KREJCKANT: W obronie prawa do obrony Jakuba Dymka

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

Akcja #MeToo dotarła do Polski i to w jakim stylu! Pierwszymi skazanymi na potępienie przez inkwizytorów feminizmu okazali się być znani, lewicowi dziennikarze – Michał Wybieralski oraz Jakub Dymek. O ile ten pierwszy praktycznie od razu przyznał się do winy, o tyle drugi postanowił nie ulegać i bronić swojego dobrego imienia. I właśnie to spowodowało wściekłą reakcję budowniczych Nowego Wspaniałego Świata.

Zdarza mi się czytać teksty Jakuba Dymka, które od lat publikuje (a raczej publikował) na łamach „Dziennika Opinii” Krytyki Politycznej. Właściwie nie ma zagadnienia, w którym zgodziłbym się z Dymkiem. Niemniej, trudno nie oddać mu, że jego publicystyka stoi na wysokim poziomie. Przez długi czas uchodził za czołowego publicystę „kawiorowej lewicy”. Teraz Jakub Dymek stał się znany z czegoś innego, niż publicystyka i raczej nie jest to sława z jakiej mógłby się cieszyć.

Hunwejbini politycznej poprawności, w swoim zideologizowanym szale już wydali wyrok. Krytyka Polityczna dla której Dymek pisał, błyskawicznie opublikowała oświadczenie, w którym informuje o „zawieszeniu współpracy”. I tyle, „pozamiatane”. Nieważne, że rewelacje dotyczące gwałtu wyszły od byłej dziewczyny skazanego na infamię, co na zdrowy rozsądek każe zadać sobie pytanie o to, czy nie chodzi przypadkiem o zemstę. Tak samo dla feministek i popierających je mężczyzn nie jest istotna kwestia jakichkolwiek dowodów, sądów czy nawet – a to wydawałoby się niezbędnym minimum przyzwoitości – wysłuchania drugiej strony. Jak się okazało, żeby zniszczyć człowieka w 2017 r. wystarczy rzucić w eter oskarżenie podparte jedynie enigmatycznym stwierdzeniem, że w środowisku „mówiło się o tym od dawna”. Oznacza to mniej więcej tyle, że w środowisku lewackim funkcjonowało przyzwolenie na łamanie prawa, bo ważniejsze były konwenanse i pozycja, niż sprawy elementarne, które przecież lewica ma od lat na sztandarach. Teraz zapewne sprawa trafi do sądu, szczególnie że sam zainteresowany publicznie ogłosił gotowość obrony swojego dobrego imienia przed sądem. Od wyrokowania w sprawach karnych są sądy, więc nikt normalny nie powinien już teraz wskazywać winnych, a tak się właśnie stało.

Sprawa wykracza poza niezdrowe zainteresowanie szczegółami relacji Jakuba Dymka i Dominiki Dymińskiej. To co powinno budzić niepokój, to nie obyczajowe szambo, do tego jesteśmy chyba wszyscy przyzwyczajeni. Tym co jest rzeczywiście niepokojące, to obraz tego jak rewolucja nowolewicowa wypacza świat, jego pojęcia i wartości. Okazuje się, że dzisiaj nie potrzeba już żadnych dowodów, żeby oskarżyć kogokolwiek o czyny karalne. Wystarczy być feministką i już niejako „z góry”, prawda leży po Twojej stronie. Nie ma miejsca na obronę, na przedstawienie innych racji. Jest tylko „ofiara”, która jest ofiarą z samego tytułu bycia kobietą i „winny” z samego tytułu bycia mężczyzną. Absurdy politycznej poprawności prowadzą do tego, że dzisiaj każda kobieta, niezależnie od autentyczności swoich zarzutów, może zniszczyć komuś życie jednym tekstem. Czy to jest właśnie ten Nowy Wspaniały Świat, o który walczą lewacy? Czy sprawiedliwość jest tylko ułudą, którą ma zastąpić odgórna wizja rzekomo uprzywilejowanych (a przez to winnych) i pokrzywdzonych, którym awansem przyznaje się zawsze racje, bo przecież „tak trzeba”, w ramach dziejowego wyrównywania rachunków?

Świat zdecydowanie nie jest miejscem sprawiedliwym i tutaj można się zgodzić ponad ideologicznymi podziałami. Niemniej nie oznacza to, że należy uczynić go jeszcze bardziej niesprawiedliwym, a takim działaniem jest z całą pewnością obrzucenie drugiego człowieka oskarżeniami w przestrzeni publicznej i odmówienie mu prawa do obrony. Niezależnie od tego, czy Jakub Dymek jest ideowym wrogiem wszystkiego tego w co wierzę ja i mi podobni, nie można przejść obojętnie wobec jawnej niesprawiedliwości. Człowiek uczciwy powinien zawsze stawać po stronie tego, któremu dzieje się krzywda, nie bacząc na sympatie, zgodność poglądów, czy własne uprzedzenia. W przeciwnym razie obudzimy się w świecie nieznośnym, w którym nikt zdroworozsądkowy nie chciałby żyć.

Dyskusja, która toczy się wokół tego „obyczajowego skandalu” jest swego rodzaju cezurą, która oddziela świat rozumny od świata zideologizowanego, totalitarnego. Jestem przekonany, że przytłaczająca większość społeczeństwa nie chce żyć w świecie, w którym nie znamy dnia, ani godziny, kiedy to wobec nas lub kogoś kogo znamy i szanujemy, zostanie sformułowane oskarżenie równoznaczne z wyrokiem i „publiczną śmiercią”. Właśnie dlatego dzisiaj trzeba powiedzieć głośno „nie” dyktatowi politycznej poprawności i nie dać się zwodzić tym, którzy mogą dla realizacji własnych celów posunąć się do tak obrzydliwych praktyk.

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY