- W ten sposób w ósmym głosowaniu zakończył się impas polityczny między centrolewicą i centroprawicą.
- Stronnictwa wcześniej nie były w stanie zawrzeć porozumienia w zakresie poparcia któregoś z kandydatów.
- Mattarella miał zakończyć swoją misję, jednak wobec zaistniałego impasu zgodził zostać na kolejną 7-letnią kadencję.
- Zobacz także: Kompromitacja Platformy Obywatelskiej. Swoją konwencję partia w 2/3 oparła na planie polityka innego ugrupowania
Kowalczuk: To wyglądało paranoicznie
Prezydent Włoch Sergio Mattarella został wybrany w sobotę przez parlament i delegatów z regionów na drugą kadencję. W ten sposób w ósmym głosowaniu zakończył się impas polityczny między centrolewicą i centroprawicą, które wcześniej nie były w stanie zawrzeć porozumienia w zakresie poparcia któregoś z kandydatów. Urzędujący 80-letni prezydent miał zakończyć swoją misję, jednak wobec zaistniałego impasu zgodził zostać na kolejną 7-letnią kadencję.
Premier Mario Draghi przekonywał, że pozostanie na stanowisku Mattarelli zagwarantuje „dobro i stabilność państwa”.
Zanim to jednak nastąpiło, przebieg procesu wyborczego we Włoszech komentował na antenie Radia WNET korespondent Polskiego Radia w Rzymie Piotr Kowalczuk. Doszło do kuriozalnych sytuacji, m.in. początkowo posłowie z pozytywnym wynikiem testu na koronawirusa nie mogli wziąć udziału w głosowaniu.
Dziennikarz tłumaczył w piątek, że standardowo centroprawica kłóci się z centrolewicą, ponieważ ani jedni ani drudzy, nie dysponują większości elektorów.
Kowalczuk powiedział, że przy okazji wyborów włoski rząd zaserwował obywatelom żałosny spektakl. – To wszystko wygląda paranoicznie – podkreślił, dodając, że wobec problemów gospodarczych w obliczu, których stoi kraj, naród włoski patrzy z niedowierzaniem na zachowanie polityków, którzy nie potrafią wyłonić prezydenta.
– Jedno głosowanie trwa pięć godzin. Każdy z elektorów wzywany jest osobno. W związku z koronawirusem musi oczywiście przedtem umyć sobie rączki i wtedy może zagłosować. Niektórzy nie idą za pierwszym razem, są wzywani powtórnie, a na samym końcu każda z tych 1008 kart wyborczych jest odczytywana jedna po drugiej. 1008 sztuk. To wszystko trwa i trwa
– mówił Kowalczuk.
Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com
Do Rzeczy, Radio WNET