Polska bitwa o suwerenność z niemiecką Unią Europejską

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

Polowanie na obcych agentów – tym razem w mediach i w polityce – wybuchło po raz kolejny z nową siłą.

Jedna z oficjalnych gazet ujawniła, że masowe protesty, które odbyły się w większych i mniejszych miastach, finansowane są przez jedno z obcych państw pretendujących do hegemonii.

Organizatorzy jednak wszystkiemu zaprzeczają.

Aha, zapomniałem dodać, że nie chodzi tu o Rosję, gdzie na marsze wychodzą zwolennicy Nawalnego [rosyjskiego opozycjonisty – przyp. tłum.] i gdzie propaganda Kremla doszukuje się ręki Departamentu Stanu USA.

Mówimy o Polsce i odpowiednio o Niemcach, które dopiero co starły się w kolejnej rundzie wewnątrzeuropejskiej zimnej wojny.

Przypomnijmy: kilka tygodni temu – w związku z politycznym przygotowaniem reformy „zmniejszającej niezależność sądów” (a ściślej, zwiększającej wpływ władz państwowych na proces wyborów sędziów i zmniejszającej wpływ opozycji) – w Polsce „aktywiści” rozpoczęli protesty nowego typu. Protesty te nazwano poetycko „łańcuchami światła”. Polegały one na tym, że zaangażowani obywatele tworzyli wieczorami żywe łańcuchy wokół siedzib sądów (niekiedy ze świeczkami) i tym samym symbolicznie bronili władzy sądowniczej od zamachu na jej niezależność ze strony prawicowej partii Prawo i Sprawiedliwość

Jednocześnie wobec oficjalnych władz polskich narastała presja ze strony Brukseli – z powodu reformy sądownictwa zagrożono im karami i sankcjami. W rezultacie Andrzej Duda stracił nerwy i, idąc przeciwko własnym kolegom partyjnym z PiS, zdecydował o skierowaniu jednego z elementów reformy do ponownego rozpatrzenia.

Ale konflikt między Polską a urzędnikami unijnymi się nie wyczerpał – dlatego, że on w zasadzie wyczerpać się nie jest w stanie. Chodzi o to, że Bruksela i Warszawa skonfliktowały się nie wczoraj i nie miesiąc temu, a już dawno temu. I nie tyle z powodu losów polskiej demokracji, co z powodu hierarchii w Europie.

Z jednej strony, formalnie pozycja Polski w strukturach Unii Europejskiej jest wysoka. Jej były centrowy prezydent [Tusk nie był prezydentem, lecz premierem – przyp. tłum.] Donald Tusk zajmuje nawet stanowisko Przewodniczącego Rady Europejskiej (stanowisko to jest w dużej mierze reprezentacyjne, ale mimo wszystko).

Z drugiej strony, Bruksela w swojej obecnej postaci jest przede wszystkim nosicielem interesów Niemiec. Przeczy to w tak dużym stopniu interesom polskim, że zaczynają się krzyki, skandale i wołanie o pomoc Ameryki. W charakterze przykładu można przypomnieć chociażby skargę Polski na Unię Europejską skierowaną do Trybunału w poprzednim roku. Jeśli brać pod uwagę ilość pieniędzy, którą zamierzają zainwestować (a tym samym zarobić) niemieckie firmy, to zrozumiałym jest, że lubić takich sojuszników Niemcy nie mają za co.

Można też przypomnieć zdecydowany sprzeciw Polaków, wraz z innymi wschodnimi Europejczykami, by nie przyjmować uchodźców z Niemiec, których przewidują narzucane przez Brukselę kwoty.

Ale przede wszystkim – Warszawa nieustannie podnosi, że Bruksela nie jest jej panem, a bezpośrednio podporządkowuje się Ameryce. I właśnie w USA kupuje Patrioty za miliardy dolarów i właśnie do Warszawy przyleciał podziękować za to Polakom sam Trump.

Wszystko to bardzo gniewa Niemcy – im więcej, tym bardziej. I na naszych oczach między dwoma sprzymierzonymi krajami zaczyna się nic innego, jak zimna wojna. Ze zmysłową, europejską specyfiką.

