Zdobycie Antiochii (28 czerwca 1098 r.)

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

/ Fot. wikipedia

Po zwycięstwie pod Doryleum krzyżowcy kontynuowali marsz po jałowych bezdrożach Anatolii. Ciągle ponosili wysokie straty w walkach z tubylcami i z powodu trudnych warunków, jednak wyprawa parła niepowstrzymanie naprzód. W okolicy brakowało wody, a stosujący taktykę spalonej ziemi Turcy niszczyli cysterny i zatruwali studnie. W spiekocie anatolijskiego lata zaczęły padać konie. Do przenoszenia ładunków i ciągnięcia wozów wykorzystywano więc woły, owce i kozy, a nawet psy. Kończyło się jedzenie – krzyżowcy usiłowali oszukać głód żując liście aloesu i gałązki krzewów. Jednak morale były zadziwiająco dobre. Wszyscy maszerowali z myślą o oswobodzeniu Jeruzalem. Dla wielu była to pokuta za grzechy przeszłości – ojciec święty Urban II ogłosił odpust zupełny dla uczestników krucjaty. Wszyscy więc z olbrzymim hartem ducha przyjmowali niedogodności, wierząc, że Bóg wynagrodzi je w niebie.

Opanowano Ikonium, Herakleę, Tars i Aleksandrettę. Wszędzie rycerze witani byli jak wyzwoliciele. Pamiętajmy, że zaledwie dwadzieścia lat wcześniej tereny te zostały przejęte przez Turków, stając się areną napaści i grabieży. Tutejsi Ormianie, Grecy i Syryjczycy chętnie zaopatrywali krzyżowców i wspomagali w walce przeciwko Turkom.

Za pięć tygodni będziemy pod Jeruzalem, chyba że zostaniemy zatrzymani pod Antiochią” – pisał Stefan z Blois do żony. Były to prorocze słowa – krzyżowcy dotarli pod mury Antiochii 20  października 1097 i jak się okazało utknęli na ponad osiem miesięcy. Dowódca obrony Jaghi Sijan dobrze się przygotował na przybycie Europejczyków. Bojąc się, że tak jak wielokrotnie poprzednio chrześcijanie otworzą bramy przed zastępami Rajmunda i Boemunda, postanowił wybić im to z głowy. Wielu Greków i Ormian wypędzono i ograbiono, w całej okolicy hańba spotkała wszystkie kobiety; prastara katedra św. Piotra została zamieniona w stajnię, zaś patriarchę Jana dla pośmiewiska zamknięto w klatce i wystawiono na widok publiczny. Skutek był odwrotny do zamierzonego: pozostali chrześcijanie tylko czekali na okazję do wzięcia odwetu.

Na skutek konfliktów wewnętrznych przegapiono okazję do zdobycia miasta wstępnym bojem i w przeciągającym się oblężeniu krzyżowcom zaczęło zaglądać w oczy widmo głodu – w okolicy nie było dość prowiantu, by wyżywić wielotysięczną armię. Co gorsza, dokuczała słota i niezwyczajne dla tych okolic zimno. Biskup Ademar widział w tym karę Bożą za kłótnie wśród baronów i kierowanie się osobistymi ambicjami: dwaj najwięksi przywódcy, Boemund i Rajmund z Tuluzy, spierali się komu ma przypaść niezdobyta jeszcze Antiochia.

Na wiosnę jednak sytuacja poprawiała się: zaczęło docierać zaopatrzenie z Cypru i z opanowanej przez Baldwina z Boulogne Edessy. Z Europy przybywały posiłki. Z powodu uszczelnienia blokady obrońcy zaczęli przymierać głodem, odparto również dwie odsiecze. Ponieważ miasto posiadało potężne mury, uznano, że nie sposób ich szturmować. Wobec tego nawiązano kontakty z jednym z tureckich przywódców, który obiecał otworzyć bramy krzyżowcom. W momencie ich wkroczenia uciskani chrześcijanie chwycili za broń i wkrótce garnizon turecki został wyrżnięty, a niedobitki schroniły się w cytadeli. 2 czerwca Antiochia była opanowana.

 

Radość nie trwała długo, gdyż do miasta zbliżała się potężna armia Kerbogi, emira Mosulu. Po odparciu wstępnego szturmu krzyżowcy zostali zmuszeni do schronienia się w murach miasta. Położenie z miejsca stało się trudne, gdyż po świeżym oblężeniu nie odnowiono zapasów żywności. Co gorsza, przeciwnik opanował wszystkie bramy i uwięził ich w murach miasta. Rycerze znowu cierpieli głód i to tak dotkliwy, że prosili Kerbogę o możliwość stoczenia bitwy pod murami miasta – chcieli zginąć z honorem. Turecki dowódca nie wyraził zgody – giaurowie mieli umierać z głodu!

Tymczasem prosty sługa, niejaki Piotr Bartłomiej, rozpowiadał, że ukazał mu się św. Andrzej i zapowiedział, iż krzyżowcy zwyciężą dzięki Świętej Włóczni ukrytej pod ołtarzem katedry. Nie chciano mu wierzyć, gdyż miał opinię rzezimieszka, jednak gdy wizje zaczął miewać świątobliwy ksiądz Stefan, rozpoczęto gorączkowe poszukiwania cudownej relikwii. Miała to być włócznia, którą żołnierz Longinus przebił bok konającego Chrystusa. O dziwo, 15 czerwca udało się znaleźć grot włóczni w zapowiadanym miejscu. Nie sposób opisać euforii jaka zapanowała w mieście. Pełni uniesienia rycerze szykowali się do bitwy. Rzucili wszystko na jedną kartę – zwycięstwo albo śmierć! Bóg tak chce!

Do starcia doszło 28 czerwca. Ponieważ wszystkie konie dawno zjedzono, Boemund ustawił oddziały w zwartych kolumnach pieszych. Kerboga rozkazał otworzyć bramy i przyjąć bitwę. Starszyzna knuła przeciwko niemu i pragnął jak najszybciej zakończyć oblężenie. Spodziewał się łatwego zwycięstwa na wycieńczonymi chrześcijanami, więc ich inicjatywę przyjął z radością.

Deus lo volt! Krzyżowcy ruszyli do rozpaczliwego ataku. Tarcza przy tarczy, noga za nogą. Prowadził ich Rajmund z Anguillers niosący Świętą Włócznię. Parli niepowstrzymanie pomimo strat. Byli tak zdeterminowani, że nie zwracali uwagi na śmierć towarzyszy. Kolejne fale lekkozbrojnych Turków odbijały się od muru tarcz.  Aby powstrzymać maszerujących rycerzy Kerboga postanowił podpalić suche trawy przed ich szykiem. Tymczasem jego wojsko ujrzało krzyżowców śmiało przekraczających ognistą barierę. Przesądnych Turków ogarnęło przerażenie – mieli walczyć przeciwko armii milczących upiorów, których nawet ogień się nie ima! Ogień z płonącej trawy może spłoszyć konie, jednak nie jest groźny dla solidnie opancerzonych piechurów.

Turcy zaczęli pierzchać z pola walki. Tureccy emirowie również – Kerboga wzmocniony zwycięstwem stanowiłby dla nich zagrożenie. Antiochia była wolna! Dowódca cytadeli Ahmad ibn Marwan na wieść o zwycięstwie Boemunda postanowił poddać się i przyjąć chrześcijaństwo.

Niebawem jednak wybuchła epidemia, która zebrała srogie żniwo. Zmarł również dzielny biskup Ademar, którego pozostali wodzowie krucjaty traktowali jak ojca. On to przechylił szalę zwycięstwa pod Doryleum zachodząc Turków od tyłu. Będąc przedstawicielem papieża zawsze służył radą, dbał o ubogich i chorych. Do wschodnich chrześcijan odnosił się z wielkim szacunkiem. Jednak plagą jeszcze gorszą było rozprzężenie. Rycerze Chrystusa zaczęli się zachowywać jak zgraja rozbójników. Baronowie tak gorliwie spierali się o podział łupów i panowanie na Antiochią, że przestali się interesować kontynuowaniem marszu na Jerozolimę – do której teraz już wiodła wolna droga. Pomniejsi rycerze łupili wsie i miasteczka i wydawali je na pastwę płomieni – by nie stały się przedmiotem sporu możnych.

Podczas gdy dowódcy wykłócali się o dobra doczesne, muzułmanie zwierali szeregi i przygotowywali się do kontrataku. Tafurowie, członkowie fanatycznego bractwa religijnego zgorszeni przeciągającymi się niesnaskami rozwiązali problem w najboleśniej prosty sposób – spalili Antiochię! Ze względu na swój radykalizm Tafurowie byli przedmiotem strachu dla rycerzy i wodzów krucjaty. Toteż przerażeni tym postępkiem rycerze nie mieli już o co się spierać. Chcąc nie chcąc, ruszyli na Jerozolimę.

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY