KOMBOSKION Metafizyka – wystarczająca i konieczna?

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!
Chrześcijaństwo

Kiedy czyta się pisma Guenona i Schuona (oraz myślicieli z ich szkół), łatwo dostrzec, że stawiają oni metafizykę ponad wiarą i Objawieniem.

Obaj zresztą wprost to przyznawali – Schuon wyjaśniał na przykład, że religia jako taka właściwie go nie interesuje, a to, co jest dla niego ważne, to warstwa ezoteryczna, którą w zasadzie utożsamiał z metafizyką.

Ezoteryzm nie oznacza tu okultyzmu, magii i dziwnych obrzędów sprawowanych pod osłoną nocy. Ezoteryczny ekumenizm perennialistów, ich koncepcja transcendentnej jedności religii – to nic innego jak (rzekoma czy też postulowana) jedność na gruncie metafizyki. Tę zaś w pewnym uproszczeniu można utożsamić z ontologią. A zatem, jak twierdzą perennialiści, we wszystkich „ortodoksyjnych” religiach można, przy odrobinie dobrej woli, odnaleźć te same fundamentalne prawdy na temat bytu, struktury rzeczywistości oraz cech Boga. W gruncie rzeczy metafizyka Schuona jest nie-dualistycznym nauczaniem wedanty – a zatem głosi, że ostatecznie jedyną autentyczną rzeczywistością jest Absolut (brahman), zaś wszystko inne mieści się w nim. Jest to koncepcja emanacyjna, manifestacyjna – w której kolejnymi, coraz niższymi manifestacjami Absolutu są np. Bóg osobowy czy świat materialny. To, jak pogodzić tę wizję z typowym dla katolicyzmu (czy w ogóle chrześcijaństwa) rozróżnieniem pomiędzy Stwórcą i stworzeniem to odrębna sprawa, którą nie będziemy się tu zajmować. Analogicznie problematyczne może być to, że Schuon relatywizuje Boga osobowego, doszukując się „czegoś” ponad nim (tutaj pewnym łącznikiem z chrystianizmem mogą być przemyślenia Mistrza Ekcharta czy Grzegorza Palamasa).

Chcemy jednak zwrócić uwagę na coś innego. Pisze o tym kardynał Jean Danielou w swoim eseju na temat Guenona. Podobne uwagi, ale względem Schuona, przedstawiał Stratford Caldecott. Otóż dla chrześcijanina prym wiedzie wiara, a zatem przylgnięcie do prawd objawionych, a jeszcze bardziej – do osoby Jezusa Chrystusa, jako konkretnego i jedynego wcielenia Logosu. Metafizyka bazuje na intelekcie, można ją rozwijać nie wiedząc nic o tym, co wydarzyło się „za czasów Heroda, króla Judei”. Dla Schuona wiara czy sakramenty to upaya – a więc jedynie narzędzia, środki.

Załóżmy jednak, że istotnie metafizyka przynajmniej kilku wielkich religii jest taka sama lub bardzo podobna. A zatem, że – pomijając przyczyny tego stanu rzeczy – buddyści, muzułmanie, chrześcijanie, hinduiści i judaiści są w stanie dojść do tych samych podstawowych prawd o jedyności Boga, duszy nieśmiertelnej czy nawet Logosie. Ale przecież nie dojdą do prawdy o Chrystusie, jeśli nie zanurzą się w historię, w konkretne fakty – oraz w wiarę.

W wielu religiach istnieją motywy zbliżone do chrześcijańskich, nawet do tych z życia Chrystusa. Ale wszystkie one – symbol krzyża, motyw zmartwychwstałego Boga itd. – pozostają niejako in potentia. Odyn, Ozyrys, Kryszna – funkcjonują w przestrzeni mitycznej, w illo tempore. Wyrażają (zgodzimy się chyba, że w sposób niedoskonały, nieraz zanieczyszczony zabobonami i błędnymi koncepcjami) pewne fundamentalne prawdy na temat rzeczywistości, jak też i określone potrzeby duchowe człowieka. Ale to się nigdy nie zdarzyło. Dla chrześcijanina, jak pisze Danielou, kluczowe jest natomiast to, że cieśla z Nazaretu zginął na konkretnym, drewnianym krzyżu, gdy prefektem Judei był niejaki Poncjusz Piłat. Naturalnie można podejrzewać, że Opatrzność nic tu nie pozostawiła przypadkowi – i krzyż ten był zarazem krzyżem kosmicznym, odwiecznym symbolem. Stąd niedorzeczne i bezprzedmiotowe są wzgardliwe pytania o to, czy czcilibyśmy szubienicę lub pistolet, gdyby historia potoczyła się inaczej. Otóż to po prostu nie mógł być pistolet. Tym niemniej uniwersalizm symboliki krzyża jest w tej opowieści wtórny. Metafizyka i analiza symboli nie kłócą się z tym konkretnym “modelem”, zrealizowanym przez Chrystusa, ale ten “model” niesie własne treści i dodatkowy sens, związany z osobą Zbawiciela. Guenon i Schuon chcieli podporządkować religię i wiarę metafizyce poznawanej intelektem. Wiązało się to zapewne z ich monistycznym przeświadczeniem o tym, że wszyscy partycypujemy już w brahmanie, ale musimy sobie to uświadomić, przedzierając się przez maję. Jest to bardziej subtelne niż np. próba podporządkowania  religii ideom politycznym (takim jak nacjonalizm, socjalizm czy libertarianizm) – ale nadal mamy tu do czynienia z odwróceniem porządków.

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY