OKNAB: Nacjonalizm propaństwowy

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

/ Fot. Sergey Peterman

W historii politycznej Polski już po raz kolejny postulaty nacjonalistyczne są realizowane przez nie-nacjonalistów. Ta powtarzająca się sytuacja wymaga dzisiaj pozbawionego sentymentów zakwestionowania podstawowych aksjomatów, które po raz kolejne zwodzą młodszych i starszych nacjonalistów na manowce. A pozostawanie na nich grozi obsadzeniem roli widza w historycznych wydarzeniach.

Po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z taką sytuacją w okresie II RP. Kręgi sanacyjne z czasem coraz bardziej ewoluowały zbliżając się swoiście rozumianego nacjonalizmu państwowego, bliskiego mussolińskim Włochom. W przeciwieństwie do immobilnej endecji, która sprawowała władzę  w państwie tylko przez krótki okres na początku lat dwudziestych, piłsudczycy wykazali się odwagą władzy i kiedy przyszedł odpowiedni moment – sięgnęli po nią, balansując na granicy wojny domowej. Stało się tak nieprzypadkowo: piłsudczycy byli wyznawcami heroicznej koncepcji dziejów: akcentowali wolę, siłę i rolę wybitnych jednostek. Starzy endecy dojrzewali natomiast intelektualnie w epoce pozytywizmu, negującej zjawiska wykraczające poza materialne postrzeganie świata. Nic dziwnego, że z czasem, gdy do głosu zaczęły dochodzić młodsze pokolenia narodowców, dla których zabory były historią nie bliższą jak Egipt faraonów, musiało dojść do frondy.

W połowie lat trzydziestych ze zdelegalizowanego Obozu Wielkiej Polski wyłoniły się między innymi dwie znaczące grupy secesjonistów. Pierwsza, Obóz Narodowo-Radykalny, jest dzisiaj wszystkim świetnie znana, a jej historia jest powtarzana aż do granic znudzenia. W połowie lat trzydziestych ze zdelegalizowanego Obozu Wielkiej Polski wyłoniły się między innymi dwie znaczące grupy secesjonistów. Druga, w mojej ocenie, znacznie realniej podchodząca do ówczesnej rzeczywistości społeczno-politycznej, Związek Młodych Narodowców (przemianowany później jako Ruch Narodowo-Państwowy) podążyła w stronę kręgów rządowych.

Popularyzacją ZMP i pokrewnych organizacji w naszych czasach, poza pracami naukowymi np. profesora Grotta albo profesora Tomasiewicza, zajmowało się wyłącznie środowisko współczesnej nam „Falangi” oraz młodzież skupionej wokół Organizacji Monarchistów Polski, która próbowała nawiązywać do powyższych, propaństwowych tendencji. Do dziś dostępny jest szereg artykułów na organizacyjnych portalach, stojących na bardzo wysokim poziomie, wśród których wyróżniają się prace doktora Adama Danka.

Chociaż te środowiska w ogóle nie dysponowały wtedy, a tym bardziej dzisiaj, zasobami pozwalającymi na takie ruchy, to przynajmniej czas im sprzyjał: był to okres pierwszych rządów Prawa i Sprawiedliwości. Z tego okresu pochodzi choćby artykuł wspomnianego już Adama Danka: Zamach stanu – mroczne widmo.

Po dekadzie sytuacja w Polsce ponownie zbliżyła się do tego stanu, w którym prowadzenie takiego dyskursu nie jest bezprzedmiotowe. Zatem dziwić nie powinno opublikowanie artykułu Bartosza Bekiera: Zmierz demokracji liberalnej w Polsce? O konsolidacji władzy nad Wisłą. Główną tezą artykułu jest to, że w sprzyjającej sytuacji międzynarodowej, Prawo i Sprawiedliwość zdecydowało się na likwidację statusu quo, sprzyjającego dotychczasowej elicie, opartego na liberalnej demokracji, której pewne mechanizmy sprzyjały utrzymywanie się elit pookrągłostołowych u szczytu władzy.

Dotychczasowy paradygmat zostaje odrzucony, a PIS konsoliduje władzę. Aby dalej kontynuować demontaż deep-state będzie potrzebowało poszerzonej bazy organizacyjnej. Ta sytuacja jest do wykorzystania dla tych wszystkich, którzy w III RP byli uznawani za niebezpiecznych fundamentalistów lub faszystów i nie byli dopuszczani do szerokiego audytorium. W tak zmienionym paradygmacie, możliwe będzie zdaniem autora, zrealizowanie w przypadku „Falangi” ich koncepcji „narodowego-solidaryzmu”.

W zasadzie trudno dodać coś więcej do tego tekstu, co byłoby oryginalne. Niemniej aprobując tezy autora trzeba podkreślić, że dzisiejsza baza społeczna nacjonalizmu jest nieporównywalnie szersza i bardziej zróżnicowana, co sprawia, że realizacja możliwości kooperacji z obecną władzą jest jeszcze bardziej realna.

Pewne symptomy pojawiają się od dawna: czy to drobne wsparcie logistyczne, czy to inicjatywa posła Winnickiego  w sprawie ustawy repolonizującej rynek polskich mediów, czy incydent działaczy MW w Radomiu, który spotkał się ze zrozumieniem czołowych działacz partii rządzącej. To tak jakby rodzice spoglądali z rozczuleniem na swoich podopiecznych.

Co może stanąć na drodze tej współpracy? Myślę, że może być to zafiksowanie na „antysystemowość”. Czym ma być ta „antysystemowość”, do dziś mi nikt nie wytłumaczył. Wydaje się, że niewiele różnić się będzie od równie realnej „anarchii” miłośników brudu. Pojęcie „antysystemowości” jest być może atrakcyjnym chwytem erystycznym, niemniej nie powinno być celem samym w sobie. Celem jest zbudowanie alternatywnego systemu wobec współczesnego, który zapewni bezpieczeństwo i możliwość realizacji siebie osobom mu podlegającym, przy jednoczesnym zachowaniu najważniejszych interesów państwa. W nim także będzie funkcjonować policja, sądy, banki. Pojęcie „antysystemowości” poczyniło spustoszenia w wyobraźni szerokiego spektrum ludzi.Podobnie absurdalne jest deklarowania hasła, że „PiS i PO” ma być tym samym złem. Im bardziej intensyfikować się będzie konflikt z opozycją, tym bardziej PiS nie będzie tym samym co dotychczasowa partia rządząca, tylko będzie dryfować coraz bardziej w stronę antyliberalizmu. Ten dryf może być podsycany oddolnie, czego przykładem jest agresywne, bezprecedensowe zachowanie opozycji podczas ulicznych demonstracji oraz obrad Sejmu. Podsycać go mogą także sami nacjonaliści. Wystarczy zaktywizować się i ruszyć wyobraźnię. Partia rządząca  w dużej mierze  z przyczyn koniunkturalnych, już dziś przejęła jako własne, liczne hasła szeroko pojmowanego środowiska narodowego.

Zastanówmy się w tym miejscu czy PIS jest partią nacjonalistyczną? Wielu czytelników oburzy się i zacznie szukać materiałów w tym momencie, które będą miały udowadniać jego atlantyzm, liberalizm czy podległość danemu państwu, którego akurat ten czytelni nie lubi.

Niemniej PIS jako partia organizuje swój program polityczny w oparciu na uznaniu istnienia wspólnoty, którą określa się jako naród. W ich wizji jest to naród polityczno-kulturowy. Co więcej, realizacja danej polityki ma realizować interes tego narodu, zamieszkującego państwo, które co do zasady ma być państwem narodowym, domem tego narodu, w którym dominować ma jego mniej lub bardziej jednolita kultura.

Nie jest to partia negującą jego istnienie na rzecz klasy albo idealistycznej wspólnoty jaką mają być rzekomo wszyscy ludzie na świecie. Podobnie, nie jest to partia postrzegająca organizacje i stowarzyszenia nacjonalistyczne jako politycznego wroga, czy wręcz za wykolejeńców i kryminalistów, których należy zwalczać przy pomocy środków policyjno-administracyjnych. Tak jak robiła i będzie chciała to robić w przyszłości dzisiejsza opozycja.

Nie żyjemy przecież w wirtualnej rzeczywistości, nie żyjemy w jakimś LARPie. Należy grać takimi zasobami jakimi się dysponuje. Członkowie przedwojennego ZMP dołączając do Obozu Zjednoczenia Narodowego deklarowali, że oni mają myśl, a Piłsudski siłę.

Elementarne wyczucie czasu i zdolności taktyczne każą spoglądać co najmniej przychylnie na dzisiejszą ekipę rządową. Oczywiście ta przychylność nie powinna nieść za sobą sługusostwa i podległości. Nie mamy dzisiaj mimo wszystko do czynienia z sytuacją zero jedynkową. Taką, w której nacjonaliści muszą stać się posłusznymi pomagierami. Choć PiS posiada pieniądze, zasoby, władzę oraz podporządkowane siły porządkowe, to nie posiada żadnej poważniejszej myśli politycznej poza kosmicznymi projektami krakowskich, młodych konserwatystów oraz kultu katastrofy w Smoleńsku. Nie posiada zatem idei wychodzącej z tej myśli, która byłaby zdolna na tyle zmobilizować ludzi, aby byli gotowi bić się za nią kiedy przyjdzie taka konieczność.

Przykład PO pokazuje, że sama żądza władzy ani wspólne interesy nie gwarantują stabilności. Tymczasem na zemstę czekają już dzisiejsi opozycjoniści, grożący choćby procesami karnymi za wykonywanie mandatu posła.

PiS było już solidarnościowe, antykomunistyczne, neokonserwatywne, ludowe, piłsudczykowe. Jest partią w dużej mierze postmodernistyczną. Nie ma jakiejś bardziej ukształtowanej substancji.

Czas wypełnić go współczesnym nacjonalizmem, choćby przez samą dyfuzję. Zbliżenie się z kręgami dzisiejszej władzy, także jej młodszymi strukturami, pozwoli nacjonalistom ewoluować ze sprzątania lasów w kominiarkach i mieć jakiś realny wpływ na los choćby tych lasów. PiS ani jego lider nie są wieczni, są tylko pewnym etapem, z którego należy wyciągnąć jak najwięcej.

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY