O zachowanie nauczania – kilka słów Wszechpolaka do dokumentu KEP

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

27 kwietnia br. na stronie internetowej Konferencji Episkopatu Polski ukazał się dokument, pt. „Chrześcijański kształt patriotyzmu”, przygotowany przez Radę ds. Społecznych KEP. Z założenia miał on być próbą przedstawienia „katolickiego spojrzenia” na istniejącą od kilku lat w Polsce modę na patriotyzm (rychło w czas!). Dokument zawiódł jednak moje nadzieje, a przez wiele błędów logicznych, historycznych oraz ideologicznych w nim zawartych zadowolić może jedynie tych, którzy na co dzień zajmują się opluwaniem Kościoła oraz szydzeniem z katolicyzmu.

Najpierw będzie jednak pozytywnie. We wstępie dokumentu stwierdza się słusznie, że egoizm indywidualny jest czymś niepożądanym. Obojętność na los najbliższego otoczenia oraz wspólnoty narodowej jest dla hierarchów Kościoła polskiego niewskazana, a zamykanie się na siebie oraz rodzinę jest postawą niechrześcijańską. Słusznie, gdyż istota ludzka jest z założenia społeczną, tzn. jest przeznaczona do życia we wspólnocie. Jeśli więc człowiek jest stworzony, by żyć w szerszym gremium, winien jest więc czynić wiele, by ulepszać świat. Takie zachowanie podoba się Bogu, który dał nam talenty, dzięki którym możemy czynić wiele dobrego dla społeczeństwa, w którym żyjemy.

Na tym jednak koniec mojego uznania dla wstępu. Następny fragment poświęcony jest zjawiskom negatywnym, które określono jako „nacjonalizm”, a więc – egoizm narodowy, kultywowanie własnej wyższości, zamykanie się na inne wspólnoty narodowe oraz wspólnotę ogólnoludzką. Osoby przygotowujące ten fragment dokumentu musiały mieć nieprawdopodobnie złą wolę lub być wysoce niekompetentne, by scharakteryzować tymi cechami ideologię, która wychowała tak wielu wybitnych synów i córek narodu polskiego. To wszystko zostało okraszone cytatem z Henryka Sienkiewicza, który miałby uzasadniać przytoczone wyżej przykłady. Niestety, autorzy chyba nie doczytali, że ten wielki polski pisarz był członkiem nacjonalistycznej Ligi Narodowej, wspierał działania obozu narodowego dla odzyskania niepodległości, a który w znanym tekście „Zjednoczenie Narodowe” pisał:

“Tylko nikczemne i złośliwe indywidua lub absolutni głupcy mogą porównywać nacjonalizm polski z charakterystycznym nacjonalizmem niemieckim lub czarnosecinnym rosyjskim. Nacjonalizm polski nie tuczył się nigdy cudzą krwią i łzami, nie smagał dzieci w szkołach, nie stawiał pomników katom. Zrodził się z bólu, największej tragedii dziejowej. Przelewał krew na rodzimych i na wszystkich innych polach bitew, gdzie tylko chodziło o wolność. (…) Wypisał na swych chorągwiach najszczytniejsze hasła miłości, tolerancji, oswobodzenia ludu, oświaty, postępu.”

Nie jestem w stanie przyjąć, że dokument ten powstał w oderwaniu od bieżącej sytuacji w Polsce. Nie porusza się w ogólnikach, a jest konkretnym atakiem wymierzonym w polski obóz narodowy. Obóz, który w swej zdecydowanej większości od czasów międzywojnia jest budowany na bazie Magisterium Kościoła oraz etyce chrześcijańskiej. Został on napisany na bazie krytycznych wypowiedzi hierarchów oraz nielicznych katolików świeckich, którym nie podobały się m.in. Msza Św. Obozu Narodowo-Radykalnego w Białymstoku, czy organizowana od 2014 roku przez Młodzież Wszechpolską „Pielgrzymka Środowiska Narodowego na Jasną Górę”. Dokument był podpisany przez Episkopat w Polsce, zakładam więc z całą pewnością, że jest on wymierzony w polską tradycję ruchu narodowego. Dlatego, polemizując z dokumentem, będę odnosić się do przykładów polskich, prosto z naszej Ojczyzny.

Gdyby autorzy zapoznali się dokładnie z dziełami i publicystyką społeczno-polityczną polskich narodowców, dowiedzieliby się z pewnością, że obóz narodowy daleki był od bałwochwalczego traktowania polskości. Ba – jedną z głównych cech krytykujących nasze przywary narodowe były te same, które na samym wstępie dokumentu krytykowali biskupi. Egoizm, prywata, hedonizm, „sobiepaństwo”, bałagan społeczny – w ocenie krytyki rozbujanego egoizmu dzisiejsi biskupi szliby z narodowcami pod rękę. Dając dowód mojej hipotezie, zacytuję samego mistrza Dmowskiego z jego epokowego dzieła, „Myśli nowoczesnego Polaka”:

W tych warunkach życie społeczeństwa było to życie bierne, bez wielkiej troski o jutro, bez walk i wysiłków. W tym życiu utrzymywał się bierny, miękki typ charakteru jednostek, a natomiast dla natur twardych i czynnych nie było miejsca. O ile się natury takie zjawiały, to w braku pola dla siebie i szkoły dla swej energii zużytkowały ją w dziwactwach i wybrykach. Zdaje się, że dzięki tej głębokiej zmianie w charakterze społeczeństwa, niż chwilowemu stanowi moralnemu, potomkowie walecznej i miłującej wolność szlachty polskiej pozwalali się w czasie konfederacji barskiej pędzić Moskalom jak barany przez całą niby wolną jeszcze Polskę na Sybir (…) Ustrój życia polskiego po upadku Rzeczypospolitej i stosunek społeczeństwa do obcych rządów, jaki się od razu wytworzył, a potem nieprędko i w części tylko zmienił, nie przeszkadzały bujnej wegetacji natur biernych. Ani warunki życia ekonomicznego przez długi czas nie zmieniły się zasadniczo, ani polityczne zachowanie się społeczeństwa, polegające na apatycznym znoszeniu obcych rządów lub co najwyżej na odczuwaniu krzywd bez reakcji na nie, nie wymagały wysiłków, poważnych przejawów energii, nie otwierały pola dla natur czynnych. Na periodycznie powtarzające się powstania można z pewnego punktu widzenia patrzeć, jako na instytucję ochronną narodowej bierności: zabierając co pewną ilość lat wszystkie jednostki energiczniejsze, mniej zdolne do wegetacji w niewoli, pozwalały one reszcie wytrwać bez przeszkody w ustalonym systemie narodowego życia.

My nie zdajemy sobie nawet w części sprawy z tego, do jakiego stopnia nasz pogląd na życie różni się od poglądu przeciętnego cywilizowanego człowieka. Wyraża się on we wszystkich dziedzinach – w wychowaniu, w stosunkach rodzinnych, w sposobie zdobywania środków do życia i używaniu życia, w stosunku naszym do potrzeb i instytucyj publicznych, w zachowaniu się względem rządów panujących nad nami, względem innych narodowości itd.

Wychowanie moralne dzieci i młodzieży naszej, o ile nie polega na demoralizacji, przygotowuje z nich niedołęgów w życiu prywatnym i publicznym.

Jak więc widać po powyższym cytacie, próżno szukać w publicystyce narodowej ślepego wychwalania i wywyższania polskości. Kontynuując temat, warto odnieść się do zarzutu o zamykanie się na inne wspólnoty narodowe. Środowiska narodowe od wielu lat organizują 11 listopada w Warszawie wydarzenie o nazwie „Marsz Niepodległości”. Myślę, że nie skłamię, jeśli powiem, że nie ma takiego wydarzenia patriotycznego w Polsce, na którym znajdowałaby się podobnie wielka ilość delegacji z innych krajów, zaproszonych przez środowiska narodowe. W ostatnich latach byli to m.in. Czesi, Słowacy, Węgrzy, Francuzi, Holendrzy, Hiszpanie, Włosi, Szwedzi, Bułgarzy, Norwegowie, Łotysze, Szwajcarzy – a więc narody historycznie nie tylko katolickie, ale także i prawosławne lub protestanckie. Wszystkie te nacje razem z nacjonalistami z Polski obchodzą nasze święto niepodległości, a także walczą o odnowę moralną życia nie tylko publicznego, ale i rodzinnego, czy osobistego. Wszak najważniejsze hasło przedwojennej Młodzieży Wszechpolskiej brzmiało: „Przez zwycięstwo w sobie do zwycięstwa w narodzie!”. Warto także pamiętać o tym, że nie kto inny jak właśnie Wszechpolacy, podczas międzynarodowego wydarzenia, jakim były odbywające się w ubiegłym roku w Polsce „Światowe Dni Młodzieży” pełnili funkcję strażników Katedry Wawelskiej. Argument o zamykaniu się na współpracę oraz wymianę doświadczeń z innymi nacjami jest wysoce nietrafiony i ponownie świadczy o braku znajomości tematu lub złej woli autorów.

Pierwszy rozdział dokumentu nosi nazwę „Uniwersalny wymiar patriotyzmu”. Episkopat pięknie pisze w nim o odpowiedzialności za najsłabszych, codziennej obywatelskiej uczciwości, gotowości do służby i poświęcenia dla dobra ludzkości. Gdy czyta to narodowiec, to zapewne pyta sam siebie – to w czym problem? Przecież to wypisz-wymaluj nasza działalność społeczna! I miałby rację – pomoc domom samotnej matki, organizowanie zabaw i czasu dla dzieci z domów dziecka, odnawianie oddziałów szpitalnych, wspieranie ubogich, wysyłanie darów na Kresy, organizowanie spotkań otwartych i promowanie osób aktywnie zaangażowanych w życie lokalne, ochrona środowiska – tym zajmujemy się na co dzień. I nie ma problemu, by przyjrzeć się temu bliżej – wystarczy wejść na stronę internetową Młodzieży Wszechpolskiej, by przekonać się na własne oczy, prawie przy każdym artykule znajduje się zdjęcie potwierdzające akcję. Dalej nie rozumiem więc, po co ta krytyka nacjonalizmu, ale wytrwale szukam dalej w tekście, może znajdę powody.

Dalej, mamy coś o podnoszeniu narodu do rangi absolutu. To kolejna próba uderzenia w moje środowisko. I znów wystarczy odwiedzić stronę internetową Młodzieży Wszechpolskiej lub przeczytać nową deklarację ideową ONR-u. A tam, pierwszy punkt Kodeksu Wszechpolaka: „Wszechpolak za najwyższe prawo uznaje prawo Boże”. To przecież nic innego, niż wyrażone po świecku: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną!” z mojżeszowego pierwszego przykazania Dekalogu. To tylko słowa? Przejdźmy więc do czynów: zawierzanie Organizacji Królowej Polski na Jasnej Górze. Obranie za patrona Wszechpolaków św. Maksymiliana Marii Kolbego, którego w decydującej chwili życia z pewnością ciężko byłoby oskarżyć o szowinizm i traktowanie narodu jako absolutu. Organizowanie pielgrzymki oraz rekolekcji w celu wzmocnienia ducha, dalej – walki z bluźnierstwem w przestrzeni publicznej (Golgota Picnic, Klątwa). Lewicowi, na co dzień antyklerykalni i wybiórczo traktujący religię publicyści mogą powiedzieć: „to wszystko pozór, używacie krzyża do legitymizowania swoich działań! Gdybyście żyli w Iranie, tak samo machalibyście Koranem!” Takim oskarżeniom odpowiedział już w 1937 roku Jan Mosdorf, przez pewien okres swojego życia prezes Młodzieży Wszechpolskiej oraz współzałożyciel Obozu Narodowo-Radykalnego:

„Jesteśmy katolikami nie tylko dlatego, że Polska jest katolicka, bo gdyby nawet była muzułmańska, prawda nie przestała by być prawdą, tylko trudniejszy i boleśniejszy byłby dla nas, Polaków dostęp do niej. Jesteśmy katolikami nie tylko dlatego, że doktryna katolicka lepiej rozstrzyga trudności a dyscyplina konflikty, ani dlatego, że imponuje nam organizacja hierarchiczna Kościoła zwycięska przez stulecia, ani dlatego wreszcie, że Kościół ocalił i przekazał nam w spuściźnie wszystko to, co w cywilizacji antycznej było jeszcze zdrowe i nie spodlone, ale dlatego, że wierzymy, iż jest Kościołem ustanowionym przez Boga.”

Dalej w tekście pojawiają się już krótkie wstawki o tym, że patriotyzm nie może być uzasadnieniem dla nienawiści, czyli, logicznie analizując w odniesieniu do całości – według autorów dokumentu, patriotyzm to patriotyzm, a patriotyzm + nienawiść to nacjonalizm. Narracja tekstu dalej brnie w ślepą uliczkę, próbując używać płytkiej argumentacji, pisząc coś o nienawiści do innych (brak odniesienia do rzeczywistości) w kontekście idei narodowej. Widzę w tym próbę ustawienia się w dyskursie wobec problemu migranckiego. Hierarchowie Kościoła w Polsce aktywnie wspierają tworzenie tzw. „korytarzy dla uchodźców”, liberalny kardynał Nycz, metropolita warszawski z uznaniem mówił o masowej imigracji Ukraińców w Polsce. Jest to polityka oczywiście wbrew interesowi narodowemu, a pasterze wydają się świadomie przymykać oczy na to, co dzieje się na Zachodzie lub na opinię zdecydowanej większości katolików w Polsce. Trudno stwierdzić, czy nielogiczne myślenie hierarchów jest świadome, czy to tylko strach przed papieżem Franciszkiem i realizacja instrukcji z Watykanu. Natomiast z pewnością dokument ten może być próbą stworzenia ideologicznej legitymacji do tego typu działań. W zderzeniu z rzeczywistością wypada jednak blado i niemerytorycznie – co wspomniałem na wstępie.

Poruszać można jeszcze wiele rzeczy – zwłaszcza schodzenie do poziomu ogólności i omijaniu trudnych tematów. Brakuje odniesienia do kwestii fundamentalnych, w tym np. do głosowań posłów-katolików w Sejmie RP wbrew Magisterium, stosunków na linii Kościół-państwo oraz tworzeniu prawa stanowionego na gruncie etyki katolickiej. Zamiast tego mamy np. pisanie o wychowaniu patriotycznym młodzieży w oparciu o harcerstwo, które w wielu przypadkach odstępuje od zasad katolicyzmu, zmienia podejście do Boga w oficjalnych deklaracjach. Podsumowując, to takie chodzenie z głową chmurach, które nie wnosi niczego nowego, za to próbuje postawić poza nawiasem Kościoła grupę ludzi, którzy prawo Boże traktują jako nadrzędne. Rada Społeczna KEP publikując ostateczny format Dokumentu pokazała, że ten temat przerósł ją intelektualnie. „Doły” kościelne angażujące się patriotycznie mówią dziś bowiem zupełnie innym głosem, niż biskupi – i mają ku temu więcej argumentów nie tylko z dziedziny nauk politycznych, społecznych, czy prawnych – ale przede wszystkim z Ewangelii i Społecznej Nauki Kościoła.

Wierzę więc, że ostatecznie wygra zdrowy rozsądek, który w tym wypadku przecież idealnie komponuje się z nauką Kościoła. Bo – jak mówił ksiądz profesor Antoni Bartoszek, opisując zasadę „ordo caritatis” w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego” sprzed roku: „Mamy kochać wszystkich, ale nie da się wszystkich kochać tak samo i nie wszystkim powinno się wyrażać miłość w ten sam sposób. Nie wszystkim potrafimy pomóc, dlatego potrzebny jest pewien porządek, który wskazuje kryteria, jak dobrze pomagać (…) Najpierw jest troska o swój dom, potem o rodzinę, sąsiedztwo, miasto, ojczyznę. Taka kolejność narzuca się sama. Najbardziej kochamy tych, którzy są nam najbliżsi, z którymi łączą nas różne więzy. Poświęcamy im najwięcej czasu. Nie jesteś w stanie dać tyle samo czasu innym, ile dajesz własnej rodzinie. Św. Paweł pisze: „A jeśli kto nie dba o swoich, a zwłaszcza o domowników, wyparł się wiary i gorszy jest od niewierzącego” (1 Tm 5,8). Ranga miłości wobec „swoich” jest tu podkreślona.”

Łukasz M. Walczak

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY