Premier wystosował specjalny apel, w którym nawołuje do „jedności” i apeluje do opozycji, by wzięła udział w organizowanym przez rząd marszu. Od wczoraj PiS próbuje przejąć oddolną inicjatywę, jaką jest organizowany od wielu lat przez środowiska narodowe Marsz Niepodległości.
W liście opublikowanym dziś na stronie internetowej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Mateusz Morawiecki wzywa do ponadpartyjnej jedności:
Pragnę zaapelować do elit politycznych i sympatyków wszystkich ugrupowań, ruchów i stronnictw, by dzień 11 listopada 2018 roku był świadectwem tego, że Polska jest jedna. Że Polska jest wielka. Że jest najwyższą wartością dla nas wszystkich. I musimy dbać o jej przyszłość (…) Pójdźmy razem ramię w rami. Na Marsz Państwowy w 100. Rocznicę Odzyskania Niepodległości zaproszeni są wszyscy. Marsz będzie okazją, by pokazać, że potrafimy godnie świętować niepodległość (…) W ten sposób okażemy naszą wdzięczność tym, którzy wywalczyli naszą niepodległość. To właśnie ona jest najmocniejszą gwarancją bezpiecznej i szczęśliwej przyszłości naszej Ojczyzny
Jak podają kresy.pl, decyzja ws. przejęcia Marszu Niepodległości miała zapaść „na samej górze”.
Według portalu WP.pl, gdyby prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz nie wydała zakazu wobec tegorocznego Marszu Niepodległości, to zrobiłby to wojewoda mazowiecki z Prawa i Sprawiedliwości Zdzisław Sipiera, żeby umożliwić przejęcie marszu. Decyzja miała zapaść już wcześniej w kierownictwie PiS.
W ubiegłym roku wojewoda Sipiera zarejestrował Marsz Niepodległości, jako zgromadzenie cykliczne na najbliższe cztery lata, na podstawie nowych przepisów o zgromadzeniach z grudnia 2016 roku. Według Wirtualnej Polski, wojewoda w oparciu o te przepisy miałby rozwiązać marsz. Portal twierdzi, powołując się na swoje źródła, że decyzja o tym miała zapaść kilka dni wcześniej w biurze prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego na Nowogrodzkiej.
– Trzeba było ratować sytuację. Stąd pomysł na przejęcie marszu narodowców. Decyzja zapadła na samej górze – podaje źródło wp.pl
Portal powołując się na uzyskane informacje pisze, że decyzja prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz ułatwiła zadanie obozowi rządzącemu. Wczorajsze spotkanie prezydenta Dudy z premierem Morawieckim w Pałacu Prezydenckim mało być czysto kurtuazyjne, ponieważ scenariusz przejęcia Marszu Niepodległości i ustanowienia wydarzenia jako państwowego był przygotowany już wcześniej.
Formalności ze strony prezydenckiej uzgadniał rzekomo bliski doradca Dudy, Wojciech Kolarski, na spotkaniach z przedstawicielami rządu. Brali w nich udział m.in. szef MSWiA Joachim Brudziński i pełnomocnik rządu ds. obchodów 100-lecia Niepodległości wiceminister kultury Jarosław Sellin, a także marszałek Senatu Stanisław Karczewski. Te same osoby prowadziły rozmowy z organizatorami Marszu Niepodległości.
Wirtualna Polska podaje również, że za zabezpieczenie marszu państwowego ma odpowiadać MON, kierując do tego zadania wojsko i żandarmerię wojskową. W marszu tym poza prezydentem, który najpewniej wygłosi przemówienie na rozpoczęciu, mają wziąć udział również premier, członkowie rządu i kierownictwo PiS. W tym zapewne również prezes Jarosław Kaczyński, ale decyzja w tej sprawie ma rzekomo zapaść „dosłownie w ostatniej chwili”.
Prezydent Andrzej Duda zaprosił na Twitterze na „Biało-Czerwony Marsz 100 lecia Odzyskania Niepodległości”. Wcześniej odbył “konsultacje” z premierem Mateuszem Morawieckim. Rządowy marsz ma mieć charakter uroczystości państwowej. Jak uzasadniano, decyzja prezydenta rzekomo ma wynikać z apeli środowisk kombatanckich. Prezydent zapraszając na tzw. Biało-Czerwony Marsz zaapelował, by przynosić ze sobą wyłącznie biało-czerwone flagi. Trasa tego marszu pokrywa się z trasą Marszu Niepodległości, który wyruszy godzinę wcześniej. Mimo rangi państwowej rządowego marszu, nie ma on pierwszeństwa przed zgromadzeniem cyklicznym jakim jest Marsz Niepodległości
źródło: kresy.pl, wp.pl