– Rosja chciałaby się już pozbyć Łukaszenki, ma własny interes w tym, żeby w całości przyłączyć uległą Białoruś do siebie. I niestety w tej chwili wszystkie wyjścia z tej sytuacji są na rękę Rosji – mówił na antenie TVN 24 Michał Broniatowski z Politico, komentując krwawe zamieszki w wielu białoruskich miastach. Jak dodał, jakikolwiek nacisk zagranicy na Łukaszenkę może sprawić, że posunie się on jeszcze dalej.
Wciąż nie jest znana pełna skala zatrzymań, do których doszło w nocy z niedzieli na poniedziałek na Białorusi po krwawych starciach z milicją. Mieszkańcy wyszli na ulice wielu białoruskich miast (m.in. w Mińsku, Grodnie, Brześciu i Witebsku). Protesty zaczęły się po tym, jak ogłoszono wyniki exit poll po wyborach prezydenckich. Z informacji podawanych przez władze wynikało, że Alaksandr Łukaszenka zdobył w nich aż 79,7 procent głosów, a główna kandydatka opozycyjna Swietłana Cichanowska – tylko 6,8 procent. Jednak z części komisji wyborczych wyciekły prawdziwe wyniki wyborów – jasno wynikało z nich, że zostały one sfałszowane, a proporcje są dokładnie odwrotne – Łukaszenka przegrał z Cichanouską. Potwierdziły się również niezależne badania exit poll i dane spływające z zagranicznych komisji wyborczych, których nie kontrolował reżim Łukaszenki.
Milicja w brutalny sposób tłumiła protesty – demonstrujący byli bici, wojskowa ciężarówka wjechała też w tłum. Centrum Praw Człowieka “Wiasna” poinformowało w poniedziałek rano, że w protestach zginęła co najmniej jedna osoba, a liczba rannych nie jest jeszcze znana.
Białoruś. Co z Łukaszenką? “Rosja chciałaby się już go pozbyć”
Jeszcze w niedzielę pojawiały się informacje, że Łukaszenka opuścił Białoruś i udał się do Turcji. Wciąż nie udało się ich oficjalnie potwierdzić. Czy protesty mogą przynieść skutek? – Do runięcia murów jest jeszcze bardzo daleko. Dopóki policja, wojsko i służby bezpieczeństwa są w całości lojalne wobec Łukaszenki, to tego rodzaju protesty nie dają szans na zmianę czegokolwiek. (…) Jest zbuntowany naród, ale ci ludzie nie są zorganizowani. Dopóki to się nie zmieni, to będziemy mieli zamieszki – ocenił w rozmowie z TVN 24 Michał Broniatowski z Politico. Jak dodał, w przypadku Ukrainy i protestów na Majdanie, demonstrantów popierała m.in. część oligarchów.
Można się obawiać, że to jest bardzo mocno podsycane przez Rosję. Bo Rosja chciałaby się już pozbyć Łukaszenki, ma własny dobry interes w tym, żeby w całości przyłączyć uległą Białoruś do siebie. I niestety w tej chwili wszystkie wyjścia z tej sytuacji są na rękę Rosji. (…) Po raz pierwszy jest tak, że Rosjanom nie zależy, żeby on pozostał przy władzy
– powiedział, dodając, że wynik blisko 80 procent miał pokazać aparatowi państwa, że Łukaszenka “wciąż ma władzę i jest silny” (wygraną zapewniłoby mu nawet 51 procent).
To, co się dzieje na ulicach, jest typowe dla [państwa rządzonego przez – red.] dyktatora. On nie chce wierzyć, że skończy jak każdy inny dyktator
– ocenił Broniatowski. Jak wskazał, rozmów z Białorusią może się podejmować Unia Europejska. – Nacisk siłowy na Łukaszenkę spowoduje, że albo zareaguje jeszcze ostrzej, albo upadnie i wtedy cała władza na Białorusi wpadnie w ręce Kremla – zaznaczył. – Wspieranie opozycji białoruskiej jest jedyną możliwością. Jeżeli cokolwiek miałoby się stać z dnia na dzień, to będzie to niestety bardzo krwawy przełom i prawdopodobnie jeszcze mocniejsze więzi zostaną zadzierzgnięte pomiędzy Rosją a Białorusią – skwitował.
Państwowa telewizja białoruska o krwawych protestach: “prowokacje”
Białoruska państwowa agencja informacyjna Belta powołując się na milicję, wskazała, że “kontroluje sytuację” i protesty w stolicy. Swiatłana Cichanouska wezwała funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa do powstrzymania się od przemocy. Na Białorusi praktycznie nie działa Internet. Państwowe białoruskie media niemal nie informują o nocnych protestach i określają je mianem “prowokacji wobec organów ścigania”, zorganizowanych przez “grupy agresywnych młodych ludzi”. W państwowej telewizji ostrzeżono też, że sytuacja na Białorusi jest bardzo dobra, a wszyscy winni zamieszek zostaną ukarani – podaje Belsat.eu.
Źródło: gazeta.pl