Zgodnie z przewidywaniami większości komentatorów Komisja Europejska nakazała Polsce uchylenie nieco już zapomnianej ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej, czyli o tzw. podatku handlowym. Ustawa ta została uchwalona w ubiegłym roku, jednak podatku nigdy nie pobrano – KE zawiesiła bowiem stosowanie ustawy na czas trwania postępowania w sprawie zgodności przepisów z prawem unijnym.
Podatek handlowy miał mieć charakter podatku obrotowego i obejmować firmy prowadzące sprzedaż dla konsumentów. Ustawa przewidywała dość wysoką kwotę wolną (na poziomie 17 milionów złotych obrotu miesięcznego), od której podatek nie byłby pobierany – mniejsze sklepy nie zostałyby więc w ogóle obciążone. Od momentu przekroczenia 17 milionów obrotu w danym miesiącu stawka podatku wynosiłaby 0,8% (od pierwszych 170 milionów obrotu), a następnie 1,4% (od nadwyżki ponad 170 milionów).
Komisja Europejska postawiła polskiej ustawie zarzut, że stosowanie kwoty wolnej i progów podatkowych stanowi niedozwoloną pomoc publiczną dla małych przedsiębiorstw, czyli innymi słowy – że podatek dyskryminuje duże przedsiębiorstwa. Nie został więc zakwestionowany sam podatek handlowy jako taki, a jedynie wprowadzenie kolejnych progów podatkowych zamiast jednolitej stawki, takiej samej dla wszystkich sklepów.
Zarzuty Komisji Europejskiej są oczywiście – w pewnym sensie – zgodne z prawdą: podatek został tak skonstruowany, aby uderzyć w wielkie sieci handlowe, a chronić małe sklepy. Cel taki został jawnie ogłoszony, a rząd go wyraźnie eksponował. Nikt też – poza samymi sieciami handlowymi i grupą liberalnych komentatorów – nie widział w tym nic złego. Stwierdzenie, że wielkie sieci handlowe były zagrożone „dyskryminacją”, jest więc technicznie prawdziwe, choć wyrażone w tej właśnie formie musi wywoływać rozbawienie. W komunikacie wydanym przez Komisję Europejską brakuje natomiast uzasadnienia, co właściwie w takiej „dyskryminacji” jest złego – poza zarzutem naruszenia zakazu pomocy publicznej.
Zakaz pomocy publicznej jest jednym z najbardziej pojemnych i najbardziej swobodnie interpretowanych przepisów prawa unijnego. Z biegiem czasu stał się dla Komisji Europejskiej wygodnym „wytrychem” do blokowania wszelkich niepodobających się eurokratom państwowych ingerencji w rynek – nawet, jeżeli dany przepis jest normalnym narzędziem regulowania życia gospodarczego, a nie faktyczną pomocą publiczną. Narzędzie to stosowane jest niekonsekwentnie i całkowicie arbitralnie, a historia wprowadzania przez różne państwa podatków „przeciwko supermarketom” najlepiej to obrazuje.
Przypadek 1. Podatek o konstrukcji bardzo podobnej do naszego podatku handlowego próbowały kilka lat temu wprowadzić Węgry – Komisja wydała wtedy identyczne orzeczenie jak w naszej sprawie, co zmusiło Węgry do likwidacji progów podatkowych i wprowadzenia symbolicznego podatku obrotowego na poziomie 0,1% dla wszystkich sklepów.
Przypadek 2. Podatek zbliżony do podatku handlowego funkcjonuje od 2010 roku we Francji – sklepy o powierzchni przekraczającej 400 m2 i obrotach powyżej 460 tysięcy euro rocznie płacą tam określoną, zróżnicowaną stawkę za każdy metr powierzchni sklepu. Na tle przypadku polskiego i węgierskiego podatku sprawa wydawałaby się oczywista – Francuzi jawnie dyskryminują wielkopowierzchniowe supermarkety względem małych sklepów. Tymczasem wprowadzenia francuskiego podatku Komisja nie zakazała…
Wyraźnie więc widać, że przy stosowaniu zakazu pomocy publicznej KE kieruje się nie jakąś stałą, konsekwentną linią prawną, lecz doraźnymi względami politycznymi. W ogóle niejawną wytyczną oficjalnej polityki unijnej jest ochrona rynków państw zachodnich, a wspieranie „swoich” korporacji w postępującej kolonizacji rynków środkowoeuropejskich. Przekonał się o tym w praktyce m.in. polski producent okien dachowych Fakro, który już od dziesięciu lat nie może nakłonić Komisji Europejskiej, aby przyjrzała się sprawie blokowania różnymi sposobami dostępu Fakro do zachodnich rynków przez duńskiego giganta z branży, grupę Velux. Takie przykłady można mnożyć.
Odrębnym tematem w sprawie podatku handlowego jest natomiast nieudolność polskiego rządu. Prawo i Sprawiedliwość projektując podatek handlowy miało wybór – mogło wzorować się na modelu węgierskim (który został zakwestionowany przez KE) albo francuskim (do którego KE nie miała zastrzeżeń). Skutki wyboru tego pierwszego były oczywiste – Komisja nie musiała się nawet zastanawiać nad uzasadnieniem zakazu, wystarczyło skopiować decyzję ze sprawy węgierskiej. Model francuski byłby dużo łatwiejszy do obrony w batalii prawnej, a zakazanie stosowania w Polsce podatku w tym modelu bez jednoczesnego zaatakowania Francji byłoby dla Komisji co najmniej niezręczne, a być może nawet niemożliwe.
Tajemnicą pozostanie, z jakiej przyczyny polski rząd zdecydował się przyjąć podatek o konstrukcji identycznej z podatkiem węgierskim, wybierając w ten sposób drogę z góry skazaną na porażkę. Jednym z możliwych uzasadnień jest skrajna niekompetencja. Innym – celowe działanie w taki sposób, aby pokazać się polskiemu wyborcy jako wróg zachodnich korporacji, ale żeby koniec końców nie wyrządzić żadnej szkody wielkim marketom ani ich politycznym patronom.
Trudno powiedzieć, która z tych opcji jest gorsza.
Autor jest skarbnikiem Ruchu Narodowego.