Upadek moralny Gdańska

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

W sobotę 27 maja odbyła się w Gdańsku manifestacja ludzi prezentujących swoje najbardziej wymyślne dewiacje seksualne, zwana przez niektórych „III Trójmiejskim Marszem Równości”. Wydarzenie zostało otwarte przez prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza, który niegdyś działał w Partii Konserwatywnej, a następnie w Stronnictwie Konserwatywno-Ludowym oraz regularnie (jak wzorowy katolik) uczęszczał na Msze święte. Można sądzić, że pozazdrościł koledze po fachu z Poznania, Jackowi Jaśkowiaku, który również lubuje się w odwiedzaniu tego typu imprez, mających na celu „oswojenie” zwykłego Kowalskiego z najbardziej wyszukanymi zboczeniami.

Pochód degeneratów miał początkowo przejść przez śródmieście oraz zacząć całość od „tęczowego pikniku” na Placu Zebrań Ludowych. Szeroko pojęte środowiska narodowe, prawicowe oraz pro-life zarejestrowały 36 kontrmanifestacji w mieście. Otoczone miały zostać wszystkie wyjścia z placu, lecz jak się okazało, skłonności homoseksualne niosą za sobą również brak umiejętności poprawnego wypełnienia wniosku umożliwiającego zarejestrowanie zgromadzenia oraz samego marszu. W związku z tym środowiska wspierające tzw. „LGBT+” utraciły pierwszeństwo w odbyciu zaplanowanych zgromadzeń, tym samym zostały „wypchnięte” z centrum miasta. Marsz dewiantów ostatecznie rozpoczął się pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego i przeszedł przez dzielnicę Wrzeszcz, co dla samych zainteresowanych było dużą stratą wizerunkową.

Kontrmanifestacja zaczęła się, zgodnie z wcześniejszym planem, pod Placem Zebrań Ludowych. Przewodniczącym zgromadzenia był koordynator Brygady Pomorskiej, Krzysztof Przyborowski, który powiedział: „Nie ma miejsca na dewiacje seksualne w Gdańsku. Poczynimy wszystko, co w naszej mocy, aby w przyszłym roku marsz się nie odbył. Uważamy, że treści, które propaguje marsz równości, godzą w fundament naszego społeczeństwa, jakim jest rodzina”. Na pikiecie został również odmówiony różaniec o odnowę moralną narodu prowadzony przez Krucjatę Młodych. Głos zabrał również Piotr Pętlicki z Krucjaty Młodych stwierdzając prawdziwie, że „homoseksualiści obrażają Boga swoimi poczynaniami” oraz prezes Fundacji Pro-Prawo do życia na Pomorzu, Maciej Wiewiórka. Następnie wszyscy kontrmanifestanci udali się pod pomnik Jezusa Miłosiernego znajdujący się obok pomnika Józefa Piłsudskiego, aby pomodlić się wraz z Krucjatą Różańcową prowadzoną przez Państwo Annę oraz Andrzeja Kołakowskich, którzy od początku istnienia marszu równości prężnie próbują uniemożliwić dewiantom przejście. Po wspólnej modlitwie uczestnicy kontrmanifestacji stanęli wraz z banerami pod pomnikiem Józefa Piłsudskiego.

Homoparada zaczęła się z opóźnieniem. Jedną z legalnych kontrmanifestacji był, zgłoszony przez Krucjatę Młodych, marsz modlitewny, który miał podążać po chodniku wzdłuż trasy marszu równości. Niestety trójmiejska policja, będąca ponad prawem, zablokowała protestującym przejście. To jednak nie była przeszkoda nie do pokonania – ludzie chcący pokazać, że nie zgadzają się na homopropagandę uderzającą szczególnie w tradycyjny obraz rodziny, obeszli policyjną blokadę i dzięki temu znaleźli się z powrotem na trasie marszu. Nie obyło się bez zamieszek. Uczestnik marszu (nie)równości zaatakował czołowego działacza Fundacji Pro-Prawo do Życia chcąc wyrwać mu baner. Policja zamiast spacyfikować napastnika staranowała działacza fundacji. Na ratunek popędził członek Brygady Pomorskiej ONR, tym samym został aresztowany. Na szczęście po pewnym czasie wypuszczono go na wolność.

Jako osoba biorąca po raz pierwszy udział w takim przedsięwzięciu, byłam oszołomiona oraz zniesmaczona skalą zjawiska. W kraju, który wyrósł na fundamentach chrześcijaństwa, nie powinno być miejsca na propagowanie dewiacji seksualnych. Widok „mężczyzn” w obcisłych sukienkach i pełnym makijażu, jednopłciowych par okazujących sobie publicznie uczucia, ludzi, których płci nie dało się jednoznacznie określić, napawał mnie przerażaniem i obrzydzeniem. Smutne było to, że w marszu brały udział również małe dzieci, które radośnie machały tęczowymi chorągiewkami, nieświadome sytuacji, w jakiej się znajdują. Te dzieci będą dorastać w przekonaniu, że homoseksualizm i inne zboczenia są czymś normalnym, naturalnym. Ta świadomość będzie tak głęboko zakorzeniona, że niemożliwe będzie jej wyrugowanie. Nie możemy dopuścić, żeby nasi potomkowie byli nazywani „homofobami”, żeby czuli się inni, bo to oni mają być większością.

Magdalena Czupryńska

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY