Wiosną tego roku podczas pewnej swobodnej rozmowy w gronie narodowców pojawił się temat zadym na Marszu Niepodległości.
Zdaniem niektórych dwa Marsze (AD2015 i AD2016) z rzędu bez zadymy to stanowczo za dużo. Twierdzono, że jeśli na Marszu nie będzie się działo coś, co podchwycą media, to temat Marszu Niepodległości przestanie być głośny i Marsz straci popularność w narodzie. Niemal całe rozprawiające towarzystwo zrozumiało te słowa ściśle i rozgorzała dyskusja o burdach, że utrwalają stereotyp narodowca-łobuza oraz Marszu Niepodległości, jako okazji, aby łobuzy mogły się wyżyć. Tego rodzaju opinie nie uszły uwadze organizatorów Marszu Niepodległości, którzy widocznie uznali, że coś w nich jest. Hasło tegorocznego Marszu Niepodległości wywołało całkiem porządną zadymę, na szczęście nie na ulicy, lecz w mediach. O ile o burdach towarzyszących Marszom Niepodległości w latach 2011-14 mówiło się co najwyżej po kilka dni, to zadyma o hasło trwa od połowy października.
Komentarze tegorocznego hasła Marszu Niepodległości są różne, mnie zainteresowały dwa. Jednym z najgłośniejszych był komentarz red. Rafała A. Ziemkiewicza. Oto treść umieszczonego przez red. Ziemkiewicza na Tweeterze wpisu, który mnie zainteresował:
«Fatalny pomysł z tym hasłem Marszu Niepodległości Ruch Narodowy nie powinien dublować Krucjaty Różańcowej to zupełnie inne porządki myślenia»
Oba wpisy red. Ziemkiewicz umieścił 16. października, a więc w dniu ogłoszenia hasła. Dziesięć dni później (26. października) na Wirtualnej Polsce, w dziale „Opinie” znalazłem komentarz niejakiego Dariusza Bruncza, redaktora naczelnego internetowego serwisu Ekumenizm.pl. Komentarz red. Bruncza zatytułowany jest „Narodowcy chcą Boga”. Komentarz red. Bruncza jest dłuższy, dlatego nie będę go obszernie cytował. Komentarze red. red. Ziemkiewicza i Bruncza są zadziwiająco podobne. Gdyby ich słowa rozumieć ściśle, to nie da się nie dojść do wniosku, że obaj wcale w Boga nie wierzą. Wierzą natomiast, że nic nie jest skuteczniejszym lekarstwem na codzienne problemy Polaków, niż oddzielenie Boga od państwa w szczególności, a od życia publicznego w ogólności. Red. Bruncz pisze bowiem tak:
«Organizatorzy Marszu mogą wybrać każde hasło, jednak pozostaje pytanie, dlaczego padło akurat na Boga (…), który (…) jest tutaj naprawdę zbędny. »
Czemu jednak Bóg jest zbędny zdaniem red. Bruncza tylko na Marszu Niepodległości? Bądźmy konsekwentni i wyrzućmy Go w ogóle precz, życie będzie łatwiejsze! Boga wyrzucili z życia publicznego rewolucjoniści we Francji i bolszewicy w Rosji. Skutkiem zesłania Boga na banicję było natychmiastowy i drastyczny upadek obyczajów, na który rewolucyjna władza odpowiadała terrorem. Lecz rewolucjoniści nie wzięli swych ateistycznych idei z powietrza. Boga od życia publicznego oddzielić chciał Luter bodaj jako pierwszy w historii ludzkości. Jednak po jakimś czasie od zaprowadzenia swojej nowej religii, sam Luter dostrzegł rozkład moralny w Niemczech i, chcąc-nie chcąc uznał wyższość religii katolickiej nad swoją własną: „Pod rządami papiestwa ludzie byli przynajmniej miłosierni i nie trzeba było używać siły, by otrzymać jałmużnę. Teraz, pod rządami Ewangelii, zamiast dawać, okradają się.” To dlatego my chcemy Boga, bo zdajemy sobie sprawę, że Bóg jest źródłem moralności i wszelkiego ładu tak w życiu publicznym, jak i prywatnym. Redaktor Bruncz jednak tego rozumie. Być może red. Bruncz ma jakąś awersję do rozumu, co oznaczałoby, że jest całkiem porządnym człowiekiem, choć nie lubi narodowców. Każdy porządny człowiek stroni bowiem od ladacznic, a luteranie, jeśli na poważnie biorą nauczanie Lutra w sprawie natury rozumu, powinni stroni od rozumu, jak od ladacznic. Bo rozum, jak nauczał w swoim ostatnim kazaniu Marcin Luter, „jest największą dziwką diabelską zeżartą przez świerzb i trąd, którą powinno się zdeptać nogami i zniszczyć ją i jej mądrość.”
Aby nadać swojej wypowiedzi choć trochę poważnego charakteru, red. Bruncz zacytował fragment biblijnej Księgi Amosa. Luteranie uważają bowiem, że jeśli zacytują w swoich wypowiedziach Biblię, to w ten sposób uczynią owe wypowiedzi wartościowymi. Redaktor Bruncz tym cytatem chciał dowieść, że Bogu nie miłe jest hasło Marszu Niepodległości i podał swoją interpretację zacytowanego fragmentu. Ciekawe skąd w łepetynie red. Bruncza wziął się pomysł, że jego interpretacją Biblii ktokolwiek się zainteresuje? Redaktor Bruncz ma przecież takie same kwalifikacje na kaznodzieję, jak żul na kipera. Marcin Luter nauczał bowiem, że każdy chrześcijanin powinien być dla samego siebie papieżem. W myśl tej zasady, nawet luterański pastor nie ma prawa nauczać, lecz jedynie pocieszać, o czym również można przeczytać w pismach tego herezjarchy. A red. Dariusz Bruncz nawet ordynowany na pastora nie został, zatem dokonana przez red. Bruncza interpretacja proroctwa Amosa jest niczym innym, jak jego prywatną interpretacją pozbawioną jakiejkolwiek wartości obiektywnej. Usiłując bić narodowców Biblią po głowach, red. Bruncz zakpił sam z siebie i to zupełnie nie świadomie, bo w Biblii czytamy: „Żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśniania” (2P 1,20).
Swój felieton red. Bruncz tak kończy:
«Chcesz Boga? Idź do kościoła i pomódl się! Chcesz Boga? To nakarm głodnego, a nie wypisuj go na sztandarach, nie wykrzykuj jego imienia na wiecach, nie maluj na łydkach, rękach, szyi czy tekstyliach tylko dlatego, że tak jest wzniośle, patriotycznie i przy okazji powścieka się paru „lewaków”, a być może islamska nawałnica poruszy się w posadach i czmychnie z horyzontu. Dość już chyba Boga bez Boga, deklaratywnego boga wynajmowanego do roli pomagiera w polityczno-narodowych pyskówkach i pogromcy uchodźców, niewiernych i – Bóg wie jeszcze kogo. »
Cieszę się, że red. Bruncz wyrzucił z siebie jad, który trawił jego wnętrze: przecież „z obfitości serca mówią jego usta.” (Łk 6,45). Redaktorowi nie podoba się, że ludzie Imię Boże wypisują na sztandarach. To jest dziwne, bo sztandar to rzecz wzniosła i w pewnym sensie święta. Tatuowanie Imienia Bożego to w mojej opinii świętokradztwo, a wypisywanie Imienia Bożego na tekstyliach… mnie to też pachnie świętokradztwem, więc w tym miejscu z red. Brunczem się zgadzam, że tego pochwalić się nie da. Redaktor Bruncz, jak na luteranina przystało, nie wierzy, że Bóg może przepędzić jakimś cudem islamską nawałnicę.
Do red. Bruncza pasuje jak ulał stare polskie przysłowie: przyganiał kocioł garnkowi… Wypisuje swoje niedorzeczne komentarze, zamiast samemu się pomodlić i dać nam przykład. Wielu z nas, w dniu Święta Niepodległości, najpierw pójdzie na mszę do kościoła, a dopiero potem na Marsz. Środowiska organizujące Marsz Niepodległości nie nadają rozgłosu swoim dziełom charytatywnym, bo traktują poważnie słowa Chrystusa: „kiedy dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa” (Mt 6,3). Być może z tego powodu o charytatywnej działalności organizacji narodowych i kibicowskich nigdy nie słyszał. Jednak to nie powód, aby kogokolwiek pouczać w pełnym wyniosłości i pychy arbitralnym tonie. Redaktorze Bruncz, „kto uważa, że jest czymś, gdy jest niczym, ten zwodzi samego siebie.” (Ga 6,3)!
Ostatnie zdanie chyba napisał redaktor tylko po to, aby jeszcze raz zakpić z siebie samego. Przecież sam chce Boga, który będzie siedział cicho w kościele i nie będzie się wtrącał w życie publiczne, sam używa Biblii w niczym innym, jak w zwykłej pyskówce. Bo pomimo zacytowania biblijnego proroctwa, ten cały komentarz red. Dariusza Bruncza pt. „Narodowcy chcą Boga” ma tyle wartości, co gówniarska pyskówka toczona gdzieś na peryferiach ulicznej zadymy.