Zobacz także: Bitwa pod Legnicą. Senator o Henryku Pobożnym: „Pamięć przetrwała wieki” [NASZ WYWIAD]
Piotr Motyka: Jak Pani wspomina śp. Pana Andrzeja Przewoźnika?
Halina Csúcs: Andrzeja Przewoźnika poznałam około 2007 roku i po pierwszej rozmowie okazało się, że jest zarażony miłością do Węgier, przez swojego profesora śp. Wacława Felczaka. Jeszcze w swoim życiu nie spotkałam człowieka zaangażowanego dla sprawy jak on. Jego pasją było szukanie pamiątek polskich na Węgrzech i kontaktów polsko – węgierskich. Pracę, którą rozpoczęliśmy z Andrzejem Przewoźnikiem to była odnowa parcel wojskowych na cmentarzu budapeszteńskim, Rákoskeresztúr, tam jest 106 grobów wojskowych, a do tego groby cywilne, następnie kwater na cmentarzach w Budakeszi, Egerze i Győr. To były bardzo duże przedsięwzięcia. W między czasie szukaliśmy śladów polskich, grobów żołnierzy, uchodźców. Znaleźliśmy je w bardzo wielu miejscach, działania związane z nimi, niestety, po jego odejściu nie zostały zakończone, np. w Zalaszentgrót i jeszcze paru miejscowościach. Ponadto, dzięki inicjatywie Andrzeja Przewoźnika udało się odsłonić około 10 tablic, począwszy od pięknej tablicy upamiętniającej Węgiersko-Polski Komitet Opieki nad Uchodźcami (Magyar-Lengyel Menekültügyi Bizottság), który zajmował się organizacją pomocy dla uchodźców polskich na Węgrzech w czasie II wojny światowej. Odsłonięta została w prestiżowym miejscu w centrum, w okolicach Parlamentu.
Nasza współpraca polegała również na tym, że prosił mnie, żebym coś znalazła, ja tego szukałam i jak się udało, to on bardzo często bywał na Węgrzech, wtedy oceniał, co można z tym zrobić. Organizował również piękne wystawy, które miały miejsce np. przy muzeum Ogólnokrajowego Samorządu Polskiego na Węgrzech. Dotyczyły m.in. zbrodni katyńskiej czy duchownych pomordowanych w czasie II wojny światowej. Wyglądało to tak, że przysyłał wtedy swoich ludzi i zbieraliśmy materiały. Warto zauważyć, że węgierskie antykwariaty zostały przez Andrzeja Przewoźnika tak przeczesane, że chyba nikt przed nim, ani po nim tego nie robił. Przewoźnik nie mówił po węgiersku, ale myślę, że Jego cichym marzeniem było kiedyś zostać ambasadorem Polski na Węgrzech, bo wtedy mógłby jeszcze zrobić dodatkowe rzeczy, dla ocalenia tego dziedzictwa. Odszedł jednak jako młody człowiek, w wieku 47 lat.
Piotr Motyka: Jakim człowiekiem był w bezpośrednim kontakcie?
Halina Csúcs: Jak zaangażował się w jakąś pracę, to nie znosił oporu, że czegoś nie można zrobić. To był Jego powiedzenie: „Zakładasz klapki na oczy i idziesz do przodu. Nie słuchasz co ci mówią, z lewej, z prawej, tylko idziesz”. U Niego było tak. Jeżeli te klapki nie pomagały i napotykał na trudności, potrafił się unieść, a wtedy było jedyne sprawdzone przez lata lekarstwo na Niego, trzeba było zapytać się: „A jak się ma Julcia?” Czyli mała córeczka, jeszcze miał starszą, Joasię. W tym momencie zapominał o wielkich, światowych problemach i uspokajał się. Po drugie był człowiekiem szalenie uczciwym. Kiedyś powiedział mi: „Wiesz, lubię z Tobą pracować, gdyż wiem, że mnie nie wykorzystujesz”. To było sympatyczne, do dziś to pamiętam. Jego zaangażowanie w sprawy było bezgraniczne, jeżeli robił coś np. na Westerplatte, to robił to w pełni, całym sobą. Często rozmawiam z Jego żoną Jolą, więc wiem, jak to wyglądało. Ważne dla Niego były też te tereny, jak Uzbekistan, dawne kraje Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, gdzie również jeździł. Jego pracownicy byli trochę zestresowani, od siebie wymagał bardzo dużo, ale również od innych. Miał dwóch takich bardzo oddanych współpracowników, to był Jerzy Platajs i Maciej Mancewicz, którzy byli ciągle gotowi do działania.
Piotr Motyka: Działalność śp. Pana Andrzeja Przewoźnika obejmowała wiele państw, czy Węgry były dla Niego szczególne?
Halina Csúcs: Uważam, że Wegry był Jego rodzynkiem. Mówił, że jak był bardzo zmęczony, to szukał okazji, żeby jechać na Węgry. Czuł bezgraniczną sympatię dla profesora Felczaka, a przez Niego dla kurierów wojennych. To był temat, który Go nurtował i chciał dla tej sprawy wiele zrobić, na przykład wyścig kolarski. Badał ich trasy, miał mnóstwo materiałów na temat kurierów. Nieraz mówiliśmy, że ci, którzy teraz są uznawani za najbardziej znanych kurierów, to wcale nie byli tymi najbardziej zasłużonymi. Tak, jak najwięcej partyzantów jest po wojnie. Temat kurierów to był temat, o którym mógł opowiadać godzinami, w emocjonujący sposób.
Piotr Motyka: Co zapoczątkował na Węgrzech śp. Pan Andrzej Przewoźnik, a nie zostało skończone?
Halina Csúcs: Pewnie można zrobić coś jeszcze z parcelami wojskowymi. Natomiast warto podkreślić, że Andrzej Przewoźnik pilnował, aby brać udział w upamiętnieniach, uroczystościach, organizowanych przy tych obiektach, tablicach, teraz tego brakuje. Wtedy też nawiązywano kontakty polsko – węgierskie. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, a ja mówię: „Są ludzie niezastąpieni”. On takim człowiekiem był. Wydaliśmy też broszurę o Jego działalności, gdyż widzieliśmy, że dorobek Andrzeja jest rozkradany. Każdy sobie przypisywał Jego sukcesy, ciężką pracę, ale tylko na chwilę, jak okazja tego wymagała, a to wcale nie było tak.
Piotr Motyka: Czy Jego działalność wymaga kontynuacji?
Halina Csúcs: To nawet nie musi być dokładnie to samo, to mogą być trochę inne zainteresowania, ale tego typu ludzie są potrzebni. To jest doskonała rzecz, że spotykają się prezydenci, premierzy, ministrowie, że działa polski Instytut i węgierska Fundacja, imienia Wacława Felczaka. Pandemia zatrzymała trochę te kwitnące kontakty polsko – węgierskie, na poziomie miast, miejscowości partnerskich. Na początku to była tylko działalność dziecięco – młodzieżowa, potem przechodziliśmy w kulturę, wymianę gospodarczą. To było bardzo dobre, potem to stanęło przez sytuację pandemiczną. Wierzmy, że sytuacja pozwoli, a kontynuacja tego dzieła należy teraz do młodego pokolenia.
Piotr Motyka: Serdecznie dziękuję za to cenne świadectwo i ciekawy wywiad, Bóg zapłać!
Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com