Trwająca epidemia koronawirusa nie powstrzymuje Parlamentu Europejskiego od propagowania aborcji. Wykorzystano do tego nawet rezolucję w sprawie skoordynowanych działań UE na rzecz walki z pandemią COVID-19 i jej skutkami. Europosłowie uznali konieczność ochrony „praw reprodukcyjnych i seksualnych” za jedną z kluczowych kwestii w dziedzinie ochrony zdrowia. Parlament Europejski, wychodząc z błędnych założeń, skrytykował niektóre działania rządów Polski i Węgier oraz podejmowane w naszym kraju próby zwiększenia ochrony życia nienarodzonych dzieci.
W rezolucji z dnia 17 kwietnia br. europosłowie pochylili się nad aktualną sytuacją w państwach unijnych związaną z pandemią COVID-19, jej potencjalnymi długofalowymi skutkami, jak również rolą Unii Europejskiej w przezwyciężaniu choroby i jej negatywnego wpływu na stan społeczeństw. Zdaniem parlamentarzystów, jednym kluczowych problemów w zakresie ochrony praw podstawowych i zdrowia publicznego w dobie epidemii jest konieczność zapewnienia przez państwa członkowskie dostępu do „praw reprodukcyjnych i seksualnych”, a w szczególności „do środków antykoncepcyjnych, w tym antykoncepcji awaryjnej oraz opieki aborcyjnej”. Co istotne, wyrażenie „opieka aborcyjna”, które może pozornie budzić pozytywne odczucia i konotacje, niezmiennie oznacza uśmiercenie nienarodzonego dziecka.
Następnie, wyrażono sprzeciw wobec „wszelkich prób ograniczania praw w zakresie zdrowia reprodukcyjnego i seksualnego i praw osób LGBTI”. Europarlamentarzyści potępili przy tym podejmowane w Polsce próby zwiększenia ochrony życia nienarodzonych dzieci cierpiących na ciężkie, nieuleczalne wady lub choroby. Skrytykowali również rzekomą stygmatyzację osób zakażonych HIV i domniemane ograniczanie dostępu młodzieży do edukacji seksualnej w Polsce (pkt 48 rezolucji).
„Europejskie środowiska proaborcyjne nawet w dobie niewyobrażalnych ludzkich nieszczęść wywołanych pandemią dążą do zarówno prawnej, jak i społecznej akceptacji zabójstwa prenatalnego. Celom tym ma w szczególności służyć stopniowa zmiana stosowanego w rezolucjach Parlamentu Europejskiego języka, który ma wywołać pozytywne skojarzenia z rozwiązaniami godzącymi w fundamentalne prawa człowieka” – skomentowała Magdalena Olek, Zastępca Dyrektora Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris.
Ponadto, jak wskazują eksperci Centrum Analiz Legislacyjnych Instytutu Ordo Iuris, europosłowie wyrazili krytykę wobec działań rządu węgierskiego i polskiego, która opiera się na błędnych ustaleniach faktycznych. Na Węgrzech parlament zachował bowiem prawo do cofnięcia zatwierdzenia wydanych przez rząd dekretów, zaś Sąd Konstytucyjny kontynuuje swoje procedowanie dzięki użyciu środków komunikacji elektronicznej. Zapewnia to kontrolę konstytucyjności wydawanych aktów prawnych.
Niezależnie od toczącej się w naszym kraju wielowątkowej dyskusji na temat ewentualnej zmiany terminu przeprowadzenia wyborów prezydenckich, Ordo Iuris wskazuje, że autorzy dokumentu, formułując część zastrzeżeń wobec Polski, wykazali się dużą nieznajomością systemu konstytucyjnego Rzeczypospolitej. Wbrew zawartemu w rezolucji stwierdzeniu, korespondencyjna forma głosowania nie zagraża bowiem sama w sobie konstytucyjnym zasadom „wolności, równości, bezpośredniości i tajności” procesu wyborczego. Zasada bezpośredniości byłaby naruszona, gdyby wprowadzono możliwość lub obowiązek głosowania przez pośredników (np. elektorów), nie zaś w przypadku wdrożenia formy korespondencyjnej. Trybunał Konstytucyjny w orzeczeniu z dnia 20 lipca 2011 r. (sygn. K 9/11) potwierdził też, że forma korespondencyjna jako taka nie narusza zasady tajności głosowania. Co istotne, kilka tygodniu temu wyłącznie w formie korespondencyjnej odbyły się z udziałem ponad 5 mln głosujących wybory samorządowe w Bawarii, zaś tryb ich przeprowadzenia został zmieniony miedzy pierwszą a drugą turą głosowania. W rezolucji nie odniesiono się jednak w żaden sposób do wynikających z tego faktu zagrożeń dla rządów prawa w Republice Federalnej Niemiec.