W ostatnich dniach widzieliśmy jak hucznie obchodzono kolejną rocznicę smoleńską. Przyzwyczailiśmy się już, że dzień 10 kwietnia jednoznacznie kojarzy się z katastrofą smoleńską. Mało kto zwraca jednak uwagę na inne zdarzenie, które w dziejach Polski odegrało znacznie istotniejszą rolę. 10 kwietnia 1525 roku na rynku krakowskim Albrecht Hohenzollern rozwiązał Zakon Krzyżacki i przysiągł wierność królowi Zygmuntowi Staremu jako jego sługa.
Myśląc o Hołdzie Pruskim oczyma wyobraźni oglądamy majestatyczne płótno Jana Matejki. A jak patrzyli na to wydarzenie jego bezpośredni uczestnicy? Co myśleli patrząc jak dumny dotąd wielki mistrz pokornie klęka przed Zygmuntem Starym i oddaje się pod jego opiekę? Czy czuli ulgę, że oto upada jeden z największych wrogów Polski? A może bardziej rozczarowanie z powodu zmarnowanej szansy na zadanie ostatecznego ciosu? Co myślał król obejmując swymi dłońmi złożone jak do modlitwy dłonie Albrechta? Co myślał sam wielki mistrz składając przysięgę wierności na Pismo Święte, otwarte na kolanach polskiego monarchy?
„Albrycht, pruski mistrz ostatni, już bez ubioru krzyżackiego do króla do Krakowa na koniec miesiąca marca przyjechał; gdzie dnia 10. Miesiąca kwietnia królowi na majestacie w rynku nagotowanym siedzącemu gdy się z wszystkiem Albrycht oddał, król onego książęciem królewieckim w Prusiech uczynił […] gdzie Albrycht nowe książę królowi i potomkom jego i koronie poddaństwo i wiarę swą przysięgą na wieczne czasy oddał.” – tak Hołd Pruski opisał kronikarz Marcin Bielski.
Należy przypomnieć, że Krzyżacy dążyli do podważenia zapisów II pokoju toruńskiego, który po przegranej wojnie trzynastoletniej odebrał Państwu Zakonnemu Pomorze Gdańskie, Warmię i Ziemię Chełmińską, a Wielkiego Mistrza uczynił lennikiem polskiego króla. Działania Krzyżaków były uzależnione od sytuacji międzynarodowej państwa polskiego. Ich mistrzowie byli bardziej skorzy do podporządkowania się w czasach Kazimierza Jagiellończyka, gdy sytuacja państwa była stabilna. Gdy jednak na początku XVI w. koniunktura stała się mniej pomyślna, podjęli działania niemal jawnie wrogie: Korona lizała rany po niefortunnej wyprawie na Bukowinę („za króla Olbrachta wyginęła szlachta”), Litwa dostawała baty podczas kolejnej wojny z Moskalami, a jak zawsze korzystający z okazji Tatarzy krymscy w poszukiwaniu łupu docierali nawet na Mazowsze i Wileńszczyznę.
Stawało się coraz bardziej jasne, że Krzyżaków do posłuchu zmuszą nie układy i pakty, tylko armaty. Nie spieszono się – Krzyżacy wiele wysiłku tworzyli w budowanie koalicji do walki z Polską. Gdy w 1512 r. wybuchła kolejna wojna moskiewska wielki mistrz, cesarz Maksymilian Habsburg i król Danii połączyli się antypolskim sojuszem. Na pograniczu hulały bandy rozbójników, które z ramienia mistrza Albrechta gnębiły poddanych Zygmunta Starego. Konflikt ciągle eskalował i w grudniu 1519 r. wojna stała się faktem.
Przybrała ona dość zaskakujący obrót – ciężka polska artyleria z łatwością obracała w gruzy kolejne zamki krzyżackie, a lekka kawaleria obrony potocznej pustoszyła ziemie zakonne. Kontrataki nie przyniosły rezultatów, a ofensywa dyplomatyczna zawiodła – nikt w Europie nie traktował reliktu średniowiecza jakim było państwo zakonne na tyle poważnie, aby świadczyć mu konkretne wsparcie.
