PRAW(N)A STRONA. CETA i kanadyjska wojna o ser

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

Ponad pół roku upłynęło od podpisania CETA – umowy o wolnym handlu między Unią Europejską a Kanadą. Po dniu podpisania temat ten zniknął z pierwszych stron gazet, jednak prace nad wprowadzeniem CETA w życie cały czas trwają, i to na co najmniej dwóch poziomach.

Przede wszystkim władze europejskie intensywnie pracują nad ratyfikowaniem umowy przez wszystkie kraje członkowskie. Umowę dotąd zaakceptowały parlamenty Łotwy, Danii i Hiszpanii. Polski rząd w tej sprawie nie zamierza sprzeciwiać się władzom unijnym i ratyfikacja CETA przez Sejm jest właściwie pewna – mimo że przeciwko CETA protestowało wiele środowisk zarówno z prawicy, jak i z lewicy. Władze niektórych innych państw UE, między innymi Belgii, zapowiedziały jednak już dawno, że nie ratyfikują umowy – obserwowanie, w jaki sposób Komisja Europejska poradzi sobie z ich sprzeciwem, będzie bez wątpienia fascynującym studium działania wewnątrz Unii zasad demokracji i suwerenności narodowej, oraz szacunku, jakie dla tych wartości żywią unijni przywódcy.

Równie ciekawym torem negocjacji są jednak negocjacje poprzedzające tymczasowe wdrożenie CETA; przypominam bowiem, że unijne władze ustaliły z Kanadą, że handlową część umowy, dotyczącą głównie zniesienia ceł, wprowadzą w życie nie czekając na ratyfikację ze strony państw narodowych. Na stronach Komisji Europejskiej znaleźć opublikowany w lutym dokument podsumowujący negocjacje (CETA – Summary of the final negotiating results) – raport ten wymienia liczne kategorie towarów, wskazując, które z nich są objęte całkowitym zniesieniem ceł, a przy których stosuje się okresy przejściowe lub inne ograniczenia (zwłaszcza ilościowe). W większości wypadków trudno niestety domyślić się, jakie interesy lub obawy obu negocjujących stron stoją za tym, że np. cła na samochody dostawcze zostaną utrzymane jeszcze kilka lat, a ceł na mięso drobiowe nie zniesie się w ogóle – choć bez wątpienia z samych spekulacji na ten temat można wyciągnąć interesujące wnioski.

Raport z negocjacji przedstawia kształt, w jakim CETA miała tymczasowo wejść w życie od 1 lipca – w wyniku jednak sporu o handel serami data ta prawdopodobnie przesunie się o kilka miesięcy. Na czym ten spór polega? Otóż kanadyjski rząd obawia się, że europejscy producenci serów całkowicie przejmą kanadyjski rynek, oferując po zniesieniu ceł znacząco niższe ceny niż producenci lokalni. W związku z tym przyjęto w CETA dość dziwną i bardzo interwencjonistyczną regulację, na podstawie której rząd kanadyjski ma wydawać wybranym przez siebie kanadyjskim firmom indywidualne licencje pozwalające na bezcłowy zakup z UE łącznie ok. 18 000 ton serów rocznie – a dla serów sprowadzanych przez inne firmy cła zostają utrzymane na dotychczasowym poziomie. Jak się okazało, większość tych licencji kanadyjski rząd wydał firmom będącym… lokalnymi, kanadyjskimi producentami serów. Gdyby trik ten się udał, skutek byłby łatwy do przewidzenia – uprawnione firmy najprawdopodobniej w ogóle nie wykorzystałyby przyznanych licencji, a realny eksport unijnych serów do Kanady zwiększyłby się nie o przewidziane traktatem 18 000 ton, a co najwyżej o 7 000 ton. Wszystko w pełnej zgodzie z literalnym brzmieniem CETA.

Sytuacja ta pokazuje, że:

1. Przy wszystkich globalistycznych i liberalnych hasłach negocjacje nad CETA (i podobnymi traktatami) są tak naprawdę festiwalem protekcjonizmu, w ramach którego każdy gracz próbuje podejść innych tak, żeby ochronić swój rynek, jednocześnie zapewniając swoim eksporterom otwarcie innych rynków. Dopóki tego nie zrozumiemy, Polska pozostanie ekonomiczną kolonią mądrzejszych państw.
2. Ochrona swojego rynku nawet w ramach traktatów takich jak CETA czy organizacji takich jak Unia Europejska jest naprawdę możliwa. Warto pamiętać historię konfliktu o sery, kiedy od naszego rządu usłyszymy po raz kolejny, że czegoś się nie da zrobić dla polskich przedsiębiorców i konsumentów, bo unijne przepisy na to nie pozwalają. „Nie da się” oznacza w tych sytuacjach tak naprawdę „nie umiemy tego zrobić” albo po prostu „nie chcemy tego zrobić”.

Mechanizm ograniczania transatlantyckiego handlu serami warto zrozumieć także z tej przyczyny, że identyczny mechanizm (tylko działający w drugą stronę) został zastosowany w CETA wobec importu kanadyjskiej wołowiny i wieprzowiny do UE. W praktyce oznacza to, że Komisja Europejska na podstawie CETA będzie imiennie wskazywać europejskie firmy, które zostaną uprawnione do bezcłowego (a więc bardzo taniego) zakupu kanadyjskiego czerwonego mięsa – i które następnie ładnie zarobią, odsprzedając to mięso innym hurtownikom lub bezpośrednio konsumentom z całej Europy. Pytanie brzmi, czy nasz rząd zadbał, aby w tej uprzywilejowanej grupie importerów znalazły się polskie firmy? Mam nieprzyjemne przeczucie, że znam już odpowiedź – ale żeby nikogo bezpodstawnie nie krytykować, poczekajmy, aż rząd odpowie na interpelację, którą w tej sprawie na moją prośbę złoży poseł Robert Winnicki, Prezes Ruchu Narodowego.

Michał Wawer

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY