w Polsce nie ulega zmianie. Wśród problemów szpitali dr Pakulski wymienia także obecne braki kadrowe, które wymuszają czasem konieczność zamknięcia połowy oddziału. Chorego w takiej sytuacji trzeba kierować do innego szpitala.
Wg ekspertów przyrost pacjentów w placówkach szpitalnych jest w fazie początkowej. Jak powiedział dr Pakulski:”-Zniesienie obowiązku noszenia maseczek ośmieli pacjentów, którzy dotąd unikali szpitala.”
ŹRÓDŁO: RP.PL
Zobacz także: Zaginięcie czy morderstwo? Sprawa Rewala odkrywa nowe dowody po 21 latach