Polska zapłaci za nie przyjęcie nielegalnych imigrantów? I co z tego? Pieniądze rzecz nabyta, nie takie rachunki już w historii płaciliśmy. Od sum bajońskich płaconych Napoleonowi za wskrzeszenie okrojonego kadłubka Polski, poprzez kwoty jakich zażądali Brytyjczycy za to, że Polacy bronili ich nieba w czasie II Wojny Światowej, do miliardów euro wytransferowanych przez korporacje w czasie rządów PO i PSL.
W porównaniu z kosztami związanymi ze wzrostem zagrożenia terrorystycznego, zagrożeniem rozbojami, gwałtami, itp. to i tak niewiele. Pomijam cenę krzywd wyrządzonych zwykłym, przypadkowym ofiarom “incydentów”, bo tego wycenić się nie da. Cenę strachu o losy naszych najbliższych. Cenę lęku i przerażenia. Nie wiadomo kiedy, i czy w ogóle coś zapłacimy. Procedury w UE są tak pokręcone, że zabawa w kotka i myszkę może trwać latami.
Zanim zapłacimy, rzeczywistość w UE może być zupełnie inna. Istnieje oczywiście ryzyko złamania procedur i wydania wyroku w trybie specjalnym. Zmiana zasad gry w trakcie gry to dosyć częsta tradycja w strukturach europejskiego administracyjnego molocha. Silniejsi dyktują warunki słabszym. W UE prawo zawsze stało w cieniu polityki. Tym bardziej musimy się temu przeciwstawić. Inaczej zawsze będziemy tymi poklepywanymi i popychanymi.
My natomiast możemy sobie zrekompensować ewentualne straty wywołane nieuzasadnionymi restrykcjami poprzez ograniczenie naszych wpłat do budżetu UE. Niedługo nasza składka będzie większa (o ile już nie jest) od uzyskiwanych z zachodu bieda-datków. Dlatego, to czym straszą nas unijni urzędnicy nie jest aż tak straszne. Łaski nie robią. Wspominając pieniądze, które nam dotychczas wypłacili stają się zwykłymi oszustami, bo niczego nie dostaliśmy za darmo. Pieniądze, które otrzymujemy zwyczajnie nam się należą. Możemy natomiast rozmawiać o następnych, niezapisanych jeszcze budżetach UE kwotach.
Oczywiście są tacy co zaczną krzyczeć, że wstrzymanie naszej składki to początek rozwodu z UE. Dla nich powtórzę proste pytanie: I co z tego? Od wyjścia ze struktur się nie umiera. Przeciwnie, tkwiąc w martwych już i próchniejących strukturach, można umrzeć stojąc. Przećwiczyliśmy to już z socjalizmem. Powiedziałbym, że po wypisaniu się z socjalistycznego bloku, trochę nam się poprawiło. W czasach upadku socjalizmu także słyszałem, o tym jak to bez ZSSR będzie nam ciężko, ile to Polska straci i w ogóle, że socjalizm jest wieczny, a ZSSR to ćwiartka świata, potęga, zniszczą nas, i tym podobne bzdury.
W porównaniu z potęgą systemu byliśmy tacy samotni i malutcy, jednak pozostaliśmy przy swoim i wyszło na nasze. Dlaczego? Bo staliśmy po stronie prawdy. Tak samo i teraz musimy stać po tej właściwej stronie i wcześniej, czy później wyjdzie na nasze. Żadni kłamcy czy idioci tego nie zmienią wmawiając nam, że jesteśmy mali, słabi, źli, zakompleksieni, że nie damy sobie rady itp. Życie toczyć się będzie nadal, bez względu na to, czy będziemy w UE, czy nie.
Zawsze damy sobie radę, w odróżnieniu od zdegenerowanych i leniwych mieszkańców Zachodu, liczących na zyski z cudzego wysiłku i niebędących w stanie zatroszczyć się o samych siebie, potrzebujących pielęgniarek przy ich szpitalnych łóżkach i robotników w każdym praktycznie dziale gospodarki. To oni potrzebują pomocy, nie my. Polacy są zdolni, pracowici, rzutcy. Damy sobie radę. A oni? Popatrzcie na przywódców zachodu: Juncker, Schulz, Merkel… z tym ich ciągłym pokrzykiwaniem i pouczaniem, straszeniem… są żałośni. Nie potrafią rządzić i nie potrafią przyznać się do błędów, ani tym bardziej do porażki. Najstraszniejsze jest to, że oni nie mają wizji przyszłości Europy. Polityka europejska przypomina ślizganie się na podrzuconym przez kogoś mydle. Dla nich liczy się tylko krótkowzroczny, egoistyczny, szybki interes. Czy naprawdę zależy nam na obecności w takim towarzystwie?
Konrad Osmycki