Zobacz także: Rosyjskie służby przyznały się do inscenizowanych zamachów
Nawiązanie kontaktu jest bardzo proste
Women Help Women zajmuje się dystrybucją do Polski środków poronnych – mifepristonu i mizoprostolu. Mizoprostol jest zarejestrowanym w Polsce lekiem na chorobę wrzodową żołądka, natomiast mifepriston to środek w naszym kraju niedopuszczony do użytku. Łucja Dzidek pod zmyślonymi tożsamościami korespondowała z organizacją w internecie.
Korespondowałam z WHW z kilku adresów e-mailowych, podając się za fikcyjne osoby w różnym wieku, różnorako motywujące chęć przerwania ciąży – wyjaśniła.
Nawiązanie kontaktu z organizacją jest bardzo proste – wystarczy wypełnić formularz, który pojawia się w wyszukiwarce po wpisaniu słów „pigułki aborcyjne” lub „aborcja farmakologiczna”. W formularzu padają pytania o wiek kobiety, długość ciąży czy metodę jej potwierdzenia. Jeśli zaznaczymy, że jesteśmy w ciąży dłużej niż 10 tygodni, na ekranie pojawia się komunikat, że serwis nie jest przeznaczony dla nas. Zawsze jednak możemy wrócić do poprzedniego menu i zaznaczyć inny wariant. Należy również potwierdzić, że nie choruje się na żadną z szeregu wymienionych chorób, a ciąża rozwija się w macicy. Aby zakończyć konsultację, trzeba oświadczyć, że zwalnia się Women Help Women z jakiejkolwiek odpowiedzialności oraz przyjmuje do wiadomości, że lekarstwa mogą mieć skutki uboczne, a przyjmować je będziemy wyłącznie na własne ryzyko. Na żadnym etapie konsultacji ani w późniejszej korespondencji nie jest wymagany żaden dowód tożsamości, ani dokumentacja medyczna. Jedyny dokument, o którego przesłanie nas proszą, to potwierdzenie przelewu. Po wypełnieniu formularza na podany w nim adres e-mail przychodzi wiadomość z prośbą o wpłatę darowizny w wysokości 75 euro – sprecyzowała.
Informacje o ryzyku związanym z tzw. aborcją farmakologiczną to coś, co raczej nie jest tematem wypowiedzi polskich działaczy aborcyjnych. Działalność Łucji Dzidek ujawniła jednak więcej zaskakujących (przynajmniej z pozoru) informacji.
Kobiety mające aborcje nie podlegają żadnej odpowiedzialności prawnej, ale osoby, które im pomagają, już tak – przyznaje osoba z Women Help Women w korespondencji z Łucją Dzidek piszącą pod zmyśloną tożsamością.
“Nieobowiązkowe” darowizny
W korespondencji, jaką prowadziła kobieta, ze strony przedstawicieli WHW padają liczne prośby o wpłacenie “nieobowiązkowej” darowizny, ale nie mniejszej niż podana w wiadomości kwota. W rozmowach uwrażliwiają też, żeby w kontaktach z lekarzem czy organami ścigania nie ujawniać informacji o aborcji i, aby być w gotowości szybkiego dojazdu do szpitala ze względu na ryzyko wystąpienia negatywnych konsekwencji zbrodni aborcji dla matki zabijanego dziecka.
Women Help Women wychodzi z założenia, że każda kobieta ma prawo do decydowania o własnym ciele. Jak możemy przeczytać na ich stronie, aborcja farmakologiczna jest tym skuteczniejsza i obarczona mniejszym ryzykiem powikłań, im wcześniej jest przeprowadzana. Dlaczego więc feministyczna organizacja pozwala sobie decydować, by kobieta nosiła ciążę dodatkowe dwa tygodnie lub dłużej, dopóki nie zbierze pieniędzy na darowiznę? Czy jeśli przekazanie darowizny jest, co do zasady, warunkiem otrzymania środków poronnych, dlaczego Women Help Women nie oferuje ich sprzedaży, co byłoby uczciwym – o ile można tutaj użyć tego słowa – rozwiązaniem? Odpowiedź jest banalnie prosta. Do sprzedaży środków farmakologicznych trzeba mieć, nie tylko w Polsce, specjalne uprawnienia, których Women Help Women nie posiada. Czy stosowane obejście jest legalne na gruncie prawa państw, na terytorium których prowadzona jest ta działalność? Chyba nie do końca, bo w internecie nie znajdziemy żadnych danych adresowych WHW, wiadomości e-mailowe są anonimowe, a darowizny w ich imieniu przyjmuje zupełnie inna organizacja, Women’s Wallet Foundation, mająca swoją siedzibę w Holandii – wskazuje Łucja Dzidek.
Przestępczość aborcyjna kwitnie
Kobieta, korespondując z Women Help Women starała się, aby zmyślone historie były jak najbardziej różnorodne.
Do 16-letniej Magdy, bez wiedzy i zgody jej rodziców, nadane zostały dwie przesyłki ze środkami poronnymi, w tym jedna, gdy dziewczyna była już w drugim trymestrze ciąży.
W trakcie korespondencji z Joanną i Anetą wyszło na jaw, że mieszkające pod jednym dachem kuzynki zaszły w ciążę w podobnym czasie. Każda z kobiet przyznała, że ojciec dziecka jej córki „miałby kłopoty”, a więc zdawała sobie sprawę, że jest pełnoletni. Aneta wyraźnie wskazywała na powiązanie sprawy ciąży 13-letniej Leny z ciążą swojej 14-letniej siostrzenicy i wraz z siostrą dążyła do tego, by pedofil uniknął odpowiedzialności. Feministyczna organizacja podkreślała zrozumienie dla motywacji matek i w żaden sposób nie stanęła w obronie wykorzystywanych seksualnie dziewczynek.
Studentka po próbie samobójczej, walcząca o życie swojej nienarodzonej córki, nie usłyszała przeprosin. Osoby, które wysłały jej leki, nie były zainteresowane dalszymi informacjami, czy dziecko udało się uratować i czy dziewczyna wróciła do zdrowia. W tym samym czasie przesyłka ze środkami poronnymi nadana została do kobiety z niepełnosprawnością intelektualną, nieświadomej ani sposobu ich działania, ani grożącego jej niebezpieczeństwa i niezdolnej w najmniejszym stopniu do zatroszczenia się o siebie – podsumowała.
Są już pierwsze konsekwencje ustaleń, jakie poczyniła Łucja Dzidek ws. “podziemia aborcyjnego”… rzecznik dyscyplinarny UJ, dr Przemysław Tacik wszczął wobec niej postępowanie.
Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com
Tygodnik “Solidarność”