Znowu przykład dwóch równoległych światów POPiS-u. Jolanta Turczynowicz-Kieryłło zaatakowała przeciwnika czy tylko się broniła?
Szefowa kampanii Andrzeja Dudy, Jolanta Turczynowicz-Kieryłło, podobno pogryzła przeciwnika politycznego. Zdarzenie miało miejsce podczas wyborów samorządowych w 2018 roku. Turczynowicz-Kieryłło miała wraz z inną osobą roznosić ulotki szkalujące przeciwnika politycznego. Działo się to w Milanówku. Mieszkaniec tego miasta miał zauważyć rozdających ulotki, wezwał straż miejską i zatrzymał rozdających aż do czasu przyjazdu patrolu. “Zatrzymani” mieli się zachowywać coraz agresywniej, a mężczyzna towarzyszący Jolanty Turczynowicz-Kieryłło miał zacząć się oddalać.
Żeby go powstrzymać, mieszkaniec Milanówka złapał go za rękę. Jolanta Trczynowicz-Kieryłło miała wpaść w szał i pogryźć wspomnianego mieszkańca Milanówka – pana Krzysztofa. Miała też wykrzykiwać, że została zaatakowana przez ludzi konkurenta politycznego. Siła ugryzienia miała być bardzo duża. O całej sprawie poinformowała na nowo “Gazeta Wyborcza”. Oczywiście nie dziwne, że w tej brudnej kampanii wyciąga się na powierzchnie wszystkie dziwne zdarzenia z otoczenia danego kandydata. Rzecz jasna Jolanta Turczynowicz-Kieryłło się broni. Napisała, że Gazeta Wyborcza stanęła “po stronie damskiego boksera przeciwko matce broniącej dziecko”.
ZOBACZ TAKŻE: Już nawet na Zachodzie widzą, że PiS okłamuje Polaków ws. imigrantów
Wersja wydarzeń jest zupełnie inna. Miała ona wyjść razem z synem na spacer z psami. Wtedy miała zostać zaatakowana przez “zawodowego hejtera, opisywanego w mediach ogólnopolskich”. Agresor miał ją dusić, a w obawie o swoje życie Jolanta Turczynowicz-Kieryłło zaczęła gryźć napastnika w celu uwolnienia szyi. “Gazeta Wyborcza” nie wspomniała o tej wersji wydarzeń, a także miała zataić opinie lekarskie. Kolejny raz mamy tutaj przykład dwóch równoległych rzeczywistości, w których wersje wydarzeń są zupełnie inne. Znając życie prawda leży po środku.