Jakub Zgierski: Czym zajmuje się Towarzystwo Wiedzy Społecznej w Toruniu, którego jest Pan członkiem?
Bartosz Kopczyński: Towarzystwo Wiedzy Społecznej jest oddolną inicjatywą grupy przyjaciół, którzy spotkali się w ramach toruńskich Rot Niepodległości. Wymieniając poglądy, doszliśmy do wniosku, że trzeba się jakoś sformalizować, aby mieć możliwość tworzenia wspólnego dorobku i głoszenia go światu. I tak wiosną 2021 r. powstało stowarzyszenie pod nazwą Towarzystwo Wiedzy Społecznej. W ten sposób krzewimy wiedzę społeczną i staramy się wypracować złożoną koncepcję życia społecznego. Chcemy opisać taką wizję społeczeństwa, w którym chcemy żyć, i które będzie dobre dla naszych dzieci.
W poprzednich rozmowach skupialiśmy się na zmianach w edukacji w wymiarze globalnym. Myślę, że nadszedł czas, aby przejść na nasze polskie poletko.
Rzeczywiście, teraz wypada nam powiedzieć słowo o sytuacji polskiej. I u nas doszło do niszczenia procesu wychowania i edukacji. Od razu po roku 1989 wraz z uwolnieniem rynku zalał nas wodospad antykultury. Dziś wiemy, jak niebezpieczne i szkodliwe było przejęcie rynku medialnego przez kapitał zachodni, ale wtedy widzieliśmy to jako haust upragnionej wolności. Bardzo szybko głównymi hasłami, pod którymi dokonywał się rozwój społeczeństwa III RP, stały się “róbta co chceta” oraz “pierwszy milion trzeba ukraść”. Obydwa skrupulatnie zaczęto stosować w praktyce, co niweczyło wielowiekową pracę wychowawczą w kierunku uniwersalnych wartości. Wówczas najwyższą wartością stała się ta pieniężna. W takiej atmosferze nie myślało sie o wychowaniu młodych ludzi do wartości. Pojęcie to stało się wyświechtane, niemodne, kojarzone z ciemnogrodem i frajerstwem. Ideałem wychowawczym stał się nowoczesny, agresywny biznesmen, bez skrupułów zdobywajacy wpływy i majątek, cieszący się z pracy w amerykańskiej korpo, zaliczający kolejne lokale, trunki i panienki miłośnik skóry, fury i komóry. Ta wizja, lansowana przez popkulturę i psychopedę, zlała się z rozkręconą przez Michnika pedagogiką wstydu, która kazała wstydzić się za wszystko, co polskie. Do tego należy pamiętać o autentycznej głębokiej frustracji, w jakiej znalazł się cały naród z powodu przebytej niedawno komuny i zapóźnienia wobec Zachodu. Nie można więc się dziwić, że na wyprzódki staraliśmy się likwidować swoje i brać wszystko obce, byle zachodne i ładne. Tak było też z modelem wychowania i edukacji, który Zachód wyznawał od 1968 r.
Jeżeli mieliśmy szybko nadrobić straty i doszlusować poziomem rozwoju do postępowego Zachodu, należało pozbyć się tego całego balastu, z „przestarzałymi” wzorcami wychowawczymi włącznie, zgadza się?
Tradycyjna edukacja stała się wrogiem nowoczesności. Natychmiast dano uczniom wszelkie prawa i przywileje, ale stopniowo redukowano obowiązki i wymogi. Ci uczniowie z popkultury przejęli przekonanie, że uczenie się i praca to obciach, godny frajerów z fabryki, a nowoczesny człowiek sukcesu kombinuje i kosi gruby szmal. Jednocześnie psychopeda waliła rodziców i nauczycieli po głowach pałą antypedagogiki. Nie należało już czynnie kierować wychowaniem i edukacją dziecka, bo ono samo będzie wiedziało najlepiej, co ma robić. Zapanował pajdocentryzm, który nakazał nie uczyć i nie wychowywać, tylko mądrze kochać, czyli akceptować wszystko i wspierać, towarzysząc dziecku w podróży przez życie. To wsparcie wymagało także empatycznego wczucia sie w emocje dziecka, co poskutkowało bezstresowością. Te relacje przeniosły się na szkołę. Żeby nie stresowac dzieci, zaczęto nadużywać wysokich ocen i ograniczać niskie. Wprowadzono modne na Zachodzie elementy szkoły demokratycznej, gdzie to uczniowie decydują, czego, kiedy, jak będą się uczyć. Oczywiście najczęściej uznawali, że w ogóle nie trzeba się uczyć, natomiast nauczyciele dochodzili do wniosku, że nie mogą niczego od nich wymagać. Nauczycielom odebrano większość narzędzi wychowawczych, pod wpływem przekonań neomarksistów o opresyjności kultury. Zaczęto też wsłuchiwać się w głos rodziców, niestety, najczęściej był to roszczeniowy krzyk sprzeciwiający sie wymogom. Zaczęto kwestionować zadawanie prac domowych, pisanie wypracowań, sprawdziany, oceny, podstawy programowe, obiektywne wzorce i wymogi, w zasadzie wszystko.
To prawda – bardzo szybko zaczęliśmy przesiąkać zachodnią mentalnością. Interesuje mnie jednak również sfera polityczna, czyli to, w jaki sposób przeforsowano te reformy w polskim systemie prawnym.
Zgadza się, swoje dołożyli też politycy i urzędnicy, którzy bardzo chcieli zreformować system edukacji w stylu zachodnim, ale nie mieli właściwych kompetencji. Czasami to nawet dobrze, że knocili swoje reformy, ponieważ akademickie autorytety od pedagogiki, których czasem słuchano, to w większości antypedagodzy. Większość zmian systemowych naszej edukacji szła w kierunku wyznaczonym przez globalistów, szczególnie wielka reforma Buzka z 1999 r. Wprowadzono wtedy dwuwładzę Ministerstwa i samorządu, co było przygotowaniem do decentralizacji systemu edukacji i wprowadzeniem warstwy pośredniczącej. Zlikwidowano także egzaminy wstępne do szkół średnich i wyższych, zastępując je egzaminem gimnazjalnym i egzaminem maturalnym. Sprawdzanie wiedzy w nauczaniu bieżącym i na egzaminach oparto na modelu testowym, w odróżnieniu od czasów wcześniejszych, gdzie wymagano wypowiedzi własnych i większego zaangażowania. Jednocześnie obniżono progi zdawalności. Testomania umożliwiła statystyczne zaliczanie sprawdzianów i egzaminów, nawet przy ewidentnym braku wiedzy. Jednocześnie wprowadzono wszechobecne rankingi szkół, bazujące na prostej statystyce. Wysoka pozycja w rankingu owocowała większym naborem, a w nowych czasach wprowadzono zasadę, że pieniądze idą za uczniem. Najprościej było podnieść pozycję w rankingu, zawyżając oceny, co stało sie łatwe przy testomanii.
Rozmawiał Jakub Zgierski
Do tej pory w Mediach Narodowych ukazały się cztery rozmowy z Bartoszem Kopczyńskim poświęcone rewolucji w pedagogice i destrukcyjnym planom szykowanym przez globalistów.