- Estoński dyplomata awanturował się nocy z obsługą na warszawskim lotnisku im. Fryderyka Chopina.
- Ambasador nie chciał założyć maseczki, lecz takie wymogi narzucają obecnie linie lotnicze w obawie przed koronawirusem.
- Świadkowie zdarzenia sugerują, że estoński ambasador pracujący w Kazachstanie może znajdować się pod wpływem alkoholu, jednakże policja nie mogła przebadać dyplomaty, którego chronił immunitet.
- Ostatecznie mężczyzna opuścił lotnisko, a samolot do stolicy Kazachstanu odleciał bez niego.
- Zobacz także: Szokujące nagranie. Tym chcą nas ubogacić kulturowo? “Wspaniała afroamerykańska kultura” [+WIDEO]
W nocy z niedzieli na poniedziałek na warszawskim lotnisku międzynarodowym im. Fryderyka Chopina doszło do incydentu z udziałem estońskiego ambasadora. Czekał on w poczekalni na samolot kursujący do kazachskiej stolicy. Jak się okazało, nie został on wpuszczony na pokład, a stewardesa i ochrona domagały się od niego założenia maseczki ochronnej.
Mężczyzna nie stosował się do obostrzeń antycovidowych, nie miał założonej maseczki
– tłumaczył mł. asp. Dariusz Świderski, oficer prasowy Komisariatu Policji Portu Lotniczego Warszawa Okęcie.
Estoński ambasador pod wpływem alkoholu?
Ambasador Estonii rezydujący w Kazachstanie, będący prawdopodobnie pod wpływem alkoholu awanturował się z tego powodu, lecz ochrona warszawskiego lotniska szybko wyprowadziła dyplomatę ze strefy wolnocłowej. Ze względu na immunitet policja mogła wyłącznie spisać zeznania. Nie mogli również z tego powodu zbadać dyplomaty alkomatem, lecz według świadków jego zachowanie mogłoby świadczyć o nadużyciu trunków wysokoprocentowych.
Estończyk opuścił wkrótce teren lotniska, natomiast samolot lecący do Nur-Sułtanu odleciał bez niego. Prawdopodobnie mężczyzna udał się albo do hotelu lub do estońskiej placówki dyplomatycznej w Warszawie.
salon24.pl