Ta specyficzna, chłodna media-wojna wygląda następująco:

Pisaliśmy już, że niemieckie media oskarżyły ministra obrony Polski, że „pracuje dla Rosjan”. I tak, nastąpiła kolej Polski. Tygodnik „Gazeta Polska” podaje, że „pucz w Polsce finansowany był przez Niemcy”. Jak wyjaśnia gazeta, w ciągu dwóch ostatnich lat fundacja Akcja Demokracja, organizująca „łańcuchy światła” w całej Polsce – otrzymywała „setki tysięcy złotych” w postaci grantów ze struktur zagranicznych, w szczególności z Europejskiego Funduszu Klimatycznego. A fundację nadzorował z kolei Caio Koch-Weser, który kiedyś pomógł Rosji otrzymać pieniądze na budowę Gazociągu Północnego. Sami Państwo rozumieją, o co chodzi.

Tak więc ci, którzy stoją w polskich miastach ze świeczkami – są, można powiedzieć, jednocześnie niemieckimi i rosyjskimi agentami wpływu.

No i wreszcie. Rozpoczynając atak na Berlin, przedstawiciele rządzącego Prawa i Sprawiedliwości wnieśli do Biura Analiz Sejmowych wniosek o zbadanie, czy Niemcy nie powinny zapłacić jeszcze jakichś reparacji za II wojnę światową.

Zszokowani Niemcy już odpowiedzieli, że za wszystko zapłacili w latach ’50.

Ale jak wyjaśnił znany ze swojego niekonwencjonalnego spojrzenia na świat Antoni Macierewicz – Niemcy zapłacili tylko za wyrządzone Polsce szkody. A obecnie powinni zapłacić w charakterze wynagrodzenia. Podstawy mają być zatem ku wypłaceniu odszkodowań za Powstanie Warszawskie.

Dlaczego? Dlatego, że dzięki temu powstaniu w odległym już 1944 roku wojska radzieckie zatrzymały się na Wiśle. I dzięki temu ZSRR nie poszedł na zachód tak daleko, jak by mógł.

To znaczy, że faktycznie Polacy, inicjując bunt przeciwko III Rzeszy, uratowali od Rosjan większą część przyszłych Niemiec Zachodnich – niech więc Niemcy zapłacą.

Co jest jednak dla nas najbardziej interesujące. Nietrudno zauważyć, że w tej dzikiej nawalance z powodu pieniędzy władze Rosji są wspominane przez obie strony. Jednocześnie nikt nie ma do nas interesu – figurujemy jako diabeł, zło absolutne. Jednocześnie przy całym tym źle, jakim była Rosja w 1944 wyzwalając Polskę, takim samym złem zostaje i dziś, gdy omija Polskę swoim gazociągiem.

Ale do rzeczy – w tej bitwie jesteśmy nieobecni. W rzeczywistości ma ona miejsce między „niemieckim” dyktatem Unii Europejskiej, która oczekuje posłuszeństwa, a polskim dążeniem do suwerenności. Czyli, rzecz jasna, nie prawdziwej suwerenności (od kiedy to niby Polska jest suwerenna). Ale chociażby podporządkować się nie „żandarmom z Berlina, ale bezpośrednio baronowi z Waszyngtonu”.

Unia Europejska ma w Polsce całą sieć całkowicie podporządkowanym agentów wpływu – są oni „niezależnymi strukturami społeczeństwa obywatelskiego”. Rozgonić ich tak po prostu Warszawa nie może – mają zbyt duże wpływy, zbyt długo one tam funkcjonują, zbyt wielu polityków, mediów i innych podmiotów jest z nimi związanych.

Z drugiej strony Berlin też nie może po prostu bezpośrednio ukarać Warszawy – musi oglądać się na tego samego „barona”. Dlatego ma miejsce informacyjne spięcie.

A polskiemu kierownictwu państwowemu pozostaje prowadzić kontr-propagandę i ujawniać plany niemiecko-rosyjskich szpiegów.

Niemieckiemu zaś – prowadzić kontr-propagandę i ujawniać plany polsko-rosyjskich szpiegów.

Amerykańskiemu kierownictwu z kolei – głośno uprzedzać obie strony, że rosyjscy szpiedzy są wszędzie.

A nam pozostaje obserwować rzeczywistość i radować się, że sami nie mam z czymś takim do czynienia. Nie mamy, bo już dawno nasz kraj zaczął się troszczyć o swoją suwerenność.

I to nie sztuczną, na poziomie „wybrać sobie pana”, ale prawdziwą.

 

Wiktor Marachowskij

 

Tłumaczenie: Marcin Skalski

Tytuł oryginalny: „Polska do Niemców: uratowaliśmy was od Rosjan. Więc zapłaćcie”

Źródło: RIA „Novosti” – ria.ru

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY