11 listopada, były to lata przed 2010 rokiem, wybrałem się do centrum Warszawy, by zobaczyć różne rocznicowe manifestacje. Naprzeciwko Zachęty zobaczyłem zaparkowany malutki samochód a w nim upchanych jak sardynki czterech panów. Gdy przechodziłem koło tego auta, okazało się, że na siedzeniach panowie mają plastikowe kamizelki z napisem ”policja” a przy sobie broń krótką. Kiedy po jakieś godzinie podszedłem do demonstracji narodowców, zobaczyłem, jak ci panowie rozwijają flagi neonazistowskiej organizacji Blood & Honour Combat 18. Tak to sztucznie władze wrabiały narodowców w nazizm.
Zobacz także: Kaczyński o Święcie Niepodległości: “Radujemy się tym, że żyjemy w niezawisłym państwie”
Pierwszy Marsz Niepodległości 2010
W pochmurny 11 listopada 2010 w Warszawie nacjonaliści zebrali się na Placu Zamkowym. Otaczał ich szczelny kordon policji, przez który trzeba było się przedzierać, by wziąć udział w Marszu Niepodległości. Od wielu dni lewicowe media z „Gazetą Wyborczą” na czele nawoływały do zablokowania Marszu. Efekt zabiegów lewicy był odwrotny od zamierzonego. Marsz miast być kolejną nieliczną imprezą narodowców, na której mało kto się pojawi, stał się sprawą narodową, szeroko komentowaną w mediach.
Marsz miał przejść Krakowskim Przedmieściem i Nowym Światem pod pomnik Romana Dmowskiego. Wyjście z placu blokowali jednak lewicowi bojówkarze. Część z nich poprzebierana była w pasiaki więźniów obozów koncentracyjnych (zapewne udawali kapo). Blokada legalnego marszu narodowców była, zgodnie z prawem o zgromadzeniach, przestępstwem. Policja wobec tego przestępstwa pozostała bezczynna i jawnie akceptowała ordynarne łamanie prawa (od wielu lat standardem jest tolerancja Policji i sądów dla lewicowców łamiących przepisy o zgromadzeniach, odmawiających swoim adwersarzom prawa do demokracji i wolności słowa). Dodatkowo organizatorami blokady Marszu były środowiska antyfaszystowskie znane z nawoływania do agresji wobec policji (jako instytucji faszystowskiej). W tłumie lewaków byli trockiści, anarchotrockiści, homoseksualiści i feministki. Większość z lewicowców miała pozakrywane twarze.
Nacjonalistów od lewicowców odgradzały dwa szpalery policjantów w rynsztunku bojowym, wyposażonych w rozpylacze gazu łzawiącego, psy i konie.
By ominąć blokadę lewicy, nacjonaliści zostali przez policję przepędzeni na Powiśle. Nie wiadomo czemu policja nie umożliwiła przejścia narodowcom zaplanowaną trasą.
Marsz Niepodległości 2011
Rok później, w 2011 roku, medialna histeria głosząca, że Marsz zakończy się rozlewem krwi, sprawiła, że co poniektórzy uczestnicy Marszu Niepodległości czekali tylko, jak ich ktoś zamorduje albo dosięgnie ich kula snajpera. Nic takiego się jednak nie stało.
Marsz miał wyruszyć z Placu Konstytucji, jednak Marszałkowska, od Ronda Dmowskiego w kierunku placu Konstytucji, była zamknięta przez kordon policji. Idący na Plac Konstytucji patrioci przed samym placem mijali kilka samochodów policji, w tym jedną cysternę z armatką wodną i samochód z działkiem ultradźwiękowym, którego policja nie może legalnie używać. Po minięciu kilku policjantów z prewencji, patrioci idący na Marsz wpadali na nie zabezpieczoną przez policje blokadę lewicy. Taka sytuacja była albo spowodowana totalną amatorszczyzną w policji, albo specjalnie nie było kordonu policji wokół lewaków, by idący na Marsz natykali się na lewicowych ekstremistów, i doszło do zamieszek. Kolejny raz policja tolerowała i ochraniała sprzeczną z prawem blokadę legalnej demonstracji.
