Jeden świat, dwa kraje, dwie kampanie wyborcze i kilka refleksji. Rzeczywiście PiS jest w dużo lepszej sytuacji niż formacja Trumpa, który będzie walczył o życie, a PiS tylko o zwiększenie marginesu zwycięstwa. Jednak przyszłość i pomyślność obydwu formacji zawiera wiele wspólnych pierwiastków. Oczywiście US to zagrożone w swojej pozycji supermocarstwo, a Polska to potrzebny im kraj, klin w kalkulacji zablokowania potencjalnego niemiecko-rosyjskiego sojuszu, który wypchnął by US z Europy. Amerykę o ból głowy przyprawia rosnąca jak na drożdżach potęga ekonomiczna i militarna Chin i również z tego powodu Trump chce dokonać remontu kapitalnego dotychczasowej polityki zagranicznej na kontynuowanie której Ameryki po prostu już nie stać .
CHINY
Rosnąca potęga Chin znajduje pełne zrozumienie Rosji w projekcie wypchnięciu Ameryki z Euroazji, choć na dłuższą metę taka polityka może być zabójcza dla przyszłości Rosji. Postaram się również odnieść do takich palących zagadnień jak dzisiejsze wybory w Izraelu i jakby skoordynowany czasowo 9/11, Pearl Harbor w Arabii Saudyjskiej, czyli niespotykany atak na jej przemysł naftowy. Jeżeli zastosujemy rzymską zasadę ten winien, któremu przyniosło to korzyść, to sytuacja nie wygląda najciekawiej. Na pewno z jednej strony wzmocni to upadającą pozycję Netanyahu w dzisiejszych wyborach, z drugiej strony można dopuścić, że obłożony limitami embarga Iran może mieć w tym układzie swój interes.
Totalnie zawiodły 40 letnie usiłowania i oczekiwania zachodnich globalistów zakładających, że gruntowna modernizacja i budowany na eksporcie dobrobyt zdemokratyzuje Chiny na zachodnią modłę i zintegruje je z planami globalistów. Jednak dumne i ekspansywne, ciągle komunistyczne Chiny kolonizujące Azję i Afrykę, twardo wchodzące do Europy, odtwarzające starożytny Jedwabny Szlak zachowały się inaczej. Budowany szlak ma ominąć królującą na oceanach Amerykę. Chiny szybko stają się poważnym jej konkurentem w walce o dominację najpierw w regionie, a następnie i w świecie. Budując sztuczne wyspy, dotując Pakistan, będą chciały wykrwawić i zrujnować US w afgańskiej już 18 letniej wojnie. Jednak biznesmen Trump próbuje zejść z dotychczasowej “drogi do nikąd” i praktycznie rozpoczyna zimną wojnę z Chinami żądając proporcjonalnego otwarcia chińskich rynków i zaprzestania kradzieży amerykańskich patentów.
Prezydent Xi Jinping miał poprowadzić Chiny do wielkości, nawet zlikwidowano limity prezydenckiej kadencyjności, przeprowadzono antykorupcyjne czystki w wiodącej Partii Komunistycznej, praktycznie dając mu dyktatorską władzę. Zresztą, może dlatego został dyktatorem, że od 2008 r. powstał problem utrzymania szalonego wzrostu chińskiej ekonomii polegającej na eksporcie. Xi postanowił zwiększyć (na wzór US) wewnętrzną konsumpcję, co w ciągle biednych Chinach wzmogło wewnętrzne zadłużenie zagrażające kryzysem. Dalej Xi spróbował przestawić się z produkowania tanich rzeczy na Hi-Tech, co nie jest łatwe. Od Chin Trump oczekuje otwarcia chronionego taryfami chińskiego rynku dla amerykańskich produktów i zaprzestania manipulacji walutą.
Pewnie w roku kampanii wyborczej Trump nie może podejmować zbyt ryzykownych kroków, jednak w tej wojnie taryf/ceł bardziej zaszkodzą one Chiną, gdyż dochód z eksportu do US stanowi aż 4% chińskiego GDP, a przypadku amerykańskiego eksportu do Chin jest to jedynie 0.6% GDP US. Widocznie Trump postępując w ten sposób chce zmusić Chińczyków do obniżenia wydatków na zbrojenia. Jednocześnie wzmacnia swoją sojuszniczą pozycję z Japonią, Australią, a nawet Wietnamem, aby powstrzymać chiński pochód. Chińczycy oskarżają też US o zaangażowanie w protestach w Hong Kongu, gdzie Xi wstrzymał się z pacyfikacją myśląc, że protesty wygasną same (powód: ustawa o ekstradycji do Chin). Xi jest dyktatorem, panuje i włada wszystkimi zasobami armii (PLA) i aparatu przemocy, ale jeśli zawiedzie oczekiwania KC Komunistycznej PCh, która dała mu władzę, spadnie tak jak powstał, ale dość o Chinach, wracajmy na główne podwórko.
IZRAEL
Oczywiście obserwując stosunki polsko-amerykańskie bardzo łatwo potknąć się o problem żydowski o silnie rozbudowanych zasobach i zapleczu właśnie w US i ogromnych ambicjach roszczeniowych wobec Polski. Spójrzmy najpierw na Izrael dotowany roczną amerykańską kroplówką w wysokości co najmniej $4 mld, kraj wspierany przez 6 mln żydowską diasporą (ok. 2% populacji US). Kraj z najlepiej zorganizowanym lobby w Ameryce. Najlepiej, ponieważ używającym wątków religijnych, podporządkowujący i wprzęgający amerykańskich ewangelików w troskę i dbałość o interesy w ich rozumieniu odrodzonego biblijnego państwa Izrael.
Sytuacja ta dotyczy obydwu partii politycznych w US, z przewagą wpływów w Partii Republikańskiej, której wielu liderów jest otwarcie syjonistami (w tym ludzie administracji Trumpa). Jak wiemy, Trump uchodzi za najbardziej sprzyjającego Żydom prezydenta w historii US, czego dowodem jest jego własna rodzina i otoczenie. Wśród chrześcijan są też głosy oburzenia przeciwko judaizacji chrześcijaństwa połączonej z podmianą Jezusa Chrystusa na kult Narodu Żydowskiego. Jest to charakterystyczne dla ewangelików, którzy naiwnie głoszą konieczność nawrócenia Żydów na chrześcijaństwo przed powtórnym przyjściem Chrystusa, w międzyczasie tracąc własną tożsamość religijną, podporządkowując się judaizmowi.
Trochę lepiej jest wśród lewaków Partii Demokratycznej, na którą to przeciętnie głosuje ok. 70% amerykańskich Żydów, oni wykazują częściej oznaki sumienia i zdarza im się potępiać brutalną politykę Izraela w Palestynie. Jednak to oni będąc socjalistami walczą z wszelkimi lokalnymi patriotyzmami, nacjonalizmami, globalnym ociepleniem, zanieczyszczeniem naturalnego środowiska, wszelkimi religiami ograniczającymi wolność wyboru człowieka i wspierającymi wsteczny projekt tradycyjnej rodziny, która w historii doprowadziła do zniewolenia kobiety. Dla nich wszystko czego może dostąpić człowiek jest tu i teraz, nie wyznają wiary w żadną siłę wyższą, której atrybutami obdarzają swoje elity. A celem tychże jest jak najszybsze zburzenie starego świata i zbudowanie nowego, wspaniałego tu i teraz, choćby i na wysokich stosach trupów. Słowem nowy szczęśliwy człowiek w NWO.
Ale zejdźmy do parteru, również w Izraelu już dzisiaj, 17 września odbędą się wybory w których stanie do walki wiele izraelskich partii, a ci którzy zdobędą najwięcej mandatów (startuje ok. 40 partii!) w (z kolei 22-im) 120 osobowym Knesecie i posiądą zdolność i wolę koalicyjną wyłonią premiera i rząd. Obecny premier (król Bibi N’Yahoo) 69 letni Netanyahu wygrał ostatnie wybory w kwietniu, ale biedaczek nie miał zdolności koalicyjnej (oskarżony o malwersacje) nie był w stanie utworzyć rządu. Mija 20 lat od czasu kiedy Bibi zakończył swoją pierwszą kadencję jako premier (w 1999 r. przegrał z szefem Partii Pracy Ehudem Barakiem) i obecnie stojąc na czele partii Likud, walczy o przedłużenie mandatu ostatnich 10 lat. Bibi prowadzi represyjną politykę wobec Palestyńczyków szczególnie od ostatnich 5 lat, kiedy to upadł proces pokojowy.
Na nieszczęście dla Palestyńczyków Bibi jest dobrym znajomym Trumpa, który nie tylko przeniósł ambasadę US do Jerozolimy, ale uznał zdobyte w wojnie przez Izrael syryjskie wzgórza Golan (zdobyte w 1967 r. anektowane w 1981 r.). Trump jak widzimy pomaga w każdy możliwy sposób Bibi, ostatnio rozważając podpisanie paktu obronnego US-Izrael. Projekt tego paktu skrytykował (“to byłoby błędem”) rywal Bibi, 60 letni Benny Gantz (generał, były dowódca sił zbrojnych Izraela) stojący na czele centrowej Blue and White Party, w swoich wypowiedziach skupia się głównie na zarzutach korupcyjnych wobec Bibi i jego rodziny. Gantz jest zjawiskiem przeciwnym Netanyahu, spokojny, ostrożny i pragmatyczny, co kontarastuje z bombastycznym i narwanym Bibi. Trzeba dodać, że Bibi nie ma szans na stworzenie koalicyjnego gabinetu bez pozyskania byłego ministra obrony Avigdora Liebermana (rosyjski emigrant, partia Yisrael Beiteinu) , który odrzucił taką propozycję Netanyahu w kwietniu. W swojej desperacji Bibi nawet ogłosił, że “głosowanie jest ważniejsze niż seks”, ale jeśli i tym razem nie będzie w stanie stworzyć koalicji, powinien odejść z polityki.
Generalnie biorąc Bibi ma ambicję reprezentować izraelską prawicę i ultra prawicę, właśnie w przypadku zwycięstwa zapowiedział zaanektowanie Doliny Jordanu na Zachodnim Brzegu. Bibi mając za sobą poparcie amerykańskich syjonistycznych ewangelików, Partii Republikańskiej i Trumpa prze do wojny z Iranem. Oczywiście Bibi wykorzystuje pozycję premiera aby dla Izraelczyków zaprezentować się z jak najlepszej strony, niedawno odwiedził Borisa Johnsona, premiera Wielkiej Brytanii, a nawet Putina. Z Niebieskimi i Białymi sympatyzują amerykańscy Demokraci, którzy oczekują dalszych rozmów z Palestyńczykami i bardziej łagodnych negocjacji z Teheranem odnośnie ich nuklearnego programu. Obydwa ugrupowania “idą łeb w łeb” (w kwietniu zdobyły po 35 miejsc) i tak naprawdę nie wiadomo kto wygra Mr “Clean”, czy Mr “Corrupted”.
Trzeba dodać, że dwa tygodnie po wyborach Prokurator Generalny Izraela rozpocznie przesłuchania w sprawie zarzutów korupcyjnych i łapówek przeciwko Netanyahu, który zapowiedział, że jeśli wygra to nie zrezygnuje i poprosi Kneset o przyznanie mu immunitetu, więc może jeszcze być kolorowo. Jednym z aspirantów do Knesetu jest Daniel Ambash, lider kultu, który w 2013 r. został skazany na 26 lat za znęcanie się nad swoimi 6 żonami, które traktował jako niewolnice. Ten z kolei naprawiacz świata kandyduje z więzienia i co ważne ma poparcie aż 4-ch ze swoich 6-u żon! Polecamy ich partię Kama (Zwiększanie Indywidualnych Praw).
Żeby było ciekawiej Politico ogłosił artykuł oskarżający rząd Izraela o założenie podsłuchów (telefony komórkowe) za zewnątrz Białego Domu, który to wykryto (technologia StingRay) rok temu. Przypomina to podejrzenia z czasów prezydenta Clintona, kiedy to Monika Lewinsky podobno założyła podsłuch pod biurkiem Billa, podczas erotycznych uniesień. Te ostatnie miały podsłuchiwać administrację Obamy (technologia z 2006 r.). Oczywiście zwolennicy Izraela stwierdzili, że to przedwyborczy atak na szanse Netanyahu, a zaawansowany w szpiegostwie za pomocą telefonów komórkowych Izrael, gdyby podsłuchiwał to użyłby nowszej, trudniejszej do wykrycia technologii.
Tak naprawdę to pozycja Netanyahu nie jest wcale taka mocna. Żona multimiliardera Sheldona Adelsona (kasyna), hojnego sponsora syjonistycznych przedsięwzięć dotującego tak Republikanów w US, jak i syjonistów i ich cele w Izraelu, Miriam Adelson, najbogatsza osoba w Izraelu zaatakowała dotychczas popieranego Bibi. Dr Adelson zeznając na policji w/s korupcyjnego dochodzenia określiła Sarę Netanjahu (jego 3-cia żona) jako nie tylko zwariowaną i stukniętą, ale co gorsze kompletnie kontrolującą premiera Bibi i mającą wiele do powiedzenia również w sprawach politycznych, kadrowych. Według tych zeznań Sara staje się narodowym problemem Izraela! Przypomnijmy, że to ta sama Sara, która na Ukrainie rzuciła zaprezentowanym jej gościnnie na przywitanie chlebem (jego kawałkiem) o ziemię!
ADMINISTRACJA TRUMPA, A BLISKOWSCHODNI POŻAR…
Pozostawmy jednak Sarę i Bibi i krótko spójrzmy na US. Poza zimną wojną z Chinami, która zawsze może się “ocieplić”, byle nie globalnie, ostatnio największym echem odbiła się dymisja jastrzębia, neocona doradcy d/s bezpieczeństwa narodowego Prezydenta Trumpa, Johna Boltona (trzeci na tej pozycji po gen. M. Flynn i gen. H.R. McMaster), dla którego czas bez wojny to czas bezpowrotnie stracony. Orędownik wojen na Bliskim Wschodzie już za administracji Busha Młodszego. Nie zgadzał się z Trumpem w koncepcji rozmów z Talibami, które miały doprowadzić do wycofania po 18 latach wojsk z Afganistanu (jak wiemy Trump odwołał spotkanie z Talibami po tym jak w zamachu Talibowie zabili amerykańskiego żołnierza).
Bolton również był przeciwny rozmowom Trumpa z liderem Korei Północnej. Jednak wśród wtajemniczonych komentatorów przeważa opinia, że pedantyczny Trump nie mógł już dłużej patrzeć na mało interesujące siwe i masywne wąsy Johna Boltona… Libertariański senator Rand Paul skwitował wyrzucenie Boltona w ten sposób:
“Szanse na wojnę światową obniżyły się w dużym stopniu”
zaś senator stanu Virginia zauważył:
“Wraz z odejściem Johna Boltona świat stał się bardziej bezpieczny”…
Rzekomo Trump rozważał poluzowanie sankcji nałożonych na Iran (linia dyplomacji francuskiej) i przystąpienie do rozmów z prezydentem Hassanem Rouhanim, kiedy ten jeszcze we wrześniu weźmie udział w posiedzeniu ONZ. Te pomysły popiera sekretarz Skarbu Steven Mnuchin, a Bolton był przeciwny i dlatego Trump się go pozbył. Ale i tu nastąpiły poważne zgrzyty. W weekend zaatakowane zostały przez 10 dronów (lub sterowane pociski) olbrzymie instalacje petrochemiczne w Arabii Saudyjskiej zagrażając aż 5% światowej produkcji ropy naftowej, wybuchły wielkie pożary. Podejrzanymi są zaprzyjaźnieni z Iranem jemeńscy Houthis, inni eksperci wskazują, że atak mógł nastąpić z Iraku (mówią o tym źródła z Kuwejtu), czy Iranu.
Pamiętajmy, że w 10 letniej wojnie (lata 80-te) z Irakiem rewolucyjni Irańczycy stracili ok. 1 mln ludzi. Wojna ta była niejako kontynuacją starożytnych zmagań między Persją, a Babilonem. Dziś szyiccy Persowie zbudowali swoją strefę bezpieczeństwa i wpływów od Iraku, przez Syrię, Liban i część Jemenu. Jednak ich pozycja nie jest wcale silna, w Syrii atakowani są przez Izrael, przy niepewnym zachowaniu Turcji i Rosji, w Jemenie uwikłani są w proxi wojnę z Arabią Saudyjską, jedynie silniejsi są w Libanie dzięki Hezbollah,. Mają też stare porachunki z US, które niedawno zbudowały im regionalną opozycję z państw sunnickich i z Izraela. Zwykle Amerykanom na Bliskim Wschodzie chodziło o ropę naftową, ale teraz US jest samowystarczalna, więc bardziej chodzi o interesy Izraela. Blokując na rynkach światowych irańską ropę US jednak powodują wzrost jej cen, a to z kolei pomaga Putinowi w Rosji, co nie służy interesom US. Już jutro pewnie zobaczymy, kto wygrał w Izraelu i czy grozi nam dalsze podgrzanie atmosfery na Bliskim Wschodzie, a może nawet wojna. Może w następnym tekście spojrzymy na to co dzieje się na amerykańskiej szachownicy politycznej w roku wyborczym, oraz odniesiemy się do nadchodzących wyborów w Polsce