- Pod koniec maja Tomasz Lis niespodziewanie przestał pełnić funkcję redaktora naczelnego Newsweeka.
- W połowie czerwca anonimowi pracownicy zaczęli w przestrzeni publicznej zarzucać Lisowi stosowanie wobec nich mobbingu.
- Dziennikarka Renata Kim przyznała na Twitterze, że to ona zawiadamiała HR i związki zawodowe o sytuacji w Newsweeku.
- Teraz jednak były dziennikarz Newsweeka Wojciech Staszewski uważa, że to Renata Kim była odpowiedzialna za mobbing.
- Zobacz też: Morze Barentsa. Zaostrza się rosyjsko-norweski spór
Mobbing, wszędzie mobbing
Jak pisaliśmy niedawno, dziennikarka Newsweeka Renata Kim przyznała, że to między innymi ona stała za donosami na Tomasza Lisa. Zarzuciła mu mobbing. Teraz jednak ona sama została oskarżona o to samo przez byłego dziennikarza Wojciecha Staszewskiego:
Moją bezpośrednią przełożoną była w Newsweeku Renata Kim. W ostatnim roku mojej pracy stresowała mnie z pewnością bardziej niż Tomek. To od niej doświadczałem przez wiele, wiele miesięcy ignorowania, odzywania się tylko zdawkowo, traktowania przez wiele godzin „jak powietrze”, bezpodstawnego i nieustającego krytykowania wszystkich tekstów, poprawiania ich do późnego wieczora w piątek, odrzucania i krytykowania wszystkich tematów przesłanych w niedzielę wieczorem, przymuszania do wymyślania kolejnych o 22, 23 wieczorem.
Staszewski relacjonuje:
Dopiero potem, po latach układasz sobie te wszystkie koraliki na nitce. I zdajesz sobie sprawę, że to wszystko razem nazywa się mobbing. To Renata mnie zastraszała „Lis chce cię zwolnić, ale ja cię bronię”, a ja czułem, że to ona chce się mnie pozbyć. Ubrałem się wtedy w białą koszulę, poszedłem do Lisa pogadać wprost. Do tego mobbera? A w kolejnym tygodniu pisałem okładkowy temat.
Oskarżeń ciąg dalszy
Były dziennikarz Newsweeka stwierdził, że zachowanie Renaty Kim było powodem, że trafił do psychoterapeuty:
To z powodu Renaty poszedłem wtedy do mojej pani psychoterapeutki, cudownie mądrej pani Agnieszki, żeby nauczyć się, jak sobie z tym radzić. Powiedziałem potem Renacie, że przenoszę swój komputer do pokoju obok, bo tu się źle czuję. Koniec, kropka.
Mężczyzna podkreśla, iż nie był w tym odosobniony:
Nie jestem sam. Redaktor z Wirtualnej Polski ma przecież telefony do kilkudziesięciu pracowników i pracownic oraz byłych pracowników i pracownic Newsweeka. Wystarczy zadzwonić i zapytać. Sam wczoraj rozmawiałem z jedną osobą, potwierdza, jaką szefową była Renata. Jest nas więcej.
“Dwie strony medalu”
Staszewski odniósł się w końcu i do samego donosu Renaty Kim na Tomasza Lisa:
„To ja byłam osobą, która zawiadamiała HR i związki zawodowe o sytuacji w Newsweeku” – napisała w ostatnią niedzielę na Twitterze Renata Kim i została uznana za świecką świętą. Sygnalistkę, która jako jedyna walczyła z Tomaszem Lisem i w końcu doprowadziła do jego zwolnienia. Fakty, przedstawiane m.in. na spotkaniu zarządu z redakcją, są inne. Renata Kim sygnalizowała sprawę działowi HR, ale z obawy przed Lisem zgłoszenie wycofała. To było parę lat temu. Tomasz Lis został zwolniony po skardze innej osoby. Zarząd nie ujawnia ani kim ona jest, ani czego skarga dotyczyła. Natomiast nie jest to Renata Kim. Internety dały się nabrać.
Na relację Staszewskiego zareagował na Twitterze Tomasz Lis, pisząc:
Medale mają to do siebie, że zwykle mają dwie strony.
Zdaje się, że media społecznościowe służą za narzędzie do wzajemnych oskarżeń i utyskiwań. Mobbing jest nazwany w polskim prawie przestępstwem, a przestępstwa zgłasza się na policję, nie na Twittera.
Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com
Magna Polonia