Były prezydent we wtorek rano złożył nietypową ofertę. Lech Wałęsa chce przy pomocy swoich sympatyków zebrać 250 tys. złotych dla osoby, która dostarczy dowody na „wrobienie” go w agenturalną działalność.
Niecodzienne ogłoszenie pojawiło się na Facebooku Lecha Wałęsy. „Wyznaczam 250 000 zł nagrody (które zamierzam wypłacić przy pomocy moich sympatyków) dla świadka który brał udział w perfidnej prowokacji wrabiającej mnie w agenturalną działalność i dostarczy niepodważalnych dowodów wykazujących kto za tym stoi” – napisał były prezydent (pisownia oryginalna – red.). Z jego słów wynika więc, że nie oferuje pieniędzy, które posiada, ale sumę, którą planuje zebrać przy wsparciu popleczników.
Wałęsa podzielił się też swoimi przemyśleniami na temat tego, kto go „wrobił” wyliczając osoby, które już wcześniej oskarżał. „Moim zdaniem to bracia Kaczyńscy wykorzystując panią Kiszczak i podrobione przez SB dokumenty, przy pomocy takich ludzi jak Gwiazda, Cenckiewicz i Wyszkowski próbują na siłę zrobić ze mnie agenta i wmówić Polakom kłamstwa na mój temat” – ocenił były przywódca „Solidarności”. Niedowiarków odesłał do wydanej przez Wydawnictwo Morskie w 1981 roku publikacji „Wałęsa”, w której – jak stwierdził – znajduje się „prawda o jego działaniach w latach 70”.
Umorzone śledztwo
W lipcu białostocki oddział IPN umorzył śledztwo w sprawie podrabiania w latach 70. dokumentów z teczki agenta „Bolka”. Śledczy stwierdzili, że sześć dokumentów dołączonych do teczki Lecha Wałęsy bezpieka rzeczywiście sfabrykowała. Sprawę jednak umorzono, bo karalność przestępstwa się przedawniła Jak ustalili prokuratorzy IPN – większość papierów w teczce byłego prezydenta jest autentyczna.
Opinia publiczna nie pozna jednak szczegółów tej sprawy. Jak informowaliśmy w sierpniu, „Wprost” zwrócił się do Instytutu Pamięci Narodowej o udostępnienie akt postępowania w trybie dziennikarskim, ale prokurator zajmująca się sprawą odmówiła. – Akta postępowania przygotowawczego mogą być za zgodą prokuratora udostępnione w wyjątkowych wypadkach. W niniejszej sprawie taki wyjątkowy wypadek nie zachodzi – oświadczyła Katarzyna Opacka z pionu śledczego białostockiego IPN.