Największy globalny konsument węgla brunatnego, największy europejski emitent dwutlenku węgla, państwo ociągające się z dekarbonizacją i walczące z praktycznie bez-emisyjną energetyką jądrową zdołał przekonać świat, że jest „zielony”.
Wszystko dzięki doskonałej i przekonującej propagandzie.
Niemiecka transformacja energetyczna – Energiewende – uchodzi za nowoczesną drogę do ratowania klimatu i „zielonych” przemian gospodarczych. Tak brzmi oficjalna wersja, budowana przez lata wysiłkiem kolejnych ekip sprawujących władzę w Berlinie.
Wizja Niemiec jako kraju, który skutecznie odchodzi od węgla jest szczególnie szeroko rozpowszechniona przez propagandę Energiewende.
W grudniu 2018 roku media obiegły zdjęcia z uroczystej ceremonii zakończenia wydobycia w ostatniej niemieckiej kopalni węgla kamiennego. Wydarzenie to zaowocowało szeregiem nagłówków głoszących, że w RFN „końca dobiegła era węgla”.
Stwierdzenie to jest dalece odległe od prawdy. W Niemczech skończyło się jedynie wydobycie surowca. Przemysł i energetyka przestawiały się na paliwo z importu. Dla środowiska decyzja o zamknięciu kopalń pozostała praktycznie bez znaczenia. Węgiel kamienny będzie spalany w niemieckich piecach jeszcze długo.
Wykresy dotyczące ilości wyprodukowanej przez Niemców energii elektrycznej pokazują, że wytwarzają oni z węgla brunatnego praktycznie tyle samo energii, ile wytwarzali w 1992 roku.
Przez prawie 30 lat Berlin nie zrobił nic, by ograniczyć podaż energii z tego wysoce emisyjnego surowca, którego RFN jest największym światowym konsumentem.
W porównaniu z Polską, konsumpcja tego typu paliwa jest większa aż 3 razy.
Co więcej, jak wynika z projektu niemieckiego planu na rzecz energii i klimatu Niemcy zamierzają spalać węgiel jeszcze co najmniej do 2050 roku.
Energetyka24.pl