Sterowanie opinii publicznej za pomocą filmów jest klasyką socjologiczną, więc warto przyjrzeć się II serii popularnego serialu „Korona Królów”. Skądinąd słuszny projekt w ramach polityczni historycznej.
Pamiętamy o roli antysowieckich „Bondów” w zimnej wojnie. Wiemy, że hollywoodzkie firmy powielają dychotomiczny podział na „dobrych chłopców z Wirginii, którzy chcą wrócić do domu”, ale najpierw muszą skopać tyłki „złych chłopców”, z Meksyku, Serbii, Wietnamu itp., itp., gdziekolwiek stanie but marines. A jak ogromną rolą w rozbudzaniu imperialnych ambicji odegrał przecież turecki serial „Wspaniałe stulecie”. Kino rosyjskie pełne jest ciekawych seriali „imperialnych”, których niestety nie możemy politycznie obserwować. A indyjskie mitologiczne bajki o „bogach” wpłynęły w rozwój na powstanie i rozwój agresywnej, nacjonalistycznej, hinduistycznej partii BJP. Nasza KK nie wzbudza już skrajnych emocji, odkąd pozbył się „grzechów nowości” i ustabilizował na poziomie ok. 2 mln widzów.
Tyle wstępu i ad rem do tytułu artykułu.
Nie dołączę się do nihilistycznych krytyków, krytykujących wszystko, lecz zauważę, że partie scenariusza dotyczące spraw damsko-męskich czy też całego niewieściego świata, są dowolną, średniowieczną kopią telenoweli „Na wspólnej”, pisanej przez scenarzystów na przemian z artykułami do „Krytyki Politycznej” . Jako, że ich, scenarzystów, feministyczne widzenie świata zostało już wyprodukowane przez TVP zaapeluję do ich inteligencji w III serii serialu. Drodzy scenarzyści, władza rodziców do XIX wieku (a często i później) była niepodważalna. W systemie rodowym kojarzenie małżeństw według woli rodzica było ich świętym prawem. Nawet syn czy córka nie myślała, ze może być inaczej! Dziewczyny wychodziły za mąż już od 12 roku życia. Wdowy lub niezamężne kobiety, które nie posiadały wsparcia rodziny lub majątku znajdowały się w biedzie ze względu na bardzo niskie wynagrodzenie, które otrzymywały za swoją pracę i żeby przetrwać żebrały, kradły lub prostytuowały się, chyba, że udało im się znaleźć schronienie w klasztorze. Nakryciem głowy były lekkie chusty delikatnie upięte na głowie lub zaprasowane w drobne fałdy. Nie było odsłoniętych dekoltów, ponieważ noszono suknie spodnie po staropolsku zwane giezłem. I nie było „pisareczek” kronik. I nie było znanych wam z „Warszawki” singielek z korporacji, jakie mentalnie umieściliście w serialu. Proszę nie piszcie historii „na nowo” jak mistrz w tym temacie doktor praw Duda Andrzej z Krakowskiego Przedmieścia.
O ile w wersji historyczno-politycznej „Korona Królów” trzyma się o tyle wiernie, o ile fabuła pozwala, faktów, by nie powiedzieć, że znajdują całe cytaty z Wikipedii z hasła „Kazimierz III Wielki”, co jest pozytywem, to zaniepokoiło mnie coś innego. I seria KK kończy się na około roku 1340 kiedy zaczęła się walką króla polskiego o Ruś Halicko-Włodzimierską czyli o… Lwów. Teraz mamy odcinek 91 serialu, czyli rok 1342 wstąpienie na tron sojusznika Korony Polskiej, siostrzeńca Ludwika Węgierskiego i temat Rusi, póki co znikł. Mało tego, dalej pojawiają się określenia „dobrzy Litwini”, kiedy właśnie z Litwą i Złotą Ordą król Kaźmierz toczył boje o te ziemie. „Litwini” w czasie wojny winni być usunięci z Wawelu, a tu proszę, aktorki mają pewnie kredyty i muszą grać dalej. O ile dobrze zrozumiałem, ciężar historyczny II serii został przeniesiony na kwestie czeską, śląską i krzyżacką, to należy jednak przypomnieć, że kwestie ruska i litewska były równoległe, niezależnie z wielkim uporem realizowane przez Wielkiego Kazimierza. Co „scenarzyści polityczni”, decydenci telewizyjni, specjaliści geopolityki z Al. Szucha od swego mistrza Czaputowicza boicie się Litwina i Ukraińca?
I oczywiście „dobry żyd” karczmarz, stały element życia plebejskiego w serialu. Rozumiem, że „złych żydów” nigdy w historii nie było, a po co narażać się na gniewne pomruki z ambasady Izraela. Zresztą w tej materii scenarzyści KK naśladujecie wiernie doktora sztuk wyzwolonych Glińskiego, który „nie kuma”, że bycie dobrym żydem sprowadzało się do zachowania całego wachlarza separacji rytualnych od goim. Nie razem „z”, ale osobo od chrześcijan. Ale tego Pan Profesor może już nie wiedzieć. Bo z Warszawy.