Kanon Wartości, zasad moralnych, prawa oraz osiągnięcia z różnych dziedzin nauki są coraz śmielej kwestionowane przez dzisiejszy, modernistyczny świat. Po Soborze Watykańskim II i jego reformach Kościół z biegiem czasu zaczął tracić autorytet i ponosić tego opłakane skutki – fałszywy ekumenizm i dialog międzyreligijny, narastający spadek powołań, zerwanie z Tradycją, odchodzenie od czynnej aktywności politycznej, defensywna reakcja na przejawy atakowania naszej Wiary czy walka z nacjonalizmem. W dobie kryzysu tożsamości na Starym Kontynencie, który stanowi skutek powojennego marksizmu kulturowego i amerykanizacji kultury, społeczeństwa (zwłaszcza w Europie Zachodniej) przywiązują mniejszą wagę do kwestii duchowych na rzecz skrajnego materializmu i konsumpcjonizmu. Coraz częściej w telewizji możemy oglądać duchownych, którzy są znani i szanowani przez establishment ze względu na dokonany „coming out” czy poparcie dla demoliberalnych reżimów partyjnych (vide: Kazimierz Sowa, Krzysztof Charamsa). W imię fałszywego dialogu z innymi religiami, w Kościele organizowane są Dni Judaizmu i Dni Islamu, a w tym roku mija 500. rocznica reformacji.
Herezją katolickiego modernizmu jest również walka z nacjonalizmem, który w historii Polski z biegiem czasu przeistoczył się z indyferentnego religijnie ruchu na ruch, który w okresie międzywojnia doprowadził do odrodzenia katolickiego wśród młodych Polaków. Bardzo wielu polskich nacjonalistów obecnie jest katolikami, a także żyje w zgodzie z Tradycją, natomiast moderniści chcieliby zamknąć przed nacjonalistami kościoły, a otworzyć je dla rozwodników, konkubentów, uchodźców etc. Cytując o. Pawła Gużyńskiego: „Nasza ziemia jest pomieszana z popiołami Auschwitz. Dlatego musimy zrobić wszystko, aby nacjonalizm nie wrócił. Kiedy widzę tych młodych ludzi, jestem przerażony. Czuję, jakby ktoś wszedł mi butem na klatę i mnie dusił. Nacjonalizm nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem (…)”, odnoszę wrażenie, iż osoby wygłaszające pogląd o tym, jakoby nacjonalizm nie mógł być zgodny z etyką chrześcijańską, nie posiadają żadnej wiedzy o historii i ideologii narodowo – radykalnej, a odwoływanie się do Holokaustu stanowi wielokrotnie używany straszak moralny, mający zasiać zamęt w umysłach katolików oraz przerobić ich na taką modłę, jaka będzie pasować do ducha czasu. Nie wolno na to pozwolić, ponieważ duch czasu nie jest dostatecznym wyznacznikiem drogowskazu moralnego i ideowego, jakim powinien kierować się w swoim życiu każdy człowiek. Kiwanie głową oraz uczucie zażenowania brakiem/niedostatkiem wiedzy – te odruchy towarzyszyły mi po zeszłorocznej nagonce (w której brał udział również Episkopat Polski) na Obóz Narodowo – Radykalny, czy oświadczeniu pt. „Chrześcijański kształt patriotyzmu” próbującym na siłę wykazać, iż żaden nacjonalizm nie może być oparty na chrześcijaństwie, oraz który przeciwstawia nacjonalizm patriotyzmowi (co znakomicie podsumował prof. Jacek Bartyzel, cyt. „Nasz nieszczęsny Epidiaskop tak się zagubił, że nie tylko zapomniał o nauczaniu Ojca Świętego Piusa XI i Prymasa Tysiąclecia Stefana Wyszyńskiego, ale w swojej ignorancji co do znaczenia pojęć politycznych przyjął za swoje – zapewne bezwiednie, lecz cóż z tego – spiżowe dystynkcje Wielkiego Nauczyciela Józefa Stalina (patriotyzm dobry – nacjonalizm zły, internacjonalizm dobry – kosmopolityzm zły) i wyznaje je wraz z ‘całą postępową ludzkością’”).
Polski nacjonalizm ma charakter katolicki (nie negując istnienia np. ruchu zadrużnego), stąd działanie każdego z nas jest odzwierciedleniem Wiary. Nasza idea jest oparta o naukę społeczną Kościoła Katolickiego, na przestrzeni lat o istocie katolicyzmu dla idei narodowej pisali nie tylko ideologowie polskiego nacjonalizmu, zwłaszcza w okresie dwudziestolecia międzywojennego (gdy miał miejsce renesans katolicyzmu wśród młodych), ale i duchowni. Spośród nich można wymienić o. Jacka Woronieckiego, ks. Jerzego Pawskiego (ideologa totalizmu katolickiego), ks. Michała Poradowskiego (szefa Służby Duszpasterskiej Komendy Głównej Narodowych Sił Zbrojnych, w stopniu kapitana) czy Prymasa Tysiąclecia, kardynała Stefana Wyszyńskiego. Nie będę opisywał historii stosunku polskiego ruchu narodowego do religii katolickiej na przestrzeni lat (od końca XIX wieku do dziś), ponieważ nie to jest celem. Przepaść między starym, tradycyjnym, a nowoczesnym rozumieniem nacjonalizmu przez Kościół jest duża, co jest omówione w opracowaniach poświęconych historii polskiego ruchu narodowego. Skupimy się więc na współczesności.
Większość organizacji nacjonalistycznych w Polsce odwołuje się do nauki katolickiej, hasła „Bóg, Honor i Ojczyzna”, „Wielka Polska Katolicka” czy „Nie islamska, nie laicka, tylko Polska katolicka” są obecne na manifestacjach, występuje coraz silniejsze utożsamianie się z nurtem Tradycji Katolickiej w kontrze do modernizmu oraz rośnie świadomość religijna wśród patriotycznej młodzieży są pewnymi tego znakami. Z drugiej strony występuje zjawisko tzw. „letniego katolicyzmu”, nad którym warto by się pochylić. Tym mianem określa się wiarę opartą na sporadyczności praktyk religijnych, traktowaną jako dodatek do codziennego życia, remedium na dotykające nas bolączki czy psychologiczną próbę wsparcia siebie podczas trudnych momentów życia oraz wygodną formę uspokojenia własnego sumienia (na aktualności nadal nie traci przysłowie pt. „Jak trwoga, to do Boga”). Letni katolicyzm wiąże się z brakiem potrzeby dbania o życie duchowe w sposób systematyczny, niepełnym lub zupełnie żadnym pokładem wiedzy dotyczącej dogmatów Wiary, teologii czy nauczania społecznego Kościoła Katolickiego, a z drugiej strony – letni katolicyzm dzieli wierzących w Chrystusa na „fanatyków” i „normalnych”. Fanatykami w złym tego słowa znaczeniu mają być ci, którzy aktywnie bronią Wiary i wypływającego z niego kanonu wartości w momencie, gdy jest ona opluwana, atakowana, szydzona, a lewicowe i liberalne środowiska starają się w nie uderzać (vide protesty przeciwko spektaklom „Golgota Picnic” czy w tym roku – przeciw wystawianiu „Klątwy” pod Teatrem Powszechnym, akcje przeciw promowaniu dewiacji seksualnych, zbiórki podpisów pod projektami ustaw mającymi zakazać zabijania nienarodzonych dzieci), zaś letni katolicy zamiast autentycznie występować w tych sprawach pozostają bierni.
W zeszłym roku miała miejsce nieuzasadniona moim zdaniem nagonka dokonana – przez cały establishment (z hierarchią Kościoła na czele) – na Obóz Narodowo – Radykalny, związana z obchodami 82. rocznicy powstania organizacji w Politechnice Warszawskiej. Kuria białostocka napisała oświadczenie, w którym odcina się od nacjonalizmu, zaś na łamach portali „Deon.pl” czy „Gościa Niedzielnego” autorzy swoich artykułów opierając się na stereotypowej wiedzy na temat nacjonalizmu usilnie starali się udowadniać, iż nacjonalizm nie może mieć katolickiego charakteru. Echem tak letniej publicystyki są przywołane wcześniej przeze mnie oświadczenie Episkopatu. Tak płytkie podejście do historii i katolickich założeń polskiego nacjonalizmu (którym wierni byli m.in. Prymas Wyszyński, o. Woroniecki czy ks. Pawski) skutkuje utrwalaniem stereotypowego podejścia do nacjonalizmu. Przypomnę wobec tego kilka cytatów wskazujących, iż nacjonalizm w korelacji z nauką Kościoła Katolickiego jest ideą dążącą do Zbawienia:
„Prawy porządek chrześcijańskiego miłosierdzia nie zabrania prawowitej miłości Ojczyzny ani nacjonalizmu. Przeciwnie: kontroluje go, uświęca i ożywia.” – Ojciec Święty Pius XI
„Bóg i Pan wszelkiego stworzenia jest Ojcem narodów. Bo dlaczego Stwórca człowieka i jego duszy nie miałby być Ojcem ciała i duszą narodów? Naród nie jest przecież bogiem! Narody są dziećmi Boga, a przez to wspólne ojcostwo są sobie braćmi! Rodzina narodów powołana jest do wyższego celu – uwielbienia wspólnego Ojca: ‘Chwalcie Pana, wszyscy poganie, chwalcie Go, wszystkie narody, bo możne jest nad nami miłosierdzie Jego, a prawda Pańska trwa na wieki!’ (Ps 116, 1-2). To jest konstytucja współżycia narodów. Z niej się wywodzą zasady katolickiego nacjonalizmu.” – Prymas Tysiąclecia, kardynał Stefan Wyszyński
„Istnieje również nacjonalizm chrześcijański, na podstawach miłości oparty. Jest on, niestety, za mało uwzględniany przez teologów i filozofów katolickich, przejętych zbyt wyłącznie zwalczaniem pierwszego [nacjonalizmu liberalnego – przyp. red.]. W środowiskach katolickich panują względem tego drugiego rodzaju nacjonalizmu pewne uprzedzenia, pochodzące od wpływu, któremu środowiska owe uległy ze strony indywidualizmu i współczesnego sentymentalizmu.” – o. Jacek Woroniecki
Bardzo wielu ludziom dzisiaj nie podoba się postawa Kościoła Walczącego, prezentowana przez nacjonalistów. Bezkompromisowa postawa w obronie Wiary w sferze publicznej spotyka się z reakcją „młodych, wykształconych i z wielkich miast”, którzy najczęściej szydzą z wiary katolickiej i obśmiewają ją na wszelkie możliwe sposoby. Nie podoba się też publiczne zabieranie głosu przez Kościół w sprawach politycznych uznając go za ingerencję w politykę państwa. Posłużę się przykładem z manifestacji przeciwko „Klątwie”, która miała miejsce 27 i 28 maja br. pod Teatrem Powszechnym. Celebryci, z Mają Ostaszewską i Pawłem Łysakiem (dyrektorem teatru) na czele, określali modlitwę różańcową aktem terroryzmu czy jakąś formą agresji, demoliberalni politycy znów sprzedawali śpiewkę o łysych łbach, prawicowych ekstremistach i kibolach, którzy mieli demonstrować przeciwko sztuce, a sami ani razu nie byli w teatrze. Establishment, reprezentowany przez liberalno-lewackie partie polityczne, tj. Razem, .Nowoczesną i Platformę Obywatelską, ruszył do ataku na naszą Wiarę, zachęcony biernością hierarchii Kościoła Katolickiego oraz niejednoznaczną postawą rządu wobec tej sprawy. Z drugiej strony liberałowie i lewacy manifestując „w obronie wolności słowa” wyciągali chrześcijańskie hasła z kontekstu próbując zagrać na emocjach broniących Wiary katolików, co się nie udawało (m.in. poprzez prowokacyjne okrzyki „Wstańcie z kolan!” czy puszczanie muzyki disco polo, robione celem zagłuszenia modlitwy różańcowej przeciwko bluźnierstwu).