Rada Języka Polskiego krytykuje lockdown

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

/

Watchdog Polska przesyła do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa dotyczące partii Wiosna Roberta Biedronia.

Stowarzyszenie Sieć Obywatelska Watchdog Polska podjęło się wykonania zdecydowanego kroku. We wtorek Watchdog złożyła do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez członków Zarządu Krajowego Partii Wiosna Roberta Biedronia. Partii zarzucono nieudostępnienie informacji obywatelom, pomimo, iż miała obowiązek je opublikować.

Na stronie siecobywatelska.pl zamieszczono komunikat w sprawie, wyjaśniający przyczynę złożenia zawiadomienia do prokuratury. "Właśnie przesłaliśmy do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez członków Zarządu Krajowego Partii Wiosna Roberta Biedronia. Chodzi o czyn wskazany w art. 23 ustawy z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej, czyli nieudostępnienie informacji publicznej mimo ciążącego na podmiocie obowiązku. Dlaczego sięgamy po tak radykalny środek? Ponieważ partia skutecznie uniemożliwia nam dochodzenie naszych praw przed sądem administracyjnym" - napisano w wyjaśnieniu.

Stowarzyszenie opisuje, iż już w marcu 2019 roku wysłało różnym polskim partiom zapytania dotyczące wyciągu z kont bankowych i wydatków. Wiosna Biedronia odpowiedziała na to wezwaniem do "wykazania szczególnie istotnego interesu publicznego". Partia uważa, iż Stowarzyszenie zażądało informacji przetworzonej, która jeszcze nie została wytworzona. Co więcej, zażądała opłaty za udostępnienie danych.

Nie o to jednak chodzi Watchdog Polska. "Nie odpowiedzieliśmy na wezwanie, stojąc na stanowisku, że wnioskujemy o informację publiczną prostą, bo wyciąg z konta bankowego nie wymaga przetworzenia, chyba że partia zamierzała stworzyć od nowa historię swojego konta" - opisano na stronie Stowarzyszenia. Ostatecznie, otrzymało ono jedynie część danych, tj. rejestry wpłat. Partia Biedronia odmówiła udostępnienia reszty danych, powołując się na przepisy RODO. Stowarzyszenie uznało niepodpisaną decyzję za nieważną, w lipcu 2020 roku składając skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie.

"Tu zaczynają się schody. Jeśli wysyłamy skargę na decyzję czy bezczynność jakiejś instytucji, robimy to za jej pośrednictwem, ponieważ musi ona załączyć konieczne dokumenty, w tym swoją odpowiedź na skargę. Wiosna tego nie zrobiła, choć długo liczyliśmy na to, że skarga wreszcie trafi do sądu. W końcu, 28 stycznia 2020 r., wysłaliśmy do partii pismo z zapytaniem, czy przekazali tę skargę. Wówczas okazało się, że Wiosna… skargę zgubiła" - opisuje perypetie z partią Biedronia Stowarzyszenie Watchdog Polska. Ponownie wysłano zatem skargę do Wiosny. Ta również nie trafiła do WSA. Partię ukarano grzywną w wysokości 2 tysięcy złotych, lecz mimo to nie wypełniła ona swoich obowiązków. Dlatego sprawa trafiła do prokuratury.

Rzeczpospolita

Rada Języka Polskiego (RJP) z niezadowoleniem odnotowuje upowszechnienie się terminu “lockdown”. – Jest wyrazem zapożyczonym, niezaadaptowanym graficznie do polszczyzny. Posługiwanie się nim przez media, polityków itd. może powodować wśród części użytkowników języka polskiego poczucie wykluczenia – jest to bowiem słowo nowe i mimo że używane już od kilku miesięcy, to wciąż dla wielu osób (szczególnie starszych) niezrozumiałe – stwierdziła przewodnicząca RJP prof. Katarzyna Kłosińska.

  • Rada Języka Polskiego negatywnie odniosła się do upowszechnienia słowa “lockdown” w polskiej przestrzeni publicznej.
  • By uniknąć tego zapożyczenia, należało zacząć używać innego słowa już przed rokiem – wskazała przewodnicząca RJP prof. Katarzyna Kłosińska.
  • Obecnie znów słyszymy o lockdownie, a jednak sytuacja jest zupełnie różna od tej przed rokiem, gdy w ogóle nie mogliśmy wychodzić na ulice – zauważyła.
  • Zobacz także: Aktywność fizyczna wpływa na przebieg COVID-19

Mimo negatywnej opinii, Rada Języka Polskiego zauważyła, że słowo “lockdown” upowszechniło się już tak mocno w Polsce, że niemożliwe jest odwrócenie tego procesu. – Można ubolewać nad tym, że gdy zaistniała potrzeba nazwania zjawiska polegającego na “zamknięciu” kraju (czyli zakazie wychodzenia z domu, zaprzestaniu działalności przez wiele instytucji itd.), nie stworzono lub nie “odświeżono” wyrazu, który odnosiłby się do niego w bardziej zrozumiały sposób – zaznaczyła prof. Kłosińska. – To słowo weszło do obiegu, a wiele osób zdążyło się do niego przyzwyczaić. Wprowadzenie nowego słowa mogłoby więc spowodować kłopoty komunikacyjne. By uniknąć tego zapożyczenia, należało zacząć używać innego słowa już przed rokiem – wskazała.

– Niestety, Rada Języka Polskiego nie ma wpływu na język używany przez polityków i urzędników państwowych – z zalem stwierdziła przewodnicząca tej instytucji. Zauważyla jednocześnie, ze lockdown lockdownowi nierówny. – Dla części społeczeństwa to słowo jest zupełnie niezrozumiałe, a dla części niejasne. Ja sama zaliczam się do tej drugiej kategorii, bo obecnie znów słyszymy o lockdownie, a jednak sytuacja jest zupełnie różna od tej przed rokiem, gdy w ogóle nie mogliśmy wychodzić na ulice – zaznaczyła.

rp.pl

POLECAMY