Katolicy kolaborujący ze współczesnością

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

 „Kościół katolicki to jedyne, co broni człowieka przed panującą niewolą, jaką jest bycie typowym dzieckiem swoich czasów” – napisał wiele lat temu anglosaski myśliciel G.K. Chesterton. Idealizm – pomyśli wielu. Bujanie w obłokach. Każdy jest dzieckiem swoich czasów. Naukowcy dowiedli przecież, że środowisko, w jakim się wychowujemy w znacznym stopniu wpływa na nas, na nasze zachowania, upodobania, przyzwyczajenia. Czy katolik ma być jakimś wyjątkiem? Czy jest wyjątkiem? Jest ulepiony bowiem z tej samej gliny co ateista, agnostyk, antyklerykał wreszcie. Narażony na te same zagrożenia i pokusy. Mimochodem korzysta z tych samych uciech i doświadcza tych samych bolączek. Racja, to czynniki, na które nie mamy wpływu – słychać niejednokrotnie z ust usprawiedliwiających się katolików.

 Jaki jest świat XXI wieku, co nam oferuje? Poza smartfonami i macbookami oczywiście, bo one stanowią tylko substytut ciepłej wody w kranie, kiełbasy i piwa, które były wyznacznikami dostatniego życia dla pokolenia naszych rodziców. Tak, tak – jestem praktykującym katolikiem, należącym do pokolenia obecnych dwudziestokilkulatków. Czy ze środka widać lepiej? Nie wiem. Na pewno mogę zobaczyć coś, czego dostrzec nie jest w stanie ktoś z zewnątrz. Może dlatego łatwiej mi odczytywać pewne znaki. Od razu zastrzegam, że nie chcę kreować się na autorytet, nie chcę rozstrzygać, nie chcę dokonywać oceny, nie chcę mówić: „kiedyś to było lepiej”, „ach, ta dzisiejsza młodzież”, bo po pierwsze nikt nie będzie tego słuchał, a po drugie stwierdzenia te, używane od wielu pokoleń, nic dziś nie znaczą. Chcę za to zwrócić uwagę na pewne niepokojące tendencje i kierunki społeczne, na zachowania tych, którzy mają bronić się przed niewolnictwem współczesnego świata.

Nieodłączną cechą dzisiejszej rzeczywistości jest przeciętność. Przeciętność w życiu prywatnym i publicznym, przeciętność w pracy, domu, w szkole. Przeciętność w relacjach międzyludzkich, wreszcie przeciętność w stosunku do samego siebie. Jak ona się objawia? Spójrz za okno. Kto dziś stawia przed sobą szlachetne cele? Kto wygląda poza czubek własnego nosa? Kto poświęca własne dobro dla publicznych korzyści? Kto poświęca siebie na rzecz drugiego? Kto pracuje dla innych, gdy sam ma czas wolny? Kto wymaga od siebie, gdy inny od niego nie wymagają? No właśnie.

W takim kulcie indywidualizmu wyrastają nowe pokolenia. Warstwa społeczna, wykonywany zawód, posiadany samochód nie mają tutaj znaczenia. Dzisiejszym nastolatkom już na niczym nie zależy, nic ich nie fascynuje, nic nie przyciąga, nic nie pociąga. Piszę „nic”, bo za „nic” mam lajki na facebooku, serduszka na instagramie czy subskrypcje na youtubie. Właśnie to „nic”, na które zwykli poświęcać swój cały czas, i który jest szczytem ich ambicji, wykonują z aprobatą swych rodziców.

Kiedy dzieci już dorosną, impotentnym wychowawczo rodzicom udaje się zachęcić je do działania. Wtedy wygodnie zasiadają w fotelu, oglądają swój ulubiony serial, piją piwko, a kątem oka obserwują, jak ich kochane dziecko „walczy” o swój byt, o lepszą przyszłość – dla siebie oczywiście, nie dla tego plebsu. Moja krew, zuch chłopak – myślą oni. Głupcy – myślę ja. O tych dzieciach mniej, bardziej o rodzicach. To oni są odpowiedzialni za zezwierzęcenie, barbarzyństwo społeczne, wykorzystywanie swoich pociech dla urzeczywistniania osobistych, nierzadko niezrealizowanych ambicji.

Tak ukształtowane – w pełnym tego słowa znaczeniu – jednostki nie są w stanie zbudować trwałej struktury społecznej. To jak skonstruowanie samochodu z części pochodzących od różnych, na co dzień zwalczających się, producentów. Po prostu się nie da. Możesz układać, przekładać, dopasowywać, przycinać i docinać – nic z tego. Dlaczego? Bo tym osobnikom nie mieści się w głowie, że „ja” mam poświęcić się dla „kogoś”, że „ja” bezinteresownie mam „komuś” coś dać, że „ja” nie jestem najważniejszy. Jeżeli tak świat funkcjonuje, to wspólnoty z niego nie będzie.

W takim świecie żyją również katolicy, którzy, zdaniem Chestertona, mają być odporni na skarlałą rzeczywistość. Mają być strażą przednią, wzorem do naśladowania, godnymi naśladowcami uniwersalnej nauki Jezusa Chrystusa. Nie zapominajmy, że katolicy nie są nadludźmi, idealnymi bytami. Nie. Są oni tak samo skłonni do grzechu jak inni. Niestety. Młodzi czy wchodzący w dorosłe życie katolicy, co do zasady, nie odróżniają się od swoich rówieśników mających za nic Pismo Święte. Przykro to stwierdzić, ale doktryna liberalizmu przerzyna również wiernych Kościoła katolickiego (nie chciałbym wchodzić w rozważania na temat kleru, których zachowanie wymaga osobnych rozważań). Bylejakość, święty spokój, przeciętność.

Wiem, że niektórzy z was oburzą się w tym momencie, może przestaną czytać. Dobrze. Jeżeli was to nie dotyczy, tak zróbcie. Pseudointelektualne wypociny – pomyślą drudzy – nie będziemy marnować na takie bzdury swojego czasu. Po czym zajmą się swoimi sprawami. „Swoje sprawy” – jakie to symptomatyczne. „Swoje sprawy” urosły do rangi nowego bożka, w którego wierzą, niestety, także i katolicy. „Swoje sprawy” katolików w treści nie różnią się od tych, które są wykonywane przez ludzi niewierzących. Forma może być inna. Inne mogą być portale, grupy na facebooku, grono odbiorców. To przecież bez znaczenia. Istotne jest to, że zarówno ludzie uważający się za katolików, jak i ludzie świeccy nie są w stanie żyć pełnią życia. Poświęcać się dla drugiego człowieka, rezygnować z własnych przyjemności. Żyją w sobie, dla siebie i przez siebie.

Co więc powinien robić katolik w świecie XXI wieku? Odpowiedź jest prosta – walczyć. Ciągle walczyć. Gdy wszechobecny grzech zamienia człowieka w zwierzę, jedyną drogą jest bój. Batalia o człowieczeństwo, o ducha, o godność.

Współczesna rzeczywistość do rangi absolutu wyniosła samorealizację, której kłaniają się również katolicy. Samorealizacja zaś to kapitulacja, to zgoda na zło, na wykonywanie poleceń konsumpcjonistycznego świata. To coś, czego katolik powinien się wstydzić. Bo katolicyzm to ciągła walka, to sprzeciw wobec zbydlęcenia, to bój o lepszą rzeczywistość, o świętość w grzesznym świecie.

Szymon Wiśniewski

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY