PKW pierwszy raz w historii zezwoliła na to, by głosujący w ostatnich wyborach mogli posłużyć się aplikacją w smartfonie. I tu pojawia się problem – pisze “Rzeczpospolita”.
Podczas wyborów europejskich Polacy mogli pobrać karty do głosowania pokazując dowód osobisty lub paszport, ale też używając narzędzia mObywatel. To wydana przez resort cyfryzacji aplikacja, która zawiera usługę mTożsamość. Dzięki niej można wyświetlić na smartfonie dane wyborcy, m.in. imiona, nazwisko, PESEL czy zdjęcie.
“Rz” pisze, że Tymon Radzik, były społeczny doradca minister cyfryzacji Anny Streżyńskiej, złożył w Sądzie Najwyższym protest przeciwko ważności wyborów do PE.
Zobacz także: Kukiz nie przyszedł na konferencje z Jakubiakiem i Liroyem. Poszło o PSL
Jego zdaniem usługę mTożsamość można łatwo podrobić, a członkowie komisji wyborczych nie wiedzieli, jak weryfikować dane osób, które używały dowodu w aplikacji podczas głosowania.
Zarzuty odpiera Państwowa Komisja Wyborcza, która uważa, że ta rządowa usługa mobilna jest bezpieczna i posiada szereg mechanizmów zabezpieczających, np. blokadę wykonania zrzutu ekranu – czytamy.
Według cytowanego przez “Rz” komisarza wyborczego, adwokata Karola Pachnika, szanse na to, by z powodu aplikacji doszło do unieważnienia wyborów, są bardzo nikłe. W ocenie mecenasa nie ma bowiem dowodów na to, że 26 maja zagłosowały osoby nieuprawnione.