Ukraiński węzeł gordyjski

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

/ fot. Wikimedia Commons

Niebawem minie 74. rocznica „Krwawej niedzieli” uznawanej za punkt kulminacyjny zbrodni ludobójstwa, którego dopuściła się w latach II wojny światowej Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) na Polakach zamieszkujących południowo-wschodnie kresy II Rzeczpospolitej. Zbrodni ludobójstwa, która stała się niezabliźnioną i aż po dziś dzień krwawiącą raną w stosunkach polsko-ukraińskich.

Nie chciałbym w tym tekście po raz setny przytaczać znanych faktów historycznych, podawać liczby ofiar, czy wymieniać przerażających metod mordowania jakie stosowali Ukraińcy na naszych rodakach. To wszystko można już znaleźć w książkach, filmie oraz w setkach artykułów internetowych. W tym tekście chciałbym się raczej skupić na relacjach polsko-ukraińskich, nad którymi nieustannie, co zrozumiałe, krąży widmo rzezi wołyńskiej.

Tak naprawdę temat stosunków między naszym narodem a narodem ukraińskim jest kwestią bardzo skomplikowaną i wielowątkową. Przepaści powstałej po ludobójstwie na Kresach nie jesteśmy w stanie zasypać do dzisiaj. Co więcej, obecnie wydaje się to niemożliwe. Mimo wielu prób środowisk nacjonalistycznych zarówno polskich jak i ukraińskich, relacje między naszymi narodami pozostają w najlepszym przypadku chłodne, czy też poprawne. Niestety, nawet najszczersze przeprosiny ze strony Ukraińców i kwiaty składane pod pomnikami polskich ofiar nie są w stanie doprowadzić do zbudowania niewątpliwie potrzebnego porozumienia i rozpoczęcia realnej współpracy.

Nie chodzi tu o złą wolę naszych południowo-wschodnich sąsiadów, nie chodzi tu też o mocne uprzedzenia, jakie są wciąż bardzo żywe w naszym narodzie. Chodzi o coś więcej, o głębię, sedno, nie zaś powierzchowność. Same gesty mało znaczą. Ważne jest dotarcie do źródła i pozbycie się padliny, która zatruwa całą rzekę słów, gestów i deklaracji. Tą padliną jest kult UPA wśród społeczeństwa szczególnie Zachodniej Ukrainy.

Mocne słowa. Jednakże tylko takie cisną się na usta, w momencie, gdy część środowiska nacjonalistycznego w Polsce przymyka oko na sprawy istotne. Nie możemy budować na piasku. Nie możemy budować pojednania i snuć planów o chociażby Międzymorzu w przypadku, gdy nasz przyjaciel buduje swoją tożsamość na kulcie i ideologii zbrodniarzy z UPA.

Dlaczego? Sprawa jest banalnie prosta. Jest to formacja zbrodnicza na równi z Waffen SS, czy NKWD, która w sposób zorganizowany i planowy zamordowała ponad 100 tysięcy naszych rodaków. W Polsce nie będzie moralnej zgody na sojusz polsko-ukraiński do czasu, aż Ukraińcy chociażby nie zrezygnują z oddawania hołdów UPA. Czyny, nie słowa. Nie wymagamy od nich potępienia zbrodni na Polakach, choć takie deklaracje padały już nawet ze strony działaczy Ruchu Azowskiego. Jednak przy potępianiu rzezi wołyńskiej i jednoczesnym organizowaniu marszów ku czci gierojów, którzy byli sprawcami tej rzezi, dochodzi do swoistego rozdwojenia jaźni. Ukraińcy muszą zdać sobie sprawę z tego, że ten dysonans jest bardzo mocno odczuwalny przez naród polski.

W tym momencie dochodzimy do pewnego punktu, który jest według mnie clou naszych wspólnych relacji. Jest to niestety pat, z którego w obecnie chwili nie ma wyjścia. Ukraińcy nie zrezygnują z czczenia pamięci dokonań Ukraińskiej Powstańczej Armii, zaś Polacy do tego czasu nigdy nie zgodzą się na prawdziwe pojednanie i współpracę. Możemy pisać całe tomy o realizmie politycznym, o interesach narodowych oraz potrzebie sojuszów strategicznych i choć w wielu przypadkach przedstawiane argumenty byłyby słuszne, to mimo tego zostaną odrzucone przez masy.

Niestety, póki co mamy do czynienia z kryzysem, który jest o tyle istotny, iż stanowi ogromną przeszkodę do realizacji idei Międzymorza, będącego jedyną szansą na zbudowanie silnej pozycji obu państw i całego regionu Europy Środkowej. Tylko szczere wyrzeczenie się kultu UPA będzie uznane za prawdziwą chęć zmiany we wspólnych relacjach.

Daniel Marceli

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY