W stosunku do liczby ludności, w Szwecji jest cztery do pięciu razy więcej zgonów w wyniku strzelanin niż w sąsiadującej z nią Norwegii lub Niemczech – podaje Sveriges Radio, publiczna rozgłośnia radiowa.
Jedynym w Europie porównywalnym regionem w tej kategorii przestępczości są południowe Włochy. Ale to i tak mniej niż w szwedzkich strefach no-go. Na policyjnej liście w całej Szwecji istnieje co najmniej 55 stref podwyższonego ryzyka.
– Gdy rozmawiam z policjantami i naukowcami z zagranicy, trudno jest im odnieść się do podobnych sytuacji w swoich krajach – przyznaje Joakim Sturup, kryminolog indagowany przez radio. – Nie wiemy, czy we wspomnianych obszarach zwiększyła się ilość nielegalnej broni i czy pojawiają się tendencje do coraz częstszego jej użycia. Ale niewątpliwie coś się tam dzieje.
Sturup przyznaje, że najgorszą sławą cieszy się Malmö. W tym szwedzkim porcie na południu kraju, w maju – akurat an rozpoczęcie Ramadanu eksplodował samochód – pułapka. Do wybuchu doszło w dzielnicy Rosengård. Szczęśliwie obyło się bez ofiar. Odnotowano gwałtowny wzrost przemocy w okresie trzech miesięcy w okresie letnim ub.r. Podpalono wtedy co najmniej 70 pojazdów.
Anty-imigrancka partia Szwedzcy Demokraci, która w szwedzkim Riksdagu dysponuje 12 % miejsc już w styczniu b.r. domagała się za pośrednictwem Magnusa Olssona, by do Malmö skierowano regularne oddziały wojska. Żołnierze to – jego zdaniem – jedyna możliwość, by przywrócić ład i porządek w mieście opanowanym przez brutalnych bandytów ze środowisk imigranckich, którzy zamienili miasto w jedną, wielką strefę no-go.
Rozmawiając z dziennikiem “Expressen” Olsson powiedział, że obywatele mają dość strzelanin, ataków przy pomocy granatów i morderstw. Dokuczliwe nie tylko w tym mieście są ciągłe podpalenia samochodów. Doskwiera też brak policjantów w całej Szwecji, ale to dodatkowy argument, by skorzystać z zasobów sił zbrojnych.