[Opinia]: „Dlaczego lewica za Goebbelsem używa mitu księdza-pedofila – źródła, przyczyny i cele”

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

Socjaliści współcześni, rzekomo nienawidzący niemieckich i rosyjskich socjalistów sprzed wieku powielają stworzone przez nich mity, nawet o tym nie wiedząc. Przeciętny antyklerykał, oddając tym nieocenione przysługi Józefowi Stalinowi religijnie wręcz wyznaje mit współpracy Kościoła z Hitlerem , a jednocześnie będąc na informacyjnej smyczy Goebbelsa rozgłasza mit księdza-pedofila. I nie ma znaczenia, że żadne dane tego nie potwierdzają. Wszak brak dowodów jest tylko dowodem na ich ukrywanie.

Obie te baśnie stworzyli wspomnieni jegomoście, a antyklerykałom nie wydaje się to przeszkadzać. Wręcz przeciwnie, religijna wiara w demoralizację wśród kleru pozwala im bez wyrzutów sumienia odrzucić moralność katolicką, tak trudną do pogodzenia ze zwierzęcym trybem życia dzisiejszej lewicy. Mechanizm ten jest w bezpośrednim związku z celami, jakie nowy marksizm chce zrealizować strasząc rodziców księżmi, o czym powiemy nieco niżej. Na początek trzeba jednak wyjaśnić źródła tych mitów oraz samej pedofilii i dokładnie wskazać, dlaczego pedofilia wśród kleru jest tak chętnie rozgłaszana, nawet gdy nie ma miejsca. Bo wyjaśnienie jest zbyt złożone, by można było zrzucić wszystko na karb zwykłej nienawiści.

Zacznijmy od źródeł słynnego mitu.

Kiedy i po co powstał mit księdza-pedofila?

Jak wspominałem wyżej, baśnie o pedofilii wśród kleru zawdzięczamy Józefowi Goebbelsowi, ale wyjaśnienia wymagają okoliczności i cele powstania tego mitu. Kościół zarządzany z zewnątrz, o potężnym autorytecie moralnym już od czasów katakumb był dla każdego reżimu najbardziej znienawidzonym wrogiem. Podobnie w czasie II Wojny Światowej, mimo szczerych chęci i ogromnej armii nie można było podbić Watykanu, a nawet Hitler pod koniec wojny odstąpił od planu porwania Piusa XII w obawie przed reakcją całego chrześcijańskiego świata. Papież natomiast walczył nie artylerią i pistoletem, a słowem, którego posłuch i siła zależały od wiary społeczeństw w religijny autorytet i moralną nieomylność namiestnika Chrystusa na Ziemi. Jego słowa z kolei w czyny zamieniali szeregowi kapłani. Ten autorytet musi więc podkopać każdy reżim, który chce sobie poradzić z Kościołem.

Właśnie dlatego, niedługo po publikacji encykliki „Mit Brennender Sorge” skierowanej przeciwko nazistom i rasizmowi, niemiecki Minister Propagandy rozpoczął kampanię rewizji dawnych oskarżeń o seksualne nadużycia wśród kleru i nagłaśniał je. Dodać należy, że wtedy skandalem słusznie był również czyn homoseksualny i także o nie pomawiano przedstawicieli kleru. Podobnie jak i dziś, trudno było znaleźć realne przykłady takich zachowań w większej ilości, wobec czego Gestapo fabrykowało materiały mające potwierdzać założoną tezę i dopuszczało nawet karę śmierci za niechęć do współpracy przy tym procederze. „Kulkę” dostać mogły nawet dzieci służące za podłożone ofiary, gdyby nie chciały zeznawać przeciw pomówionym kapłanom.

Księża byli masowo pozywani i aresztowani, a zrekrutowani przez Gestapo „świadkowie” dopowiedzieli, co trzeba było, by skazać jednego czy drugiego niewygodnego kaznodzieję. Goebbels wywołał wtedy przeświadczenie o kryzysie moralnym Kościoła (skąd my to znamy, prawda?) i powszechną panikę, którą jak widać po ciągłych atakach na Kościół katolicki, wykorzystuje się po dziś dzień. Ten mit księdza-pedofila okazywał się skuteczny w społeczeństwie kontrolowanym przez machinę propagandową Goebbelsa i został przejęty przez lewicę jako taką, gdy rozpoczęła kampanię masowej dekatolicyzacji świata zachodniego. Aby nie ograniczać się tylko do historii, zastanówmy się, skąd realnie bierze się problem pedofilii i gdzie faktycznie powinniśmy wprowadzać zmiany.

Realia: dlaczego 90% ofiar to chłopcy i ilu księży faktycznie molestuje

Jak nietrudno się domyślić, pedofilia nierozerwalnie związana jest z zaburzeniami rozwoju seksualnego i psychicznego, które coraz częściej nazywa się orientacjami seksualnymi. Nawet w przypadkach udowodnionych molestowań wśród katolickiego kleru, np. w Nowym Jorku, aż 80 do 90% ofiar stanowili chłopcy w okolicach 14-17 roku życia. Trudno więc nie zauważyć tu skłonności homoseksualnych, skoro dzieci przed okresem dojrzewania i dziewczynki stanowiły niemal pomijalną część ofiar. Co więcej, poszczególne przypadki pedofilii w Kościele, rozciągnięte propagandowo na całą instytucję, pojawiły się także dopiero w latach 60 i 70, czyli kilka lat po tym, jak na Soborze Watykańskim II (i później, dzięki rewolucji jaką rozpoczął) zliberalizowano zasady przystępowania gejów do seminariów otwierając im furtkę dostępu do dzieci powierzonych Kościołowi. Nie było pedofilii, dopóki Kościół nie odpowiedział na apele lewicy o tolerancję dla dewiacji.

Jeśli chodzi o dane, przykład Polski pokazuje, jak mit księdza-pedofila rozbija się o zwykłe fakty. Oficjalny dokument Ministra Sprawiedliwości potwierdza, że na 1500 skazanych pedofilów duchowni stanowią około promila, przy czym nie ma informacji, czy i ilu w tym promilu jest duchownych katolickich. Swego czasu Super Express próbował podpiąć się pod omawiany mit, jednak próby te spaliły na panewce, gdy z ostatniej dekady nie znalazło się więcej, niż 30 pedofilów w sutannach. Warto przypomnieć, że obecnie w Polsce posługę świadczy około 30 tysięcy księży i zakonników.

Gdzie więc ta plaga pedofilii w 30 tysięcznym zbiorze rzekomych degeneratów? Okazuje się, że podobnie jak mityczny polski neonazizm, nie wychodzi ona poza wąziutkie granice umysłowe lewicy.

Dlaczego propaganda naciska akurat na kwestię pedofilii?

Warto zastanowić się, dlaczego akurat pedofilia wśród kleru jest tak intensywnie nagłaśnianym i „eksplorowanym” tematem w propagandzie lewicy przeciwko katolicyzmowi. Pierwszą odpowiedzią, jaka nasuwa się po chwili namysłu jest stwierdzenie, że przecież dzieci naturalnie są dla każdego człowieka najważniejsze i krzywdzenie ich budzi słuszny gniew niezależnie od przekonań politycznych, czy wiary.

Jest to jednak odpowiedź błędna, ponieważ ta sama pedofilia, tyle że dla odmiany legitymizowana religijnie i istniejąca bynajmniej nie w ukryciu od czternastu wieków stanowi nieodłączną część kultury i społeczeństwa muzułmańskiego, w którego obronie lewica staje mimo jawnej sprzeczności z jej własnymi postulatami (wolność słowa, równouprawnienie kobiet, tolerancja dla gejów, filosemityzm itp).

Z kolei partie lewicowe, jak niemieccy Zieloni, budowane są na majątku i wizerunku znanych pedofilów, a kraje takie jak Holandia przez dekady miały wśród swoich „przedstawicieli ludu” jawnie pedofilskie ugrupowania (w Holandii partia Martijn istniała przez 20 lat i zamierza wrócić na scenę polityczną dzięki wsparciu UE). Najbardziej skrajna lewica postuluje również legalizację tzw. orientacji seksualnych innych, niż homoseksualizm (w tym pedofilii), a na obserwacjach pedofilów i dotkniętych innymi zboczeniami Alfred Kinsey zbudował pseudonaukowy pomost, po którym w 1973 roku do wykreślenia z listy chorób i zaburzeń homoseksualizm przepełzł mimo oporu całego świata.

Nie można więc racjonalnie twierdzić, że lewica sprzeciwia się pedofilii jako takiej. Przeciwnie, jej legalizacja jest środkiem do zdobycia kolejnej grupy „wykluczonych” i „dyskryminowanych” będących w kolejnym „nierozwiązywalnym konflikcie” z kulturą chrześcijańską i użycia ich jako potencjalnego elektoratu lewicy. Do tego jednak marksiści XXI wieku muszą poczekać jeszcze kilka lat i odpowiednio zdemoralizować społeczeństwo.

Faktycznym powodem powielania i wzmacniania mitu księdza-pedofila jest konieczność odcięcia dzieci do 10 roku życia od Kościoła katolickiego i jego moralnego nauczania. W tym wieku podstawy osobowości i charakteru są już wykształcone, a szkic moralności zarysowany na całe życie niezależnie od tego, jaka ta moralność miałaby być. Jest to także powód, dla którego tak istotnym elementem walki marksizmu z cywilizacją jest seksualizacja dzieci od jak najmłodszych lat. Każdy, kto miał kontakt z pornografią lub po prostu seksem wie, jak silny „rozpraszacz” stanowią i jak skutecznie potrafią odciągać od zajęć takich, jak nauka, czy praca. A tylko Kościół, bądźmy szczerzy, otwarcie i niezmiennie zabrania kontaktu z pornografią i onanizmem, szczególnie dzieciom.

Do 10 roku życia kształtują się wszystkie najważniejsze mechanizmy, które człowieka wznoszą ponad poziom mówiącego zwierzęcia i to wtedy proces edukacji decyduje o tym, czy taki osobnik osiągnie coś więcej, niż umiejętność samogwałtu. Rozbicie zdolności koncentracji za pomocą pornografii i onanizmu przy jednoczesnym odcięciu dziecka od zakazującej wzajemnego okradania się moralności katolickiej jest jedynym pewnym sposobem na stworzenie idealnego prekariusza, czyli człowieka wyłącznie z nazwy i wyglądu, który nie potrafi dosłownie nic i przez swoje kalectwo zmuszony jest oddać władzę w ręce marksistowskich elit celem otrzymania opieki systemu. Dziś celem nie jest już zbuntowanie ciemnych mas pracujących, ale „wykształcenie” zacofanych i zdemoralizowanych band nienawidzących własnej kultury, którzy z braku innego wyboru oddają panowanie innym. Tym, którzy mają władzę rozdawania publicznych pieniędzy.

Taki bez Kościoła czeka nas los i takie przyszłe pokolenia będziemy utrzymywać, jeśli w imię wygody i świętego spokoju będziemy przyzwalać na antyludzkie działania lewicy. Do tego rękę przykładają wszystkie władze i autorytety, a jedyną nadzieją jest powszechny bunt społeczeństwa (głównie rodziców) wobec marksizmu z jednoczesnym powrotem do katolicyzmu. Nie tzw. „chrześcijaństwa”, jakim zwie się wszelkie zdegenerowane do szpiku denominacje protestanckie, ale katolicyzmu właśnie.

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY