Pomiędzy Rosją, Arabią Saudyjską a Stanami Zjednoczonymi trwa batalia jak najkorzystniejszą cenę ropy naftowej na rynku wydobywczym. Donald Trump wywołał do starcia Kreml oraz Rijad, a dzięki jego publicznym informacjom ceny ropy poszybowały w górę. Może dojść do zmniejszenia wydobycia, lecz potrzebna jest zgoda innych potentatów wydobywczych.
Donald Trump zasugerował publicznie w czwartek, za pomocą portali społecznościowych, że pomiędzy Rijadem, a Kremlem doszło do porozumienia w sprawie ropy naftowej oraz obie strony miały wówczas dogadać się i obniżyć swoje wydobycia ciemnej cieczy w ciągu dnia. Rzecznik Prezydenta Władimira Putina zaprzeczył tym pogłoskom.
Zobacz także: Premier Boris Johnson został przewieziony do szpitala. Ma koronawirusa
Jednakże następnego dnia zwołano w Moskwie konferencję prasową wraz z przedstawicielami branż energetycznych podczas, której Kreml potwierdził, iż gotów jest do zmniejszenia wydobycia ropy naftowej. Warunkiem w takim przypadku jest przystąpienie do tej umowy krajów OPEC i USA. Tymczasem w odróżnieniu od reszty krajów Donald Trump nie ma możliwości, aby nakazywać spółkom wielkość wydobywczą.
W tym tygodniu ma się odbyć w Rosji spotkanie kryzysowe z ministrami zajmującymi się energetyką w państwach OPEC. Pierwotnie miało ono zostać zorganizowane w poniedziałek, jednakże przesunięto jego termin na czwartek.
Redaktor naczelny portalu biznesalert.pl przekonuje, że w Stanach Zjednoczonych przy rządzie istnieje spora grupa lobbystów z branży energetycznej, która traci pieniądze na wojnie cenowej – “Wszystko wskazuje na to, że USA udało się przekonać Arabię Saudyjską do powrotu do rozmów w sprawie porozumienia naftowego i odejścia od wojny cenowej”.
“Stany Zjednoczone nie są uzależnione od ceny surowca tak jak Rosja czy Arabia Saudyjska, gdzie ropa naftowa jest jednym z podstawowych źródeł przychodów budżetowych. W USA jest wąska grupa biznesmenów, która z powodu taniej ropy traci pieniądze. Ale ta grupa ma duży wpływ na Biały Dom” – powiedział Wojciech Jakóbik.
rp.pl