Schmaletz – czyli punk’s not red

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!
Schmaletz Grzegorz Martecki

/ fot. YouTube

Muzyk, który ukrywa się pod pseudonimem Schmaletz i wydaje płyty w tzw. „ósmym obiegu” czyli o nakładzie kilkunastu sztuk. Nie jest znany, bo po prostu tego nie chce. Konserwatywny katolik i patriota z duszą punkowca – oto cały on.

Urodził się w Ostródzie i nazywa się Grzegorz Martecki. Pracuje jako realizator dźwięku w TVP Kultura. Ale głównie jest muzykiem. Tak naprawdę niewiele o nim wiadomo, poza piosenkami, które pozostawił. To, że możemy ich dzisiaj słuchać to zasługa jego znajomych, którzy wrzucili jego muzykę do internetu. Na próżno szukać w sklepach czy w internecie jego płyt, mimo że wydał ich aż osiem w przeciągu sześciu lat.

Być może nikt poza jego znajomymi nie usłyszałby o nim, gdyby nie związał się ze środowiskiem portalu Fronda. Redakcja postanowiła przedstawić go swoim czytelnikom. Nic się w życiu Grzegorza nie zmieniło, nadał wydawał po kilkanaście egzemplarzy swoich albumów, jednak od tej pory miał swoje wierne grono fanów w internecie. Pod koniec działalności dał się nawet namówić na kilka koncertów.

Utwory Schmaltza są nieprzewidywalne tak jak jego charakter. Z powodzeniem łączy wiele z pozoru odmiennych gatunków jak punk, electro czy poezja śpiewana. Sam tworzy muzykę do swoich piosenek, która często brzmi bardzo egzotycznie – nagminnie używa syntezatorów, dziwacznych efektów itd. Lubi także wracać do starego, dobrego punka, którego wzbogaca o pełne przemyśleń, wręcz filozoficzne teksty – które przecież nie pasują do tego gatunku muzyki.

Mimo, iż muzycznie nic nie brakuje jego utworom, to właśnie w tekstach tkwi cała wielkość artysty. Jeśli chodzi o treść piosenek – to są one bardzo dojrzałe. Schmaletz często nawiązuje do filozofii, stosuje barwne porównania i zaskakujące stwierdzenia. Każdy z jego utworów jest niczym artykuł publicystyczny, w którym rozprawia nad wybranym tematem. Grzegorz bardzo uzewnętrznia się w swoich tekstach. Wizja jego świata jest przygnębiająca i pesymistyczna. „Zasada entropii − na tym polega ta zasada, że świat powoli zmierza do nieuporządkowania Że to co było dobre, w gorsze się zamienia I że do chaosu nieustannie wszystko zmierza” – tak brzmi refren jednej z jego piosenek.

Wsłuchując się w teksty Schmaltza, możemy nakreślić jego osobowość. To idealistyczny, pełen sprzeczności człowiek, który myśli i wie za dużo, by być beztroskim. Z jednej strony wychował się na anarchii i punku – z drugiej zaś jego patriotyzm i wiara nie pozwalają mu być anarchistą.  „Punk not dead! Walka trwa! Ale nie Timothy Leary i nie Che Guewara” – śpiewa. W swoich tekstach często krytykuje liberałów, anarchistów, euroentuzjastów. Sam stale dokonuje rozrachunku ze swoją młodością – z ideałami, które niegdyś go inspirowały, a dzisiaj uległy wypaczeniu. „A najbardziej mnie dziwi, że byli anarchiści dali się oszukać ludziom takim jak Michnik”– pisze.

Ceniony przez prawicę za jego patriotyczne, przepełnione wartościami teksty. Jego najbardziej znana piosenka to „Rewolucja NSZ” – nagrana w hołdzie żołnierzom z Narodowych Sił Zbrojnych. Jest często podawany jako przykład niezależnego artysty, ponieważ jego utwory nigdy nie nadawałyby się do mainstreamowego radia przepełnionego komercją. Schmaltzowi to nie przeszkadza, gdyż sam zaciekle krytykuje komercję. Nie boi się poprawności politycznej, bo nie musi pisać do masowego odbiorcy. „Jestem Polakiem, katolikiem, rasa biała. Jestem na celowniku murzyno-femino-socjalo-pedała” – krytykuje poprawność polityczną w jednej z piosenek.

W 2009 roku jakby zapadł się pod ziemię. Jego „kariera” trwała 6 lat. Ze szczątkowych informacji znalezionych w internecie możemy przeczytać, że „poświęcił się pieluchom” – czyli oddał cały wolny czas rodzinie. Jeden z jego fanów próbował się z nim skontaktować: „Znalazłem więc jego adres mailowy i zapytałem, czy mogę gdzieś kupić jego płyty. Schmaletz odpisał mi grzecznym mailem, że dziękuje za dobre słowo, ale on już nie jest muzykiem i do widzenia z panem. Koniec.”. Zachowanie trochę nie w porządku wobec fanów, ale przecież on ich nie chciał – sami przyszli.

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY