Wielu z nas zna mit założycielski Wiecznego Miasta i zapewne większość wskaże wersję z Remusem i Romulusem. Jest jednak jeszcze jeden mit – mit o Eneaszu, uciekinierze z Troi. Przyjrzyjmy się tej drugiej tradycji, która w sposób niezwykle wymowny opisuje rzeczywistość nazywaną przez starożytnych słowem pietas. Ciężko jest w prosty sposób przenieść to pojęcie na język polski, ale jego znaczenie odnajdziemy w postawie bohatera trojańskiego. Jak niektórzy pamiętają, Eneasz, uciekając z płonącej Troi, na swych plecach niósł swego ojca, za rękę prowadził syna, a ze swej ojczyzny zabrał figurki bóstw opiekuńczych. Tak więc na pietas składają się – stosunek do sacrum, szacunek dla przodków, dbanie o rodzinę. Pietas dawała naszym przodkom poczucie dziedziczenia pokoleń, czy zakorzenienia w pewnym depozycie. Starożytny Rzymianin nie był monadą, a więc samodzielnym bytem – nie, był on depozytariuszem rodu.
Kryzys
Schyłek republiki, a później Cesarstwa to zanik pietas, zwłaszcza w kręgu elit rzymskich. Wysiłkiem Oktawiana Augusta tendencje pustoszące ducha Imperium zostały wstrzymane. Cesarz i jego małżonka przedstawiani byli jako wzór cnót, jako personifikacja pietas. Imperium zostało ocalone na kolejne półwiecze, ale zasadniczo jedynie w sensie politycznym. Wyraźny był bowiem w pierwszych wiekach po Chrystusie kryzys demograficzny. Kryzys dotknął nie tylko tych prowincji, w których prowadzono działania zbrojne związane z ciągłymi wojnami (w tym licznymi uzurpacjami), ale tam gdzie chrześcijaństwo było najsłabsze – na zachodzie Cesarstwa i na wsi. Plaga rozwodów, aborcji i antykoncepcji wyraźnie się wzmagała, co można bez trudu odnaleźć w literaturze tamtego czasu. Pojawienie się Konstantyna Wielkiego nieco zahamowała ten proces, ale było już za późno. Demografia jest nieubłagana, zwłaszcza w obliczu najazdu ludów barbarzyńskich i klęsk nieurodzajów. Niemniej rzymska pietas została przejęta przez chrześcijaństwo, które pozwoliło jej na nowe życie – christianitas – w niezwykłej cywilizacji wzniesionej na dwóch skrzydłach (wiary i rozumu).
Współczesna perspektywa
Spójrzmy na to z perspektywy naszych czasów. Nie trzeba być bystrym obserwatorem, aby dostrzec pewną analogię między upadkiem obyczajów w Rzymie, a obecną rewolucją kulturową, która wcześniej przeszła przez Zachód i coraz wyraźniej napiera na polską rzeczywistość. Starcie cywilizacyjne, aż nadto wyraźnie pokazał tzw. Strajk Kobiet. Głównie młodzi ludzie – w pewnym sensie niewidzący perspektyw, ale posiadający liczne roszczenia – tabunami ruszyli na ulicę. Każdy ze swoim transparentem, niby razem, ale jakby każdy z osoba – tłum monad. Nie było haseł wskazujących na świadomość jakiegokolwiek dziedzictwa – wręcz przeciwnie dość wyraźnie akcentowano zerwanie z tym co było. Czy był pośród nich współczesny Eneasz? Zapewne gdyby się pojawił, byłby bardziej postępowy – ojca oddałby do kliniki na eutanazję („dla dobra pacjenta”), syna nie posiadał („za dużo ludzi jest na świecie”), a posążki wyrzucił lub sprzedał („zabobon”). Granicą rozdzielającą kulturę od barbarzyństwa jest stosunek do sacrum, czyli to, co starożytni nazywali pietas. Parafrazując wybitnego filozofa historii A. Toynbee’ego – żadna cywilizacja nie zostaje zniszczona, lecz sama popełnia samobójstwo. Wandalowie czy Longobardowie rozpłynęli się w mrokach historii, ponieważ nie dostrzegli momentu, w którym mogli zaczerpnąć z „chrześcijańskiego źródła życia”. Mimo że panowali krótko nad podbitym Rzymem (czy jego prowincjami), to ostatecznie nie przetrwali – zabrakło pietas, którego depozytariuszem pozostaje katolicyzm. Jest więc w tym wszystkim pewna nadzieja dla tych którzy trzymają się „źródeł życia” – zwłaszcza że, jak wiemy, moc w słabości się doskonali.
Daniel Marek