Dorosz: “Narodowcy na dobrej drodze”. Odpowiedź na artykuł J. Fiedorczuka

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!
Tomasz Dorosz

Na portalu internetowym tygodnika „Do Rzeczy” 22 czerwca 2019 roku pojawił się artykuł Jana Fiedorczuka pt. „Narodowcy na bezdrożach (jak skremówkowano Dmowskiego)”. Tygodnik „Do Rzeczy” od lat ma opinię bardziej „liberalnej” frakcji „niezależnych” mediów pisowskich. Znajdą tam dla siebie miejsce bezgranicznie wspierający partię rządzącą, jak i zdeklarowani zwolennicy innych tradycji politycznych, niewzdychający do postppsowsko-żoliborskiego „porozumienia centrum” kierującego Prawem i Sprawiedliwością, którzy jednak „w ostateczności” i z „bólem serca” i tak na PiS głosują. Na łamach tego tygodnika, jak i powiązanego z nim miesięcznika historycznego często można przeczytać o historii polskiego ruchu narodowego oraz jego liderów z Romanem Dmowskim na czele, czasem głos mogą zabrać nawet przedstawiciele dzisiejszej partii narodowców, tj. Ruchu Narodowego, co w przypadku innych mediów pisowskich, w szczególności w ciągu ostatniej kampanii wyborczej, zdarza się niezwykle rzadko lub po prostu wcale. Na scenie mediów politycznych na prawicy jest niewątpliwie zapotrzebowanie na takie pismo, szczególnie w obliczu istnienia mniej otwartych tygodników, jak „Sieci” czy betoniarskiej i zwyczajnie szkodliwej „Gazety Polskiej”. I chociaż narodowcy, nieposiadający własnego tygodnika o takim zasięgu, dzięki „Do Rzeczy” mieli możliwość dotarcia do szerszej grupy społeczeństwa trzeba jednak pamiętać, że nie było to, nie jest i nigdy nie będzie pismo, które otwarcie wspierałoby inne środowisko polityczne, niż te zrzeszone w ramach PiS i jej partii satelickich. Nie jest to pismo narodowe, a o powstanie takiego tygodnika narodowego w przyszłości trzeba zadbać. Można narzekać na braki dzisiejszego ruchu narodowego, bo to tego sprowadza się artykuł pana Fiedorczuka, jednak nie sposób zauważyć, że sytuacja narodowców na internetowym rynku medialnym wygląda dziesiątki razy lepiej, niż miało to miejsce jeszcze kilka lat temu. Wystarczy wspomnieć, że kanał telewizji internetowej Mediów Narodowych ma dużo więcej subskrybujących niż średnia sprzedaż „Do Rzeczy”, także wiele pojedynczych materiałów dociera do dziesiątków tysięcy Polaków. Artykuł Jana Fiedorczuka jest jednak niepozbawiony wielu prawdziwych spostrzeżeń i wniosków, które mi i wielu ideowym narodowcom spędzają sen z powiek i są powodem ciągłego zamartwiania się kondycją polskiego obozu narodowego. Niemniej jednak już na starcie trzeba zaznaczyć, że pod płaszczykiem zamartwień o kondycję polskiego ruchu narodowego („zasłużone miejsce”) z tekstu wydaje się jednak przebijać pewna złośliwość lub w najlepszym razie niezrozumienie sytuacji wokół dzisiejszego ruchu narodowego w Polsce.

Do opisania takowej sytuacji przymierzam się już od dłuższego czasu, a zwieńczenie tych wysiłków będzie można znaleźć już niedługo. Na razie telegraficzny skrót. Ruch narodowy, ten pisany małymi literami, to obóz polityczny odwołujący się bezpośrednio do dziedzictwa tzw. Narodowej Demokracji, częściej zwanej później (od lat 30. XX w.) „obozem narodowym” czy „ruchem narodowym” właśnie oraz jego „ideowych ojców założycieli”, jak Roman Dmowski, Jan Ludwik Popławski, Zygmunt Balicki, Joachim Bartoszewicz i wielu innych. Dzisiaj obóz ten tworzy partia polityczna Ruch Narodowy, z jak to określił Jan Fiedorczuk „od lat pracującymi nad marką” Robertem Winnickim i Krzysztofem Bosakiem na czele, ideowo-wychowawcza Młodzież Wszechpolska, Narodowa Organizacja Kobiet (również imienniczka przedwojennej organizacji), kombatancki Związek Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, Stowarzyszenie Marsz Niepodległości oraz szereg lokalnych organizacji, fundacji, wydawnictw, portali internetowych i lokalnych mediów internetowych. Mam nadzieję, że częścią tego obozu nadal pozostaje Obóz Narodowo-Radykalny, który jednak bezpośrednio odwołuje się do narodowo-radykalnej tradycji z 1934 roku. Działaczy oraz zorganizowanych sympatyków tych organizacji trzeba liczyć w tysiącach. Niewątpliwie popełniliśmy wiele błędów, a przyczyn tego zjawiska upatruję w braku „dziadków i ojców ideowych”. Ci, którzy mogliby nas uczyć realizmu i sprawnej polityki, z której słynęła przedwojenna endecja, zostali albo wymordowani przez Niemców i komunistów, albo wypchnięci na emigrację, której oddziaływanie na „żywy naród” w kraju było niestety zerowe, albo zostali złamani lub przekupieni przez komunistyczne władze. Politycy lat 90. zaczynający jako narodowcy szybko misję odbudowania ruchu narodowego porzucali, chcąc mieć mityczny „wpływ na państwo tu i teraz”, co oznaczało się po prostu opuszczenie szeregów narodowców i przejście do partii prawicowych głównego nurtu. Nawet w obecnej kadencji Sejmu dwóch na trzech wybranych do parlamentu narodowców wybrało tę drogę (do Sejmu weszło pięciu członków Ruchu Narodowego, pozostali dwaj byli jednak bardziej przedstawicielami środowisk współpracujących z RN, aniżeli narodowcami). Gdyby z jakiegoś powodu wszyscy byli narodowcy ze Zjednoczonej Prawicy postanowili z tego obozu odejść, spokojnie mogliby się bić o miano trzeciego pod względem wielkości klubu poselskiego. Po klęsce LPR i zerwaniu przez nią z ideą narodową młodzi polscy narodowcy podjęli jednak próbę odbudowania ruchu narodowego i pomimo wielu błędów jak najbardziej mamy w tej materii wyznaczony plan na lata i wiele sukcesów na koncie.

Poza ruchem narodowym istnieje jednak bardzo dużo środowisk określających się mianem nacjonalistycznych, które między innymi (!) czerpią z ideowych tradycji endecji, ale najczęściej szukają mitycznego „nowego nacjonalizmu”. Osobiście dzielę je na trzy kategorie, a każda z tych kategorii jest dzieckiem swoich czasów. Najbardziej formalna i najstarsza kategoria to oczywiście partia polityczna. Wśród prawie dziewięćdziesięciu obecnie zarejestrowanych partii politycznych prawie dwadzieścia mniej lub bardziej otwarcie przyznaje się do przynajmniej „czerpania z tradycji Narodowej Demokracji”. W zdecydowanej większości są to partie całkowicie już zapomniane lub od samego początku marginalne – w większości przypadków zdecydowanie na szczęście. Wśród nich znaleźć można także między innymi partie, które nazwą nawiązują bezpośrednio do przedwojennych organizacji, jak Liga Narodowa czy Stronnictwo Narodowe. Szczególnie tego drugiego szyldu bardzo dzisiaj żal, ponieważ tak piękna tradycja jest poniewierana przez wariata lub w najlepszym przypadku zwykłego szkodnika. Partie te to „dzieci” lat 90., w którym każdy chciał mieć swoją „prawdziwą” partię, nawet jeśli mieściła się ona na jednej kanapie. Drugą kategorią, tym razem będącej wyrazem „klimatu” pierwszych kilkunastu lat XXI wieku, są różne „ruchy” lub stowarzyszenia. W dużej części są one równie marginalne jak wcześniej wymienione partie, ale ponieważ zakładane były przez dużo młodsze osoby, dużo lepiej „potrafią w internety”. W związku z tym są one, niestety, dużo bardziej zauważalne dla kogoś, kto po prostu wklepie sobie „nacjonalizm” w wujka Google. Parę szumnych „manifestów”, kilka wydanych paszportów „prawdziwego nacjonalisty” lub ostrzeżeń przed „liberalnymi pseudonarodowcami” i portalik w internecie – i już się jest wodzem „organizacji”. Takich „ruchów”, „organizacji” i „stowarzyszeń” jest całe zatrzęsienie. Trzecią kategorią są oczywiście „youtubowi przywódcy” i facebookowe „organizacje”. Po co tworzyć Ruch Narodowy, męczyć się tworzeniem idei, udziałem w rozbudowywaniu realnych struktur realnej organizacji czy realną walką polityczną, gdzie nie ma się pewności na jakikolwiek sukces, skoro można założyć prywatny kanał i vloga na YouTube i trzepać spory hajs na naiwniakach, którzy szukają w Internecie teorii spiskowych i „wojen szurów”? Wszystkie powyżej wymienione środowiska liczą od kilku do najwyżej kilkudziesięciu osób, ale ich szkodliwe działania obciążają kontro tysięcy zwykłych narodowców. I chociaż popełniliśmy wiele błędów, to staramy się budować ideowy, zorganizowany i politycznych ruch narodowy.

Niektórym zwyczajnie pasuje wrzucanie wszelkich organizacyjek nacjonalistycznych do tego samego worka, w którym znajduje się Ruch Narodowy. Jeśli któraś z nich popełni jakiś błąd, można nim obciążyć także wszystkie inne – świetnym przykładem są tutaj słynni „Waffel-SS”, którzy przecież nie byli w żaden sposób powiązani z narodowcami, ale właśnie w taki sposób się ich w mediach określa. Nie ma co jednak płakać, bo trzeba być świadomym, że nikomu nie zależy na tym, poza samymi sympatykami idei narodowej, żeby ruch nasz się odrodził i stał się wybieralnym ugrupowaniem głównego nurtu, jakim jest np. Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen we Francji. Także Jan Fiedorczuk w swoim artykule nie jest wolny od takiego działania – bo skoro dotarł do artykułów tzw. Szturmowców, niewątpliwie nie powinno być dla niego problemem na natrafienie na wspólne stanowisko organizacji narodowych nt. wspomnianych przez niego „rasistowskich haseł na Marszach Niepodległości”. W Marszu Niepodległości biorą udział nie tylko narodowcy, ale nacjonaliści wszelkich maści, monarchiści, konserwatyści, korwinowcy, kukizowcy, pisowcy, a przede wszystkim najzwyklejsi polscy patrioci. Nie ze wszystkimi przecież środowiskami biorącymi udział w Marszu Niepodległości narodowi jego organizatorzy muszą się zgadzać, dlaczego więc akurat mamy tłumaczyć się za „rasistowskie hasła”? Kiedy jednak o tym mówimy, czasem słychać „to nie nasza wina, że jesteście tak podzieleni, nikt by tego nie ogarnął”. Jest to jak najbardziej do ogarnięcia, co przedstawiłem wyżej. To tak, jakby dziennikarze oczekiwali wyjaśnień ze strony rzeczniczki Sojuszu Lewicy Demokratycznej ws. ekscesów tzw. Antify. Przecież to i to lewica, niech się tłumaczą! Nie? No właśnie, że nie. Wśród wspomnianych już przeze mnie prawie dziewięćdziesięciu partii politycznych po przynajmniej kilkanaście z nich odwołuje się do demokratycznego centrum, do prawicy, do lewicy, mamy nawet kilka partii „ludowych”, „chłopskich”. Ruch narodowy ma tak samo dużo marginalnych organizacyjek na swojej orbicie, jak główne ugrupowania każdego innego dużego polskiego ruchu politycznego z tradycjami: piso-sanacji, tzw. demokratów, lewicy, ruchu ludowego. Było kiedyś takie powiedzenie, że tam gdzie dwóch Polaków, tam trzy partie. Jak to pisze autor artykułu w „Do Rzeczy” – taki mamy klimat, taki jest klimat liberalnej, parlamentarnej, partyjniackiej demokracji.

Kiedy zrozumie się powyższe, łatwo zauważy się brak logiki w tekście Jana Fedorczuka. Z jednej strony zarzuca on polskim narodowcom, że tylko przywołują przedwojennych „ojców założycieli”, z drugiej strony doceniają pracę takich narodowców jak Robert Winnicki czy Krzysztof Bosak, którzy przecież Ruchem Narodowym kierują. Może niektóre happeningi rzeczywiście mogą się wydawać nazbyt kontrowersyjnymi, ale w mediach głównego nurtu właściwie tylko takie nasze akcje są zauważalne. Kontrowersyjny przekaz trafia głównie do młodzieży, która poprzez Internet trafia potem na nasze portale, strony internetowe organizacji aż ostatecznie często trafiają do samego ruchu. Bo zauważają, jak wygląda nasza codzienna działalność narodowa. Idea, organizacja, program. Cotygodniowe zebrania, referaty i dyskusje, manifestacje, szkolenia i obozy – happeningi i marsze to tylko dwa z wielu zadań, które wykonujemy. Zachęcamy Jana Fedorczuka i wszystkich dziennikarzy do monitorowania i opisywania każdej naszej akcji. 11 listopada to święto piłsudczyków, a jednak to narodowcy zaczęli organizować społeczne obchody tego dnia. Dokładnie z tego względu przez narodowców organizowany jest Marsz Powstania Warszawskiego, któremu politycznie narodowcy byli przecież przeciwni. My organizujemy młodych, wyciągamy ich na ulicę, a na cotygodniowym zebraniu dowiadują się o różnicach między Dmowskim, Paderewskim a Piłsudskim, dowiadują się o argumentach ówczesnych narodowców przeciwnych powstaniu warszawskiemu. Według mnie to jest właśnie przykład naszego realizmu. Może dlatego wśród młodych poparcie dla Konfederacji to ok. 35%. Teraz trzeba tylko zmusić młodych do przezwyciężenia lenistwa i chodzenia na wybory. Właśnie na cotygodniowych zebraniach Ruchu Narodowego, Młodzieży Wszechpolskiej czy ONR od lat młodzi ludzie słuchają referatów nt. poglądów i życiorysów przedwojennych narodowców, omawiają książki, dyskutują. Zapewniam pana Jana Fedorczuka, że na półkach mojej domowej biblioteczki znajdzie pan Maurrasa, Barresa (piękne wydanie z początku XX w.) czy Kosseckiego. U mnie, jak i u sporej części moich kolegów, w biblioteczkach w lokalach narodowców itd. Oczywiście chciałbym, żeby wszystkie te książki zostały wydane przez jedno wydawnictwo, np. „Wydawnictwo Ruchu Narodowego” albo jakiś „Instytut Myśli Narodowej” i kiedyś trzeba to będzie zrobić, ale skoro te książki te są już teraz dostępne, to chyba bardziej właściwe jest przeznaczenie naszych niestety niewielkich przecież środków finansowych na cele bardziej przyziemne? Zresztą, organizacje narodowe współpracują z takimi wydawnictwami jak Capitalbook.

Oprócz wspomnianych Mediów Narodowych, istnieje kilka innych portali narodowych, jak np. portal Narodowcy, powiązany z Młodzieżą Wszechpolską. ONR ma swoje Kierunki. Młodzież Wszechpolska wydaje pismo „Wszechpolak”, z tradycjami sięgającymi 1937 roku. Z jej szeregów wywodzi się także redakcja „Polityki Narodowej”, o której wspomniał Jan Fedorczuk. Można się z tym pismem zgadzać lub nie, ale nie sposób stwierdzić, że poziomem odstępuje od pism konserwatywnych czy lewicowych. ONR wydaje „Narodowy Horyzont”. Rolę kuźni kadr w ruchu spełnia Młodzież Wszechpolska, przez którą przewinęło się tysiące wspaniałych osób. Nie jest to młodzieżówka partyjna, wychodzą z niej nie tylko politycy, ale też prawnicy, lekarze, przyszli profesorowie. Oczywiście, że cały czas jest tego za mało, że trzeba to rozwijać, profesjonalizować, ale właśnie to narodowcy starają się robić. Dzieje się wiele, a to, że Jan Fedorczuk tego nie zauważa wynika może po prostu z tego, że punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia – z mojej perspektywy wpływ wszelakich Instytutów Misesa, „Kronosów” i „Pressji” na jakikolwiek ruch polityczny w Polsce jest minimalny. Oczekiwanie od partii politycznej omawiania Bierdiajewa wydaje mi się jednak mocno przesadzone. Wystarczy, że takie rzeczy omawia się na zebraniach młodzieżowych organizacji ideowo-wychowawczych. Ważne, że na stronach Ruchu Narodowego można znaleźć liczący sto stron program polityczny, do tego program samorządowy czy ten dotyczący Europy – to Ruch Narodowy stworzył specjalny program na wybory europarlamentarne, kiedy inni zatrzymali się na memologii stosowanej mimo istnienia szeregu „instytutów” i „think-tanków”, z których mogliby przecież korzystać. Chyba po takich dokumentach powinno oceniać się partię i cały ruch narodowy. Tak, Polacy mieli 30 lat, żeby odbudować ruch narodowy, niestety do 2010 (powstanie Marszu Niepodległości) i 2012 roku (powstanie Ruchu Narodowego) się to nie udało, poza chwilowym sukcesem politycznym Ligi Polskich Rodzin. Młode pokolenie narodowców wzięło się jednak do roboty i od lat staramy się ruch narodowy budować, niosąc nasz narodowy sztandar wysoko i dumnie. Będziemy go nieść dalej, aż do urzeczywistnienia tego, co mamy w naszych deklaracjach ideowych. Chcemy Polski katolickiej, narodowej i wielkiej, niepodległej, suwerennej i silnej. W taką Polskę wierzymy i takiej Polski chcemy. Narodowcy są na dobrej drodze. Teraz oby do przodu!

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY