Francuskie agencje wywiadowcze sprawdzają, czy służby obcych państw nie podsycają protestów „Żółtych kamizelek”. Sprawdzają czy nie próbowały wpływać na francuskie społeczeństwo za pośrednictwem informacji przesyłanych przez media społecznościowe.
Zbadaniem czy internetowi aktywiści działający z zagranicy starają się celowo podsycać trwające od kilku tygodni protesty zajmuje się Sekretariat Generalny Obrony i Bezpieczeństwa Narodowego (SGDSN).
SGDSN podlega bezpośrednio premierowi Emmanuelowi Macronowi. Odpowiada za koordynację pracy różnego rodzaju służb zajmujących się działalnością wywiadowczą we Francji. Służby, w zwłaszcza Dyrekcja Generalna Bezpieczeństwa Wewnętrznego (DGSI), mają sprawdzić aktywność zagranicznych kont w mediach społecznościowych związaną z protestami „Żółtych kamizelek”. Chodzi w szczególności o boty generujące automatyczne wiadomości i rozpowszechniające je w sieci. Służby sprawdzą kiedy takie podejrzane konta zostały utworzone i będą próbowały ustalić, czy nie jest to aktywność wywiadowcza służb innego kraju.
Brytyjski dziennik „TIME” napisał w sobotę w oparciu o analizy do których uzyskał dostęp, że setki kont powiązanych z Rosją prowadzi działania mające na celu podsycanie zamieszek we Francji.
Jak dotąd francuskie służby ostrożnie podchodzą do tych oskarżeń. Uznają, że zainteresowanie rosyjskich mediów protestami, a także krytyczne stanowisko wobec sposobu w jaki postępuje francuski rząd, jest zrozumiałe. Nie ma obiektywnych dowodów na to, że za wzmożoną aktywnością rosyjskich mediów i użytkowników mediów społecznościowych stały rosyjskie służby.
DGSI oraz prokuratura bada jednak kwestię wycieku danych z serwerów komendy głównej francuskiej policji, do której doszło w piątek. Wiele dokumentów dotyczących działań francuskiej policji zostało opublikowanych w sieci.