Kiedy pochód ruszał z placu Konstytucji w kierunku Politechniki, coś dymiło na końcu pochodu od ulicy Pięknej. Mało który z uczestników zwrócił na to uwagi. Z relacji medialnych można było dowiedzieć się, że miały miejsce jakieś zamieszki. W odległości pięćdziesiąt metrów od zamieszek nie odnosiło wrażenia, że dzieje się na Koszykowej coś niedobrego. W telewizji pokazywano zdjęcia jak z działań wojennych. O tym, że zamieszki nie były spontaniczne świadczyć może to, że w kilku miejscach Placu Konstytucji był niedokończony remont nawierzchni składającej się z kostki brukowej — tak jakby ktoś specjalnie nie dokończył remontu chodnika w centrum miasta, by prowokatorzy mieli skąd brać kostkę. W najlepszym przypadku ludzie mający dbać o za bezpieczeństwo w Warszawie nie zadbali, by to by po placu nie walała się kostka.
Na marszu było bardzo spokojnie. Po marszu i poza jego terenem miały miejsce jeszcze dziwniejsze wydarzenia. Tłumek policjantów najpierw otoczył samochód TVN stojący w oddaleniu od zgromadzenia, za dużym kwietnikiem, nad aleją Armii Ludowej, a potem nagle się wycofał w kierunku Agrykoli. Z krzaków od strony Parku Ujazdowskiego wybiegła zamaskowana osoba i zaczęła rozbijać szyby w samochodzie telewizji TVN i potem na oczach bezczynnej policji samochód ten podpaliła.
Media wbrew prawdzie wmawiały, że za zamieszki odpowiadają uczestnicy Marszu. W rzeczywistości uczestnicy Marszu zachowywały się godnie i spokojnie. Film zrobiony przez portal Nowy Ekran ukazywał napad policjanta na przechodnia mający miejsce przed Marszem.
Marsz Niepodległości szkalowały też media związane z PiS, w jednym z proPiSowskich tygodników ukazał się artykuł, którego autor stwierdził, że po stronie Marszu Niepodległości „stały tysiące (słownie: t y s i ą c e) pijanych neandertalczyków nastawionych na zadymę”, którzy skandowali „Bóg Honor Ojczyzna”. Pisząc dalej o uczestnikach Marszu Niepodległości, publicysta stwierdził, że „liczebność chuliganów była naprawdę pokaźna, zwłaszcza jeśli dodać do nich najczęściej pijanych już skinheadów”.
Bojkot Marszu Niepodległości 2012
W listopadzie 2012 bojkotowanie Marszu Niepodległości stało się niezwykle modne. Nie tylko w środowiskach skrajnej lewicy, czy publicystów „Gazety Wyborczej”, trwała nagonka na Marsz Niepodległości. Marsz bojkotował Leszek Bubel, Adam Wielomski, Tomasz Sakiewicz, Paweł Kukiz. Janusz Korwin-Mikke został usunięty z komitetu poparcia Marszu za określenie części uczestników Marszu mianem nazistów. Już tradycyjnie przeciw Marszowi niepodległości protestowali lewicowi ekstremiści. W skład koalicji przeciwników Marszu weszły liczne organizacje: lewicowe, socjalistyczne, anarchistyczne, feministyczne, pacyfistyczne, gejowskie, filosemickie, trockistowskie, wegańskie, lesbijskie, transseksualistów, OPZZ.
Marsz Niepodległości 2012
Przed Marszem na wysokości ulicy Żurawiej rozpętało się piekło. Rozpoczęły się walki. Wybuchy wstrząsały ulicą. Setki ludzi biegły. Z perspektywy Nowogrodzkiej można było dostrzec nad Marszałkowską łunę i kłęby dymu. Nieustannie trwała kanonada. Gaz policyjny nawet z odległości kilkuset metrów podrażnia oczy i drogi oddechowe, powoduje ból głowy.
Marsz Niepodległości w 2013 roku okazał się medialnym i frekwencyjnym sukcesem. Niedaleko przemarszu nacjonalistów spłonęły dwa symbole opresyjnego reżimu. Jednym była propagująca sodomie tęcza na placu Zbawiciela. Drugim plastikowa budka przed ambasadą Rosji. W trakcie afery taśmowej okazało się, że sprawcami podpalenia budki byli prowokatorzy ze służb, a nie uczestnicy Marszu.
Marsz Niepodległości 2014
Marsz Niepodległości 2014 według relacji TV Trwam poprzedziły najścia policji, wypytywanie i konfiskaty komputerów i telefonów, których ofiarą stali się narodowcy. Tysiące patriotów nie mogło dotrzeć do Warszawy. Policja trzymała przez wiele godzin zatrzymywane po kilka razy samochody i autokary z uczestnikami.
Przeprowadzenie pełnej transmisji TV Trwam z Marszu uniemożliwiło policja, zatrzymując i przeszukując reporterów stacji.
Z powodu ataku bojówek niemających nic wspólnego z marszem na Straż Marszu i Policje, Policja zablokowała uczestników marszu na moście, co zagrażało ich zdrowiu i życiu. Po dotarciu na błonia Stadionu Narodowego jednostki policji kilkakrotnie zaatakowały uczestników marszu stojących na placu przed stadionem. Policja w ataku na pokojowych uczestników Marszu użyła gazu, granatów hukowych, strzelb i armatek wodnych.
Marsz Niepodległości 2015, 2016, 2017 – Nie było widać policji nie było dymu
Z ronda Dmowskiego na błonia Stadionu Narodowego przeszło w 2015 roku 100.000 młodych narodowców w Marszu Niepodległości ulicami Warszawy (w kolejnych latach liczba ta była mniejsza). Nie było policji, nie było dymu.
Marsz 2018
W 2018 PiS usiłował narodowcom, w opinii wielu młodych polskich patriotów, ukraść Marsz Niepodległości. PiS media w swoich relacjach przemilczały, że był Marsz Niepodległości. W rzeczywistości były dwa Marsze. Jeden od drugiego wyraźnie udzielony. Metalowe barierki i kordon żołnierzy Żandarmerii Wojskowej otaczał malutki marsz państwowy PiS. Marsz narodowców, przemilczany przez PiS media liczył 250.000 uczestników.
Marsz 2019
Przed rokiem w Marszu szło 150.000 osób. Przeciwko Marszowi pod palmą (więc w miejscu symbolicznym) demonstrowało kilka osób z groteskowej opozycji – ludzi, którzy ewidentnie mają antydemokratyczne poglądy i chcą odebrać swoim oponentom politycznym prawo do wolności słowa i zgromadzeń, będące fundamentem demokracji.
2020
Już jadąc do centrum, by zobaczyć, jak wygląda sytuacja po odwołaniu Marszu Niepodległości, wiedziałem, że będzie ”dym”. Cała trasa marszu była zablokowana płotkami, wszelkie przejścia kontrolowali funkcjonariusze prewencji. W uliczkach wokół Ronda Dmowskiego czekały oddziały prewencji jak za rządów PO. Policjanci zakuci w zbroje, wyposażeni w tarcze, długie pałki, gaz (w pojemnikach wielkości gaśnic i większych baniakach noszonych na plecach), strzelby gładkolufowe.
Jest takie powiedzenie, że w teatrze jest taka zasada, że jak w pierwszym akcie na ścianie scenicznej dekoracji wisi strzelba, to wiadomo, że wystrzeli w trzecim akcie. Tak jest też z oddziałami prewencji i tajniakami, jak ich widać, to wiadomo, że będzie ”dym”. I był. Wszystko według scenariusza z lat PO.
Prewencja była też konno, teren patrolowały też grupy tajniaków – nie chcąc iść w tłumie, postanowiłem podjechać kolejką ze śródmieścia na powiśle – pociąg był pusty, ulice wokół stadionu narodowego też, więc zobaczyłem, że jeden z tajniaków cały czas za mną łaził (tak wielu ich było).
Zamieszki miały miejsce na rogu Nowego Światu i Alej. Policja miała pacyfikować uczestników Marszy na stacji PKP Warszawa Stadion, walki miały trwać na błoniach Stadionu Narodowego – w czasie pacyfikacji policja strzelała ze strzelb gładkolufowych i gazowała. By uczestnicy nie mogli się ewakuować, wstrzymano ruch pociągów. Część uczestników Marszu została zatrzymana.
Media mówiły też o spaleniu mieszkania. W rzeczywistości raca osmaliła drzwi balkonowe jednego z mieszkań. Tak przypadkiem fotografa współpracującego z Teatrem Żydowskim – aż czekałem na globalną antypolską nagonkę z oskarżeniami o pogrom Żydów w Warszawie.
Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com