Dnia 11 października obchodziliśmy 74. rocznicę śmierci Jana Mosdorfa. Warto z tej okazji przyjrzeć się nie tylko biografii tego wybitnego działacza narodowego, ale również poznać bliżej jego poglądy. Zajrzeć należy przede wszystkim do jego najbardziej znanej pozycji, „Wczoraj i jutro”. Książka ta nazywana jest niekiedy „Biblią narodowego radykalizmu”. Autor w pierwszej kolejności wyraził w niej swój pogląd na historię. Ideałem była dla niego epoka średniowiecza. Średniowieczne miasta przyczyniły się co prawda do rozwoju kapitalizmu, jednakże praca nie była wówczas celem samym w sobie , ale hołdem oddawanym Bogu. Mosdorf krytykował tym samym późnośredniowieczne rozdzielenie kapitału od pracy, kiedy to zyski zaczęto zdobywać dzięki spekulacjom finansowym. Zwracał również uwagę na negatywne wpływy reformacji. Wskazywał, iż średniowieczny bogacz co do zasady zawsze odczuwał pewne zaniepokojenie dotyczące swojego własnego zbawienia. Marcin Luter uważał natomiast, iż jeżeli ktoś ślubuje ubóstwo, to tak jakby ślubował być zawsze chorym. Postawa taka wiąże się siłą rzeczy z pędem do zdobywania zysków, niekiedy „za wszelką cenę”. Ponadto protestant nigdy nie dba o wewnętrzną poprawę (stoi bowiem na stanowisku, iż natura ludzka jest tak bardzo zepsuta, iż takowa poprawa jest niemożliwa), ale o nieprzekraczanie pewnych kanonów. Stąd właśnie wziął się purytański ascetyzm. Purytanie nigdy nie potępiali chęci zysku, takowy chcieli osiągnąć uczciwą pracą na roli.
Jan Mosdorf siłą rzeczy najwięcej uwagi poświęcił historii Polski. Zwracał uwagę między innymi na odbudowę państwa polskiego po upadku Mieszka II. Odnowa ta była swego rodzaju dowodem, iż dotychczasowe prace unifikacyjne nie poszły na marne, a z rodów i plemion zaczął się tworzyć naród. Błędem było jednak przeniesienie „stolicy” do Krakowa, ponieważ pociągnęło to za sobą zaniedbanie północno- zachodniej części państwa.
Ponowny kryzys związany był rzecz jasna z rozbiciem dzielnicowym. W przezwyciężeniu go niezwykle ważną rolę odgrywał kult świętych patronów, św. Wojciecha i św. Stanisława. Równie ważne było jednak wcielające idee w życie społeczeństwo. Co do kwestii gospodarczych, to zdaniem Mosdorfa nie można nie docenić pracy zakonu cystersów oraz napływowej ludności niemieckiej, która wykonywała czynności takie jak osuszanie bagien czy budowa młynów. Ponadto Polska zaczęła wówczas produkować zboże oraz jego przetwory, a kiedy rynek krajowy stał się ciasny, zwrócono uwagę na Wisłę. Wiązało się to ze wzrostem znaczenia Pomorza Gdańskiego, które coraz silniej odczuwało łączność z Polską.
Autor bardzo pozytywnie wypowiada się na temat panowania króla Kazimierza Wielkiego. Panujący wówczas ustrój gospodarczy określa on jako gospodarkę planowaną, ale zwraca jednocześnie uwagę, iż tam, gdzie było to korzystne, władca popierał również inicjatywę prywatną (poparcie to wyrażane było poprzez przywileje). Ponadto bogaciła się wówczas wieś, a przykucie chłopa do ziemi nie miało charakteru niewoli (dwóch chłopów rocznie mogło wyjść z wioski, pod warunkiem, iż znaleźli ono kogoś na swoje miejsce). Co istotne, na wsiach polskich ulokowanych na prawie niemieckim rozwijał się wówczas samorząd. Zdaniem Mosdorfa fakt ten dawał wówczas szansę na trójstanowy parlament i równowagę społeczną. W okresie panowania Andegawenów doceniał natomiast pakt koszycki, który stanowił swego rodzaju zabezpieczenie przed cudzoziemcami. Niebezpieczne było jednak to, iż szlachta zaczęła wówczas domagać się, aby podatki nakładane były tylko za jej zgodą. Skarb zaczął być bowiem zależny od warstwy uprzywilejowanej. Podobnie rzecz miała się z żądaniem wynagrodzenia za wyprawy zagraniczne. Miało to jednak również swoje dobre strony, ponieważ stanowiło hamulec przeciwko przelewaniu krwi za granicą.
Wiek XV zdaniem Mosdorfa ocenić należy jako pozytywny. Panował wówczas dobrobyt i co istotne, Litwa i Ruś zaczęły się polonizować. Autor krytykuje jednak sejm piotrkowski (1496) i przykucie chłopa do ziemi. Fakt ten spowodował, iż do miast migrować zaczęli cudzoziemcy, a także Żydzi. Mosdorf krytykował również magnaterię, która rozbudzała ducha opozycji u szlachty. Polska była wówczas republiką na czele z królem. Mosdorf zwracał uwagę, iż w XVI wieku problemem stało się nadmierne bogacenie się magnaterii, która ostatecznie nie zdecydowała się na egzekucję dóbr. Polska w pewien sposób została więc przy własności prywatnej, a mówiąc ściślej przy prywatnych monopolach. Mosdorfowi nie podobało się również szlachecki patriotyzm stanowy. Zły jego zdaniem był nienarodowy charakter państwa, a szlachtę polsko– litewsko- ruską łączyła tylko przynależność do jednego stanu. Ważne w tworzeniu się świadomości narodowej miała być natomiast insurekcja kościuszkowska oraz utworzenie Legionów Dąbrowskiego. Istotną role odgrywały również późniejsze powstania, aczkolwiek minusem jest to, że rok 1830 narzucony został przez francuską masonerię. Mosdorf co do zasady krytykował jednak epokę romantyzmu, bliższe było mu zdroworozsądkowe myślenie pozytywistów. Jednocześnie zwracał on jednak uwagę, iż pozytywizm miał bardzo dużo wad, przede wszystkim chodzi tu o kult materialnego postępu oraz uwielbienie dla kapitalizmu.
Interesujące jest to, że Jan Mosdorf w swoim dziele przedstawia nam pokrótce swoją drogę do katolicyzmu. Podkreśla, iż początkowo podchodził do niego od strony czysto społecznej, dostrzegał pozytywny wpływ Kościoła na społeczeństwo. Zwracał jednocześnie uwagę, iż wbrew temu, co sądzili pozytywiści, społeczeństwo nie jest organizmem. Człowiek również nim nie jest, on sam w sobie jest całością, a jego ostateczny cel jest poza społeczeństwem. Aczkolwiek przyrównanie społeczeństwa do organizmu ma pewien sens. I tak na przykład amebę uznać można za organizm niespójny, człowieka natomiast jako organizm spójny. Mosdorf dokonuje tu jeszcze innego porównania: tłum jest jak ameba, a naród co prawda nie jest drapieżnikiem, ale musi wywalczyć sobie egzystencję. Gotowość do ekspansji nie jest więc głównym celem narodu, ale jest warunkiem istnienia.
Niezwykle interesujące są poglądy Jana Mosdorfa na ustrój państwowy i gospodarczy. Niewątpliwie nie był on konserwatystą, zwracał uwagę, że nie wszystko, co dawne jest lepsze od współczesnego. Jak wcześniej zostało to już zaznaczone, wiele wad posiadał, chociażby ustrój Rzeczypospolitej szlecheckiej. Szlachta patrzyła bowiem na zgięte karki chłopów pańszczyźnianych, często odmawiała podatków i rozdrapywała królewszczyzny.
Co do poglądów gospodarczych, Mosdorf skupił się przede wszystkim na krytyce kapitalizmu. Zwrócił uwagę, iż jego elementem jest pogarda do pracy fizycznej. Podobnie było w starożytności, kiedy to pracą takiego typu zajmowali się niewolnicy. Postawę tą zmieniło dopiero średniowiecze, wówczas fizycznie pracowali nawet zakonnicy. Autor podkreśla, iż praca zawsze wykazywać musi cechy twórczości, inaczej będzie przekleństwem. Postęp techniczny nie jest niczym złym, ale nie może pociągać za sobą koncentracji produkcji. Co do handlu, to w pierwszej kolejności należałoby wyeliminować pośrednictwo prywatne. Nie można od razu likwidować zawodu kupca, ale w przyszłości handel powinien być tylko i wyłącznie handlem spółdzielczym. Ogólnie rzecz biorąc gospodarka w państwie narodowym powinna być gospodarką planowaną, chodzi tu przede wszystkim o podział terenów produkcji oraz o podział zadań producentów. Etatyzm nie jest jednak niczym pozytywnym, nie stawia on bowiem na wydajność, ale na rentowność. Interesujące jest to, iż Mosdorf zwracał uwagę na szkodliwość pomocy finansowe z zagranicy. Coś takiego nie ma sensu, ponieważ kraj de facto wówczas się nie rozwija. Aczkolwiek stan całkowitej izolacji również jest czymś niemożliwym do zrealizowania. Obcy kapitaliści powinni jednak być wywłaszczeni bez odszkodowania. Mosdorfa nie przekonywała argumenty o „świętym prawie własności”, spojrzenie takie uważał za pogańskie. Dokonał tu ciekawego porównania do niewolnictwa, które zakłada, że własnością może być również drugi człowiek. Własność natomiast nigdy nie może być celem samym w sobie, ale ma pełnić funkcję społeczną. Ponadto kapitaliści nie doszli do własności poprzez uczciwą pracę, ale poprzez wyzysk i oszustwa.
Jak zdaniem Mosdorfa miałby wyglądać narodowy ustrój gospodarczy? Podstawą miała być tu następująca zasada: więcej i wydajniej produkować, mniej konsumować. Aczkolwiek ten ostatni element dotyczy przede wszystkim bogaczy, dla ubogich bowiem oznaczałoby to śmierć głodową. Należy dokonać takiego przesunięcia dochodu społecznego, aby zasoby idące na konsumpcję towarów zbytkownych ożywiły konsumpcje artykułów pierwszej potrzeby. I tak na przykład luksusem nie są przetwory polskiego rolnictwa, Polska jest pod tym względem samowystarczalna. Do zbytków zaliczyć można natomiast import żywności. Mosdorf zwracał bowiem uwagę, iż oddanie się sprawie narodowej to nie tylko oddanie życia na wypadek wojny, ale również ofiara ze swej pozycji socjalnej.
Co do ustroju państwowego, Mosdorf, jak większość przedwojennych ideologów nacjonalizmu, postulował utworzenie organizacji politycznej narodu. To ona ustalałaby główną linię polityczną, rząd czuwałby jedynie nad machiną administracyjną. Na czele organizacji politycznej narodu stać miałby natomiast jej kierownik, naczelnik państwa. Mosdorf sceptycznie odnosił się do pomysłu przywrócenia monarchii, byłaby ona bowiem wprowadzona sztucznie. Aczkolwiek fakt, iż naczelnik sam miałby wyznaczać swojego następce byłoby swego rodzaju pierwiastkiem monarchicznym, bo w przyszłości mogłoby doprowadzić do restauracji instytucji monarchii w Polsce. Takowy naczelnik miałby bardzo szerokie uprawnienia, ale równie ważną rolę w ustroju narodowym miał odgrywać senat. Do jego kompetencji należałyby kwestie takie jak plan wychowawczy, plan gospodarczy, uchwalanie ustaw czy kontrola finansowa rządu. Bardzo ważną rolę odgrywałyby również samorządy. Mosdorf wspomina o wojewodach jako namiestnikach dzielnicowych, którzy reprezentowaliby władzę przed ludnością, ale i ludność przed władzą.
Samorządy powinny mieć więc swoich przedstawicieli w sejmie. O ile władza państwowa reprezentuje naród, tak sejm reprezentować powinien ogół ludności państwa. Samorząd nie może być jednak standaryzowany. Ziemie etnograficznie polskie muszą być traktowane inaczej, dobrze byłoby, gdyby na wschodzie samorządów nie było w ogóle. Ukraińców nie można co prawda traktować jak obywateli drugiej kategorii, niemniej jednak nie należy zapominać, iż nasza sympatia do nich jest sympatią jednostronną.
Małgorzata Jarosz