Prof. Budzyńska, która po donosach lewicy honorowo odeszła z Uniwersytetu Śląskiego komentuje, że jej decyzja nie jest kapitulacją, a symbolicznym gestem.
Środowiska lewicowe po raz kolejny chcą zaszantażować środowisko naukowe. Tym razem studenci pro-LGBT oskarżyli socjolog rodziny z Uniwersytetu Śląskiego dr hab. Ewę Budzyńską, o to, że “nie podziela ideologii gender”. Co tak rozwścieczyło środowisko lewicowe? Między innymi nazywanie człowieka w prenatalnej fazie rozwoju dzieckiem.
Grupa studentów zarzuciła, że wykładowca narzuca studiującym “ideologię anti-choice, poglądy homofobiczne, antysemityzm, dyskryminację wyznaniową, informacje niezgodne ze współczesną wiedzą naukową oraz promowanie poglądów radykalno-katolickich”.
CZYTAJ TAKŻE: Studenci pro-LGBT oskarżyli socjologa o to, że “nie podziela ideologii gender”
Profesor postanowiła odejść na znak protestu z Uniwersytetu Śląskiego: “Nie może powrócić cenzurowanie zajęć, ograniczanie wolności prowadzenia badań, czy interpretacji badań” – mówiła prof. Budzyńska na antenie Polsat News. Dla portalu Gosc.pl tłumaczy: “Czasami odejście w ramach protestu w takiej sytuacji, kiedy nie można już nic więcej zrobić, jest gestem symbolicznym”.
Profesor tłumaczyła portalowi, że podobne przejścia miał także jej ojciec: “Uświadomiłam sobie, że równo 50 lat temu w podobnej sytuacji znalazł się mój ojciec, śp. Stanisław – polonista i historyk. Donos napisał na niego aktyw zetempowski, a rzecz działa się w jednym z gimnazjów męskich w Wielkopolsce”.