kpt. Maria Mirecka-Loryś “UB chciało mnie aresztować. Musiałam uciekać za granicę” [WIDEO]

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

/ fot. screen youtube

Gościem Konrada Smuniewskiego i Mediów Narodowych była wyjątkowa postać – pani Maria Mirecka-Loryś, która zechciała podzielić się z nami swoimi wspomnieniami.

Pani Maria była i jest nadal kapitanem Wojska Polskiego. Ten stopień wojskowy ma od czasów wojny. W 1937 wstąpiła do Młodzieży Wszechpolskiej i do Stronnictwa Narodowego we Lwowie. W 1945 roku była Komendantką Główną Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Kobiet. Później po wojnie przez ponad pół wieku była jedną z głównych działaczek polonii amerykańskiej. Od lat 70. aż po dzień dzisiejszy aktywnie wspiera środowiska Polaków na Kresach. Jednym słowem postać fenomenalna.

Pierwsze pytanie jakie zadał prowadzący dostojnemu gościowi brzmiało: – Jak wyglądała działalność narodowa przed wojną?

– Już w szkole gimnazjalnej należałam do Przysposobienia Wojskowego Kobiet, jeździłam na obozy harcerskie i PW, ale nie Stronnictwa Narodowego. Jak już byłam na studiach to już wtedy należałam do Młodzieży Wszechpolskiej i zaraz na pierwszym roku przeszłam kurs który prowadził kolega ze Śląska. Nie pamiętam dziś imienia tego kolegi, ale pamiętam doskonale, że to on odebrał ode mnie przysięgę i dzięki temu już na pierwszym roku oficjalnie należałam do Młodzieży Wszechpolskiej.

– Jak działalność narodowa odnosiła się do Katolicyzmu?

– Były rekolekcje, były msze, obchodziliśmy różne rocznice w Kościele, studenci na każdym kroku podkreślali swoją religijność, podtrzymywaliśmy tradycje zarówno religijnie jak i historyczne.

– Brała Pani udział, w 1943 roku, w tajnych ślubowaniach młodzieży akademickiej na Jasnej Górze. Czy mogłaby Pani opowiedzieć jak to wyglądało i kto w tym uczestniczył?

– Na zaproszenie Prezesa Dariusza Kaczmarzyka przyjechało 36 osób. O tym wiedział tylko jeden z ojców, ksiądz Polikarp, nawet przełożony nie wiedział. Mieliśmy nocne czuwanie, rano msza, wszystko w tajemnicy, potem wspólny obiad i wtedy złożyliśmy podpisy. Już po latach w trakcie wycieczki już ze Stanów do Częstochowy powiedziałam zakonnikowi o tym ślubowaniu, a on przyniósł z muzeum ten dokument podpisany przez nas w 43 roku i tam jest nadal moje nazwisko. To było takie podniosłe, to była pamiątka na całe życie.

Zachęcamy do obejrzenia całego materiału:

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY