Kontrrewolucja i globaliści, czyli Ameryka pół roku po zaprzysiężeniu Donalda Trumpa

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!
Donald Trump.

/ fot. Wikimedia Commons

Żyjemy w świecie, w którym wypychani z własnej tożsamości narodowej, jesteśmy pośpiesznie upychani w rozmaite ponadnarodowe projekty i struktury.  Jesteśmy bombardowani i ogłuszani kawalerią powietrzną multikulti, a nasze społeczności są faszerowane uchodźcami niosącymi obce naszej cywilizacji wartości.   To im, islamskim religijnym  fanatykom, pełnym pogardy dla naszej  cywilizacji chrześcijańskiej, globaliści powierzyli rolę jeźdźców Apokalipsy. To oni niosą strach i grozę, destabilizując nasze społeczności umożliwiając globalistycznej lewicy militaryzację społeczeństw i powodując utratę naszych tradycyjnych wolności.

Tam gdzie lewica nie rządzi, przechodzi do totalnej opozycji. Dziś jej hasłem jest ”rule, or ruin”  (rządź, albo zniszcz). Lewica na służbie banksterów odeszła od swojej tradycyjnej roli obrońcy ludzi pracy, czy ludzi, którzy nie mogą sobie poradzić w życiu. Lewica postawiła dziś na wszelkiego rodzaju mniejszości, od seksualnych, po etniczne. Wspiera też wszystkie dewiacje, które w jej rozumieniu pozwolą rozwalić tradycyjny model rodziny, własności i państwa.

Żyjemy w czasach nasyconych niespodziankami, na naszych oczach Pani Historia zatacza zdumiewające koło. W połowie lat 30-tych (i wcześniej) ubiegłego wieku w bolszewickiej Rosji miała miejsce seria słynnych pokazowych procesów moskiewskich, w których eliminowano z życia (nie tylko politycznego) niewygodnych konkurentów Stalina pod oskarżeniem m.in. o współpracę z wrogimi, imperialistycznymi zachodnimi państwami, w tym z USA.

Dziś amerykańska lewica i MSM razem z deep state pod dyrekcją politbiura międzynarodowych banksterów niezmordowanie montuje oskarżenia wobec administracji prezydenta Trumpa o jego powiązaniach z zimnowojennym, nacjonalistycznym i imperialistycznym rosyjskim Putinem. Właśnie tacy ludzie wspierani przez reakcjonistów jak Kaczyński, Trump, Orban zagrażają dziś lewackiej wizji kibutzu, ogólnej szczęśliwości przygotowywanej dla ludzkości.

W tytule użyłem określenia “kontrrewolucja”. Kiedy w końcówce XVII wieku w przepastnych paszczach absolutystycznych sąsiednich mocarstw ginęła demokratyczna (na owe czasy)  I Rzeczpospolita, za oceanem na świat przychodziła republika Stanów Zjednoczonych AP.  W przeciwieństwie do w miarę równoległej rewolucji francuskiej, która zakończyła się cesarstwem z Napoleonem Bonaparte, amerykańska rewolucja utrzymała ustrój republikański oparty na Konstytucji, który (po wielu poprawkach) trwa do dzisiaj.  Amerykańska rewolucja zapewnia wolność słowa, własności prywatnej i wolność wyznania stawiając w centrum prawa jednostki.

Dzisiejsza kontrrewolucja lewackich globalistów proponuje wolnym obywatelom Ameryki orwellowski kibbutz. Donald J. Trump (wraz ze swoim programem “America First”) jest jednym z trybunów amerykańskiej wolności i mimo swoich wszystkich niedoskonałości jest postrzegany jako jedna z ostatnich szans ocalenia ideałów i tradycji amerykańskiej rewolucji przed banksterskim walcem ze swoim orwellowskim programem totalnej koncentracji władzy i nastania ery nowego systemu niewolnictwa. Na naszych oczach w sercu supermocarstwa zachodzą zmagania, których wynik zdecyduje o dalszym kierunku rozwoju naszej cywilizacji.

A wszystko przez to, że banksterzy przegapili prezydenckie wybory w USA i teraz ręką wydobytą z nocnika próbują nam wskazać naszą świetlaną przyszłość. Trump i jemu podobni, którzy budzą patriotyczne demony i przez to przeciwdziałają pochodowi nowego socjalistycznego porządku światowego, oznaczają koniec świata lewicy i dlatego znajdują się na jej celowniku.

W wielu krajach obserwujemy odrodzenie lokalnych patriotyzmów. Ludzie stykając się z wężem multikulti próbują ocalić własną historycznie ukształtowaną tożsamość i wartości służące wzmocnieniu rodziny, a nawet religii, dającej przecież podstawy moralne naszej zachodniej cywilizacji. To przebudzenie jest reakcją na sponsorowane przez centra globalistyczne zwalczanie właśnie wartości służących rodzinie, religii i narodowemu państwu.

Trump wygrywając wybory  prezydenckie znalazł się w potrzasku. Biały Dom. To miejsce było zarezerwowane dla Hillary Clinton, która co najmniej przez 12 lat przygotowywała się do objęcia prezydentury gromadząc ogromny majątek (Globalna Fundacja Clintonów) i po sowiecku czekając w kolejce na swój czas. Choć pierwszy raz (2008 r.) niejawne elity nadające w polityce kierunek i namaszczenie przyszłym liderom zdecydowały się na wystawienie innego konia wyścigowego (Obamę), który miał większe szanse na przyśpieszone wdrożenie ich planów zmian społecznych dlatego, że oszałamiał żeńską część wyborców młodością i wdziękiem, jednocześnie apelując do poczucia winy (odkupienie grzechu niewolnictwa) u reszty rozkojarzonych Amerykanów.

W ubiegłym roku naprawdę niewielu komentatorów politycznych dawało szansę wygranej Trumpowi, co przy totalnym poparciu mainstreamowych mediów (MSM) i przy zdrowotnych kłopotach kandydatki zbytnio ją rozleniwiło. Już następnego dnia po przegranej Clinton wymyślono wersję, że to Rosjanie i Putin znacząco wpłynęli na zwycięstwo Trumpa poprzez ingerencję w amerykański proces wyborczy.  Taka interpretacja fiaska Clinton dawała pożywkę jej rozczarowanym zwolennikom: przegrała przez manipulację, nielegalną obcą interwencję i oszustwo.

Wobec tego wyborcy Partii Demokratycznej muszą udzielić wszechstronnej pomocy i poparcia kierownictwu Partii, aby ‘tego uzurpatora” zasiadającego w Białym Domu z łaski Putina pozbyć się jak najszybciej. W sumie właśnie taka narracja obowiązuje do dzisiaj i Trump znalazł się w potrzasku lewackiego spisku. Dlatego połączone siły postępowego świata z Partią Demokratyczną, MSM, biurokracją “deep state” i wszelkiego lewactwa, dzień, w dzień atakują Trumpa i jego współpracowników, a ich celem jest impeachment.

Dlatego jesteśmy świadkami licznych przecieków tajnych państwowych informacji, które mają doprowadzić do impeachmentu Prezydenta, a w najgorszym przypadku powstrzymać i zablokować wszelkie zapowiadane przez niego reformy. Reformy te upodmiatawiały by amerykańską klasę średnią, amerykański biznes i amerykańską szeroko rozumianą  tożsamość ze szkodą dla tak drogich lewicy ponadnarodowych idei, jak na przykład duszące amerykański biznes słynne i durne Globalne Ocieplenie, czy przyjmowanie większej liczby uchodźców.

W całym tym tańcu globalistycznych elit, najbardziej chyba gubi się Putin, którego użytkowo MSM i lewicowi politycy malują diabłem wcielonym o niesamowitej mocy i możliwościach. Nie dość, że zainstalował swojego kandydata w Białym Domu, niszcząc szanse zasłużonej i namaszczonej na prezydenta kandydatki Clinton, to jeszcze bezczelnie dalej knuje, teraz się do swojego kandydata nie przyznając.

W sumie zastanawiałem się dlaczego lewaccy globaliści zdecydowali się na Rosję, wyznaczając jej i Putinowi tak znaczną rolę w swoich planach walki z niespodziewanie wyrosłym fenomenem Trumpa.  Przecież lewica zawsze kochała Rosję, najpierw bolszewicką, która “powstała” też nie tylko z inicjatywy niemieckiej (opłacenie dywersji z Leninem na froncie wschodnim, aby wytrącić Rosję z wojny). Przecież drugim elementem dywersji był zespół amerykańskich komunistów płynących z zastrzykiem gotówki i Lwem Bronsteinem-Trockim z Nowego Jorku.

Rosja, ta jeszcze sowiecka, z którą próbował zdradzać Amerykę jej senator Edward Kennedy śląc jeszcze w 1983 r. propozycje I-mu bolszewickiemu sekretarzowi (Jurij Andropow) jak nie dopuścić do drugiej kadencji prezydenckiej reakcyjnego Ronalda Reagana. Rosja już Putina, sprzed kilku lat, któremu za hojne “dotacje” ówczesna sekretarz stanu Hillary Clinton pozwoliła przejąć, aż 20% amerykańskich zasobów uranu! Ta sama Rosja Putina, dla którego, aby nie robić mu przykrości, prezydent  Obama odwołał instalacje tarczy antyrakietowej m.in. w Polsce, proponując Putinowi słynny reset we wzajemnych stosunkach. Na Boga, przecież brat szefa kampanii wyborczej Hillary Clinton Johna Podesty był zarejestrowanym agentem interesów Rosji w USA!

Wydaje się, że lewica dokonując tej “rosyjskiej” operacji użyła złej sławy swoich powiązań z Rosją przeciwko Trumpowi. Złej sławy właśnie wśród konserwatystów i republikanów, tak aby oddzielić ich, poróżnić z Trumpem, korzystając z tego, że podczas kampanii prezydenckiej, Trump kilka razy w aspekcie zwalczania ISIS wypowiedział się dobrze o Putinie.

Pozostaje pytanie, dlaczego globalistyczni lewacy tak raptem znienawidzili Putina? Przecież jeszcze w debacie prezydenckiej w 2012 r. Obama wyśmiewał od zacofanych wsteczników zimnowojennych republikańskiego kandydata, którym był Mitt Romney. Romney powiedział wtedy, że to właśnie Rosja (ze swoim arsenałem jądrowym i ciągotami do dominacji w sąsiedztwie)  stanowi największe wyzwanie dla USA.  Dziś lewica przejęła ówczesną argumentację Partii Republikańskiej.

Putinowi pewnie trudno jest się połapać w tym, kto tak naprawdę jest mu bliższy na amerykańskiej scenie politycznej.  Problem w tym, że Putin chce tego samego co Amerykanie (obojętnie z której partii), chce rozszerzać swoje wpływy na sąsiednie kraje (i nie tylko). W zasadzie on też chce  zjednoczonej Europy od Uralu do Lizbony tyle, że pod swoim przywództwem i na swoich warunkach. Jeśli na dzień dzisiejszy Putin “sympatyzuje” z polityką Trumpa (czy Orbana i o zgrozo nawet z Kaczyńskiego!), to dlatego, że ich wspólnym wrogiem jest zwalczająca państwa narodowe globalistyczna lewica na czele, której w Europie stoi Angela Akbar Merkel…

Na bieżącym etapie młotkiem do uderzania Trumpa jest zwolniony przez niego z posady dyrektora FBI słynny dwumetrowy James Comey (ten sam od “polskich” obozów koncentracyjnych). Comey to primadonna o wielkich ambicjach, facet, który w tamtym roku przedstawił oczywiste zarzuty dyskwalifikujące kandydatkę na urząd prezydenta Hillary Clinton (afera mailowa, łamanie tajemnic państwowych), aby w konkluzji podkreślić, że w sumie to nie ma prokuratora, który by ją oskarżył.

Wydaje się, że Trump miał już dosyć bycia rozgrywanym przez Comeya i będąc jego szefem, po prostu go wyrzucił. Wcześniej, w trakcie rozpętanej kampanii rzucanych pomówień i oskarżeń o rzekomych powiązaniach Trumpa i jego ludzi z Putinem, Comey 3 razy na pytanie Trumpa potwierdził, że nie jest on przedmiotem śledztwa prowadzonego w tej sprawie przez FBI. Kiedy jednak Trump chcąc odrzucić od siebie ciągle pojawiające się w MSM oskarżenia zażądał od Comeya, aby ten powtórzył to samo publicznie, Comey zbył go nie chcąc oczyścić go publicznie z pomówień.

Comey nie był jedynym, który nie mógł znaleźć żadnych dowodów na “współpracę’ Trumpa i jego ludzi z Putinem. Podobne opinie wygłosili inni szefowie służb z administracji byłego prezydenta Obamy: “muzułmanin” John Brennan, czy Mr “Deep State” James Clapper. W sumie Trump podejrzewał, że Comey dokonywał nielegalnych przecieków do MSM o rzekomych powiązaniach Trumpa z Rosjanami jednocześnie prywatnie zapewniając swojego zwierzchnika, że nic na niego nie ma i nie jest on przedmiotem śledztwa.

Trump nie był politykiem,  dopiero nim się staje i nie mając doświadczeń z normami  świata dyplomatycznego, czasem coś niestosownego palnie (np. na twitterze), czym wszystkich zaskoczy (w tym swoich sojuszników). Powyższe zupełnie nie przeszkadza wyborcom i zwolennikom Trumpa, potwierdza jedynie w ich oczach, że jest jednym z nich, autentycznym człowiekiem, jeszcze nie sprzedanym establishmentowym elitom i polityce.

Kilka dni temu Comey (już po wyrzuceniu) zeznawał w Senacie odpowiadając na pytania senatorów z obydwu partii. Jego wypowiedzi potwierdziły, że Trump podjął prawidłową decyzję wyrzucając go z funkcji szefa FBI. Jak się okazuje, istotnie Comey mógł dokonać serii reżyserowanych przecieków używając swojego przyjaciela prawnika,  profesora z Columbia University, Daniela Richmana.  Ten z kolei udostępniał te tajne materiały dla gazety New York Times dziennikarzowi, którym jest autor wielu tekstów związanych z przeciekami, Michael S. Schmidt. W swojej wypowiedzi (pod przysięgą) przed senacką komisją badającą rosyjski wpływ na wynik wyborów prezydenckich i ewentualne rosyjskie powiązania z ludźmi Trumpa, Comey przyznał, że celem jego przecieku było wymuszenie powołania specjalnego prokuratora, którym został Robert S. Mueller III.

Głównym oskarżeniem Comeya wobec prezydenta Trumpa było wyznanie, że podczas spotkania z 14 lutego w Gabinecie Owalnym prezydent zwrócił się do niego ze słowami: “Mam nadzieję, że znajdziesz sposób, aby zostawić Flynna w spokoju”.  Według lewicowego prawnika-eksperta Alana Dershowitza, nie ma tu próby mataczenia, czy utrudniania śledztwa i w gestii prezydenta leży nakazanie dyr. FBI aby zatrzymać podobne postępowanie.

Comey w swoich zeznaniach przed Komisją Senatu sugerował, że sekretarz Sprawiedliwości Jeff Sessions mógł odbyć więcej spotkań z rosyjskim ambasadorem niż dotąd ujawnił. We wtorek zeznawał w Sessions, który zdecydowanie odrzucił podobne insynuacje.  Prywatny adwokat Trumpa, Marc Kasowitz w swojej wypowiedzi oskarżył Comeya, że dokonał przecieku zastrzeżonej “privileged” informacji. Najlepszy był Trump, który uderzył  w Comeya twitterem: “Nie było zmowy, utrudniania śledztwa. To on dokonał przecieku”. 

W tej grze Comey reprezentuje “deep state”, jego pobłażanie i puszczenie płazem ewidentnych nadużyć Hillary Clinton ostro kontrastuje z próbami temperowania i uwikłania w kłopoty niezależnego Trumpa. Po prawej stronie rozlegają się coraz donośniejsze głosy aby Trump zwolnił specjalnego prokuratora Muellera z racji powodującej konflikt interesów jego zbyt bliskiej znajomości/przyjaźni z b. dyr, FBI Comeyem.

Kiedy Mueller był dyr.  FBI, Comey był wtedy jego bossem (za administracji Busha Jr.), czyli z-cą Generalnego Prokuratora USA. Panowie znają się od lat i od lat się przyjaźnią. O ewentualności zwolnienia Muellera mówił przyjaciel prezydenta Trumpa, Christopher Ruddy (szef Newsmax Media). Były speaker Kongresu Newt Gingrich (żona z polskim pochodzeniem została ambasadorem w Watykanie) głośno ostrzega, że Mueller nie będzie w stanie być obiektywnym prokuratorem. Podobnego zdania jest król konserwatywnego radia Rush Limbaugh jak i inni liderzy konserwatywnych mediów: Sean Hannity, Michael Savage i Mark Levin.

Według prawa specjalnego prokuratora może zwolnić z rozkazu Prezydenta jego bezpośredni zwierzchnik, z-ca Generalnego Prokuratora, czyli Rod J. Rosenstein. Jeżeli Rosenstein odmówiłby wykonania rozkazu, mógłby również być zwolniony przez Prezydenta. Ten scenariusz przypominałby “Masakrę Sobotniej Nocy” prezydenta Nixona podczas afery “Watergate”, co źle skończyło się dla Nixona.

Hodgkinson ze stanu Illinois, wtargnął zbrojnie na boisko w Alexandrii,  w stanie Virginia, na którym ćwiczyli republikańscy kongresmeni przygotowujący się do dobroczynnego meczu.  Hodgkinson w ostatnich wyborach prezydenckich był zwolennikiem wnuczka Ziemi Beskidzkiej, socjalistycznego senatora Bernie Sanders, którego w demokratycznych prawyborach oszukali na korzyść Hillary Clinton demokraci.

Wyposażony w długą i krótką broń upewnił się, że na boisku ćwiczą Republikanie i rozpoczął polowanie. Ciężko ranny został kongresmen Steve Scalise i 3 inne osoby, sam niedoszły morderca zmarł w wyniku odniesionych ran.w tym jedna z policjantek (ochrona kongresmena). Na swojej stronie na Facebook, Hodgkinson dopuszczał się ostrej krytyki Prezydenta Trumpa nazywając go “zdrajcą” i powtarzając opinie niektórych polityków z Partii Demokratycznej o impeachmencie. “Trump zniszczył naszą demokrację” pisał:  “Nadszedł czas zniszczyć Trumpa i całe to towarzystwo”.

Deep State przechodzi do ataku, z pewnością Trump jest w niebezpieczeństwie i dziś nikt tak naprawdę nie wie jak ta walka się skończy. Na pewno nadciąga gorące lato.  Wskaźniki ekonomiczne wyglądają nieźle. Giełda licząc od wyborów poszła w górę o 12%, bezrobocie spadło do najniższego stanu od 16 lat. Wzrost ekonomiczny przewidywany jest na poziomie 2,3%. Poparcie dla Trumpa wynosi ok. 39%, 44,3% Amerykanów popiera jego politykę ekonomiczną.

Dla 67% zarejestrowanych wyborców najważniejszym problemem jest terroryzm, globalne ocieplenie niepokoi 60% wyborców. Najważniejszymi zagadnieniami są wydatki rządowe (80%), infrastruktura (75%), ekonomia (75%) i ewentualna wojna z Koreą Północną (68%). Pod znakiem zapytania pozostają zapowiadane przez Trumpa reformy służby ubezpieczeń zdrowotnych i reforma podatków. Próby reform zaciekle zwalczają demokraci, polityczny establishment obydwu partii i deep state.

Jeden z amerykańskich kolegów wyjaśnił mi na czym polega różnica między światem biznesu z którego pochodzi Trump, a politycznym światem w Waszyngtonie.  Otóż w świecie biznesu dochodzi do ostrych starć i negocjacji, ale kiedy już dojdzie do porozumienia, walczące strony pójdą razem do teatru, czy nawet zaproszą się do swoich domów. Za to w Waszyngtonie przyjmą cię bardzo grzecznie, obsypią komplementami, zgodzą się na twoje wygórowane warunki, ale jak cały zadowolony się odwrócisz nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście, wtedy strzelą ci w plecy…

Jacek K. Matysiak

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY