Zapewne każdy z nas ma inny gust literacki. Jedni lubią czytać Gombrowicza, inni Shakespeare’a, jeszcze inni są wielbicielami Marcela Prousta. Często kłócimy się o to, co jest lepsze, a starsze pokolenie wmawia młodszemu, że „nie czyta”, co nie jest prawdą. Młodzi czytają inne książki niż dorośli i starsi, choć generalizowanie w tej kwestii jest bezowocne, ponieważ każdy młody i każdy starszy też gustuje w czym innym. Przedstawię więc pokrótce, jak bardzo bezowocny jest spór o literaturę „wyższą” i „niższą”. Są przykłady bardzo wartościowych oraz absolutnie bezwartościowych książek po obu stronach literatury. Nie chcę jednak wymieniać tu tych, które są według mnie „bylejakie”, ponieważ odczuwanie sztuki jest zbyt subiektywne, a wyliczanie, która książka jest „dobra”, a która nie – zbyt prostackie.
Sekret literatury wyższej i niższej tkwi głównie w… czasie powstania. Każdy z nas czytał w szkole lektury (a przynajmniej powinien był) więc będzie to najwygodniejszy przykład do posłużenia się. Na języku polskim zapoznawaliśmy się z wybraną literaturą z każdej epoki. Czy zwróciliśmy uwagę na kontekst historyczny i na społeczeństwo, które było pierwotnym odbiorcą tej sztuki? Nie lubimy części lektur szkolnych, ponieważ wydają nam się trudne i napisane są językiem, którego już dawno nie używamy. Książki te jednak nie zawsze takie były. Adam Mickiewicz, gdy pisał „Konrada Wallenroda” chciał, by czytało go jak najwięcej Polaków, nie tylko elita, zależało mu na przekazie dla jak najszerszych grup społecznych. Śliczny język, którym to pisał, a który nam niekiedy już sprawia problem, wtedy był rozchwytywany przez masy. Kolejnym przykładem są „Cierpienia młodego Wertera”, które jednym się podobają, innym nie, jednak w czasie, gdy Goethe świeżo napisał książkę, młodzież czytała ją tak, jak dziś czyta „50 twarzy Greya”. W społeczeństwie pojawił się problem, ponieważ fani wzorując się na głównym bohaterze zaczęli popełniać samobójstwa. Shakespeare również nie zawsze był przykrym obowiązkiem szkolnym. Nie był też uznawany za kulturę wysoką. Przeciwnie – nie wiedziano w ogóle co o nim sądzić i czy uważać jego dzieła za sztukę. Jego dramaty były pomieszaniem stylów. Pomieszanie patosu z wulgarnością i komizmem języka, wprowadzenie do tragedii elementów komedii… to sprawiło, że te sztuki były w swoich czasach uważane za kulturę mas, kulturę niską. Dziś jak czytamy Shakespeare’a, czujemy, że obcujemy z kulturą wysoką. Osobiście uważam, że ten podział jest źle skonstruowany. Za kulturę wysoką powinniśmy uważać całą literaturę przedstawiającą wysoką wartość literacką. Wymienione przeze mnie dzieła nadal by się do niej oczywiście zaliczały, ale nie przez czas i to, że są trudniejsze w odbiorze, ale przez to, że obiektywnie przedstawiają wysoką wartość literacką. Na takim podziale zyskałyby współczesne dzieła, które są świetne pod względem literackim, ale jeszcze do „kultury wyższej” nie trafiły, ponieważ zaczytuje się w niej zbyt duża część społeczeństwa.
Do takiego poszkodowanego gatunku literackiego zaliczyłabym fantastykę. W liceum nie ma ani jednej książki fantastycznej, może poza „Mistrzem i Małgorzatą”, książką świetnie czytającą się, jednak nie jest to typowa fantastyka, raczej baśń. Tak więc nie ma w liceum C. S. Lewisa, na czym bardzo cierpi młodzież i szkolnictwo, jako że autor ten zawsze w swoich książkach porusza ważne tematy związane z ludzkością, wplata w to wszystko nawiązania do Biblii. Nie ma Tolkiena ani Sapkowskiego. Młodzież nie wie, że istnieje miła, przyjemnie czytająca się literatura, która jest jednocześnie cenioną sztuką.
Wybierajmy literaturę rozsądnie, według własnego gustu lub tego jakie wartości przekazuje książka, albo też w celach badawczych – która z nich powie nam coś o gatunku w epoce, ale nie wybierajmy literatury, która uchodzi za „elitarną” tylko dlatego, że za taką się ją uważa. Czytajmy to, co sprawia nam przyjemność lub ubogaca nas intelektualnie. Nie bójmy się czytać książek rozrywkowych, przygodowych, czy fantastycznych. Ta czynność dla niektórych codzienna, dla niektórych nie, też ma sprawiać przyjemność!
Teresa Sutowicz