Nastąpił kilkuletni rozejm, w czasie którego obie strony szykowały się do ostatecznego starcia. Polska zadbała o odseparowanie przeciwnika od sprzymierzeńców, zawierając porozumienia z Francją i państwami Rzeszy Niemieckiej. Krzyżacy rozpaczliwie poszukiwali wyjścia z matni – awanturnicza polityka wielkiego mistrza Albrechta odstręczyła sojuszników niemieckich, zaś jego zażyłe kontakty z Marcinem Lutrem sprowadziły gniew dotychczas największych opiekunów Zakonu – papieża i cesarza. Reformacja szerząca się w państwie krzyżackim podkopywała jego moralne fundamenty, a kraj spustoszony ostatnią wojną nie był w stanie stawiać dalszego oporu. Na początku 1525 roku Krzyżacy znaleźli się w potrzasku i musieli ukorzyć się przed polskim królem.
W takiej sytuacji zamiast dobić zatwardziałego nieprzyjaciela, zapewniono mu opiekę i szerokie uprawnienia. Zamiast ostatecznie zlikwidować ośrodek ekspansji niemieckiej w Prusach zakonserwowano go tak, aby przetrwał do czasu „lepszej” koniunktury. Dlaczego tak się stało?
Niektórzy oskarżają króla i ówczesne elity o niedołęstwo oraz brak konsekwencji, który w przyszłości tragicznie zaowocował. Niesprawiedliwie jest jednak oceniać w ten sposób decyzje sprzed kilkuset lat – jesteśmy wszak o te kilkaset lat mądrzejsi. Nasi przodkowie nie zdawali sobie sprawy z istnienia wielu czynników, które teraz są oczywiste.
Na przykład biskup krakowski Piotr Tomicki określał sytuację Polski w tamtym czasie jako trudną. Państwo ze wszech stron otoczone było przez wrogów, którzy na domiar złego bardzo chętnie i często wchodzili w koalicje. Tymczasem Albrecht likwidując Państwo Zakonne i przechodząc na luteranizm zrywał wszelkie kontakty z krajami Rzeszy, stawał się pariasem wśród nich. Otrzymał duże państwo w dziedziczne władanie, ale mógł je sprawować tylko przy przychylnej postawie Polski. Polska stawała się odtąd jego jedyną ostoją. Współcześni na pewno podziwiali rozwagę Zygmunta Starego, który zajadłego wroga zdołał przekształcić w psa łańcuchowego. Tym bardziej, że społeczeństwo polskie tradycyjnie było usposobione pacyfistycznie i nie życzyło sobie wojen. Zygmunt Stary zawierając układ z Albrechtem Hohenzollernem (z perspektywy czasu niekorzystny) działał zgodnie z oczekiwaniami opinii publicznej.
W kręgach politycznych XIV-wiecznej i XV-wiecznej Polski dla wszystkich jasnym było, że niemieckie zakony rycerskie i Hansa niczym palce jednej ręki, a raczej macki, podporządkowane były jednemu celowi, który stanowiła dominacja żywiołu niemieckiego we wschodniej Europie. W czasach Zygmunta Starego zagrożenia te wydawały się słabnąć: niezmierzona niegdyś potęga krzyżaków waliła się w gruzy, Kawalerowie Mieczowi szybko podążali szlakiem swych bardziej znanych pobratymców, Hansa była wypierana z Bałtyku przez Duńczyków i Flamandów. Zastanawiający był fakt, że tak groźni za czasów Łokietka osadnicy niemieccy w owym okresie szybko się polonizują (przykład znakomitego poety Jana Dantyszka). Kultura polska była bowiem czymś tak atrakcyjnym, że przybysze ze wszystkich stron byli gotowi wyzbyć się rodzimych tradycji, by tylko stać się współudziałowcami tego wielkiego Dzieła.
Dość często słyszy się opinię, że Polska wyrzekła się rdzennie polskich terytoriów na Śląsku, Zachodnim Pomorzu oraz Prus Książęcych by podjąć ekspansję na wschód. Zapomina się jednak, iż monarchowie regularnie podejmowali działania mające na celu pozyskanie tych ziem. Z drugiej strony pamiętać należy, iż za wschodnią granicą zawsze mieliśmy agresywnych Moskali i utrzymanie ich ekspansji z dala od rdzennej Polski przez kilkaset lat jest wartością samą w sobie. Gdyby państwo polskie nie objęło swymi wpływami Litwy i Rusi, zagarnęła by je Moskwa, a jej wojska nad Wisłą zagościłyby może już w czasach Zygmunta Starego.
Hołd Pruski jest wydarzeniem historycznym, które na pewno powinno być silnie obecne w świadomości Polaków i mimo że przedsięwzięcia, których stał się kanwą (m. in. stworzenie Prus Książęcych) były błędne, to jednak nie wolno wyciągać zbyt pochopnych wniosków.