KOMBOSKION O pogaństwie, którego nie było

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!
Chrześcijaństwo

Od tysięcy lat świat obfitował w religie, które przyjęło się określać mianem pogańskich czy też politeistycznych, a także – naturalnych. Niektóre liczyły swoich bogów w setkach, tysiącach, albo i liczbach jeszcze wyższych rzędów. Byli to bogowie drzew, gór, jezior, ciał niebieskich (w szczególności Słońca i Księżyca), wszelkiego rodzaju cnót, wreszcie dobra i zła, niekiedy równocześnie.

Dla muzułmanów szirk, czyli właśnie politeizm, to największa zbrodnia. Ale oczywiście chrześcijanie także potępiali mnogość pogańskich bóstw i rozmaite zabobony z nimi związane. Uderzali w kult stworzenia, bo za taki uważali religię antyczną oraz wszystkie te plemienne wierzenia, z którymi stykali się przy odkrywaniu nowych lądów. Jeśli czci się stworzenie, to zapomina się o Stwórcy. Samo w sobie jest to występkiem, a przecież na tym rzecz się nie kończy. Religie pogańskie nierzadko staczały się w szaleństwo zdeprawowanych, orgiastycznych czy wręcz diabolicznych form kultu.

Równocześnie pogaństwo zawierało w sobie pewną część uniwersalnej prawdy, pierwotnego Objawienia czy choćby tylko – dociekań człowieka obdarzonego rozumem i sercem. Istotne jest jednak to, że ludzie poszukujący autentycznej drogi wyzwolenia i zbawienia – czy to w Egipcie, czy w Grecji lub Indiach – na pewnym etapie duchowego rozwoju zauważali niedoskonałość i niedostateczność pogaństwa. Ananda Coomaraswamy, który przecież żył i umarł jako hinduista, wprost pisał, że politeizm (oraz panteizm) to ludzkie błędy i uproszczenia, odbiegające od transcendencji. W rzeczy samej: hinduizm tak naprawdę nie jest politeizmem, przynajmniej nie dla tych, którzy wnikają weń choć trochę głębiej. Jak pisał Sarvepali Radhakrishnan: „Monoteizm jest nieunikniony przy jakiejkolwiek prawdziwej koncepcji Boga. Najwyższe może być tylko jedno”.

Polski egiptolog Wiesław Bator pisze, analizując wybrane hymny egipskie, „o powszechnej wśród Egipcjan idei Stwórcy, który powołał byt do istnienia z samego siebie i nadal pozostaje w nim wszechobecny”. Religia Egipcjan była w swej metafizycznej warstwie rodzajem panenteizmu. Wszystko jest w Bogu, choć istnieje różnica pomiędzy Bogiem i stworzeniem.

Takie tendencje widzimy także u Greków. Tam filozofowie zauważyli, że o autentycznym Bogu trzeba mówić inaczej niż o mitologicznym panteonie aryjskich bożków. Ba, są i tacy, którzy koncepcji panteistycznych lub panenteistycznych doszukują się nawet w myśli kapłanów azteckich. Naturalnie czego jak czego, ale panteizmu tu nie bronimy – chodzi nam jedynie o zasygnalizowanie pewnej powierzchowności pogaństwa. Otóż mędrcy wywodzący się z religii politeistycznych dostrzegali, że ich wierzenia mają sens jedynie jako kult wybranych aspektów Absolutu, różnych jego oblicz i form. Znana jest zresztą teoria Wilhelma Schmidta o pierwotnym monoteizmie, podobnie jak pojęcie deus otiosus – wycofanego Boga, który pozostawia sprawy świata pomniejszym bożkom.

Ów kult aspektów Absolutu, ta koncentracja na tym, co niejako dotykalne, bliskie, związane z uprawą ziemi, bólem zębów, blaskiem słońca i podmuchem wiatru – to w gruncie rzeczy coś naturalnego dla człowieka, wyłączając może wąską grupę mistyków dążących ku bardziej bezpośredniemu poznaniu. Ale przecież katolicyzm to wszystko zawiera: wszystko oswoił, przyswoił, przetworzył i zhierarchizował tak, by niekwestionowany prymat Jedynego Boga nie wykluczał się z kultem świętych, kultem maryjnym, adoracją Serca czy Imienia Jezusa tudzież z cudownością uświęconych miejsc. Pięknie pisał o tym Jean Hani w swej “Symbolice świątyni chrześcijańskiej”. Chrystianizm u swego zarania nie posiadał symboliki kosmologicznej, zresztą podobnie jak wielu innych rzeczy. To, co było wiadome po trzech latach nauczania Chrystusa – w pełni wystarczało do zbawienia. Tym niemniej nie było niczym złym wchłonięcie tego, co „pogańskie” przy budowie murów kościelnego gmachu.

 

 

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY