Bitwa pod Beresteczkiem – w 366. rocznicę wydarzeń

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!

/ Kierunki.info

„Zwyciężeni od mściwego miecza Twego musimy cierpieć karę za naszą niewierność. Oto wszyscy, ilu nas po rzezi zostało, padając na kolana u podnóżka majestatu Twego, nie bronimy występków naszych, ale miłosierdzia błagamy. Ulituj się, bo jeśli łaskawości i miłosierdzia nie zażyjesz, nie ominie nas miecz sprawiedliwości Twojej […] Niegodni jesteśmy Panie, abyśmy żyli”. Tak błagali o litość przywódcy Kozaków, których niedobitki skryły się na bagnach po bitwie pod Beresteczkiem. Podyktowano jednak twarde warunki: mają oddać wszelką broń, wydać wszystkich starszych oficerów i zdać się na łaskę króla. W zasadzie były to warunki nie do przyjęcia, jednak płk Filon Dziedziała gotów był oddać się w ręce Polaków wraz ze starszyzną, byle ratować resztę wojska. Przeczuwał bowiem zbliżającą się tragedię. 366. rocznicę tych wydarzeń obchodzimy w tym roku.

Beresteczko odbiło się szerokim echem po całej Europie. Była to wszak jedna z największych bitew XVII wieku! W większości stolic odprawiano nabożeństwa dziękczynne. Modne stały się portrety i medale przedstawiające Jana Kazimierza jako pogromcę barbarzyńców i obrońcę Europy. Sława Polski jako przedmurza chrześcijaństwa została po raz kolejny ugruntowana.

Ale zacznijmy od początku. Od czasu zawarcia ugody zborowskiej (sierpień 1649 r.) na Ukrainie nominalnie trwał pokój. Jednak status quo nie zadowalał żadnej ze stron, dlatego cały rok 1650 obie strony wykorzystały na przygotowania do decydującej rozprawy. Chmielnicki dążył do przekształcenia kraju w udzielne księstwo rodu i najechał Mołdawię. W reakcji na te działania po stronie polskiej stopniowo decydujący wpływ zyskało stronnictwo domagające się surowej rozprawy z Kozakami.

Sejm przegłosował podatki na zaciąg ponad 50-tysięcznego wojska i udzielił królowi legitymacji na zwołanie pospolitego ruszenia. Była to największa mobilizacja od czasów Stefana Batorego. Rzeczpospolita zbroiła się na potęgę. Stawką było przetrwanie państwa – w razie klęski nic nie powstrzyma Chmielnickiego, a trzymani dotąd w ryzach sąsiedzi z pewnością wykorzystają sposobność do powetowania sobie dotychczasowych strat.

Powszechnie o tym wiedziano, toteż przygotowania szły żwawo. W maju do obozu pod Sokalem (miejsce koncentracji) niemal co dnia przybywały kolejne oddziały. W czerwcu było tam już 30 tysięcy żołnierzy zaciężnych, ok. 40 tysięcy szlachty z pospolitego ruszenia i ok. 10 tysięcy z prywatnych zaciągów magnackich. Do tego należy doliczyć czeladź obozową, hajdamaków i innych nie ujętych w rejestrach, ale uzbrojonych i pełniących zadania pomocnicze. Ogółem liczebność armii wyruszającej pod Beresteczko oscylowała wokół liczby 100 tysięcy żołnierzy.

Wymarsz z obozu pod Sokalem rozpoczął się 15 czerwca rano. Jednak wyekwipowanie 100-tysięcznej armii na wozach jest bardzo trudnym zadaniem. Dla takiej liczby wojska R. Romański kreśli liczbę 130 tys. wozów taborowych i ok. 1 mln koni! Wojsko opuszczało obóz przez dwa dni i maszerowało w kilku kolumnach. Dla usprawnienia król rozkazał podzielić kolumny na mniejsze oddziały, których dowódcy otrzymali mapę trasy. Wozy w oddziałach (nie bez oporu szlachty) kazał pomalować na określony kolor, jednak nie uchroniło to wojsk przed chaosem. W dniu wymarszu całą okolicę zasnuła gęsta mgła, w której poruszano się niemal po omacku. Z dala słychać było trzask łamiących się osi, kwik koni i przekleństwa. Król zlany potem modlił się żarliwie. Wszystkie drogi trakty i błonie w promieniu kilkudziesięciu kilometrów były zalane masami wojska.

Oprócz tego z Litwy miał uderzyć 15-tysięczny kontyngent zaciężny pod Januszem Radziwiłłem – jego celem był Kijów.

Siły kozackie chwilowo nie przejawiały inicjatywy – oczekiwano na przybycie posiłków tatarskich. Poza tym Chmielnicki siarczyście zalewał robaka po osobistej tragedii, jakiej doznał. Okazało się, że żona przyprawiała mu rogi z zegarmistrzem, który go na dodatek okradał. Rozsierdzony hetman kazał powiesić niefortunnych kochanków.

Jan Kazimierz, któremu zwykle zarzuca się brak zdecydowania i chwiejność, tym razem wykazał się surowością i zajadłością strepiałego wiarusa – dało to o sobie znać wielokrotnie w czasie tej kampanii. Np. gdy zabrakło pieniędzy na wojsko, kazał zarekwirować prywatne depozyty szlacheckie w sokalskim klasztorze i dobrał się do kiesy co bogatszych oficjeli. Dla utrzymania dyscypliny nie wahał się – pewnego razu doszło do epickiej burdy, w której natarły na siebie dwie chorągwie; gdy prowodyrzy poszli się awanturować przed króla ten zamiast wdawać się w dyskusje kazał ich przykładnie ściąć.

Duży nacisk kładł król na ćwiczenie musztry i ustawienia w szyku – ku niezadowoleniu pospolitego ruszenia wykorzystywał po temu każdą wolną chwilę. Zachowały się opisy źródłowe, w których Jan Kazimierz prowadząc te ćwiczenia osobiście z dobytą szablą siarczyście wyklinał niesfornych. Przynosiły one jednak efekty: podczas przeprawy przez Styr (25 czerwca) masy kawalerii sprawnie zajmowały wyznaczone rubieże, sama zaś przeprawa przebiegała we wzorowym porządku – a była bardzo ryzykowna, gdyż nieprzyjaciel był już w pobliżu.

Był bez wątpienia wytrawnym wodzem, który nie bał się stosować innowacji i przeforsować swoją wizję wbrew opinii pozostałych. Jego inicjatywą był podział tej wielkiej armii na dziesięć pułków, co usprawniło dowodzenie. Powołał również sztab wojskowy, w którego skład oprócz dowódców pułków weszli dowódcy rodzajów wojsk i najbardziej doświadczeni oficerowie. Otaczał się jednak cudzoziemcami i demonstracyjnie okazywał im większe względy niż Polakom. Wszystkie te zmiany pokazywały, że król zamierza dowodzić osobiście i bezpośrednio.

Przygotowania do bitwy

Po przekroczeniu Styru założono obóz. Miejsce było dobrze wybrane – skrzydła osłaniały lasy i rozlewiska Płaszówki, za plecami rzeka, przez którą jednak przerzucono trzy mosty. Chcąc kontynuować marsz nieprzyjaciel musiał przejść przez Beresteczko – to jedyna dogodna przeprawa w promieniu wielu kilometrów. Bitwę zamierzano stoczyć u wrót obozu. Tuż przed nim rozciągał się stosunkowo szeroki i dogodny do walki teren, który fałdował się i zwężał w kierunku wschodnim.

Tymczasem 27 czerwca omal nie doszło do katastrofy. Chmielnicki poprzez szpiegów wprowadził Polaków w błąd rozgłaszając, że zamierza uniknąć walki i wycofać się w głąb Ukrainy. Jego celem było wywabienie wojsk z dogodnych pozycji i rozbicie w marszu. Rankiem król nakazał wymarsz, jednak gdy jeden z podjazdów został rozbity przez straż przednią przeciwnika zorientowano się w grozie sytuacji i czym prędzej zawrócono. Kozacy byli zaledwie kilkanaście kilometrów dalej!

Noc rozświetliły pożary, które rozniecili Tatarzy. W środę 28 czerwca około godziny 9 rano przeciwko nim wyprowadzono wojsko – 18 tys. zaciężnej kawalerii i ponad 20 tys. pospolitego ruszenia. Rozpoczynała się bitwa. Dzień jednak upłynął na nerwowym oczekiwaniu. Tatarzy nie mieli zamiaru atakować i wyzywali Polaków na harce, na które król zezwolił dopiero późnym popołudniem. Ponieważ przybrały niepomyślny dla Tatarów obrót przystąpili oni do frontalnego ataku. Jednak po godzinnym boju oddali pole Polakom i wycofali się do obozu około godziny 22. Toteż po pierwszym dniu bitwy w obozie nastroje były dobre, czego nie można powiedzieć o stronie kozacko-tatarskiej. Przebieg walk upewnił ich, że mają do czynienia z liczną i dobrze zorganizowaną armią, a nie z hałastrą, którą gromili pod Korsuniem i Piławcami. Następny dzień ujrzał prawdopodobnie największą bitwę kawaleryjską XVII w.

29 czerwca

Rano do Tatarów dołączyli spóźnieni Kozacy. Ogromne, 40-tysięczne zgrupowanie kawalerii osłaniało przeprawę piechoty zaporoskiej, przeciwko którym wystawiono ponad 30 tys. jazdy koronnej. Tak jak dzień wcześniej, walkę rozpoczęły potyczki, które trwały aż do 11:00, kiedy harcowników zepchnęło z pola natarcie polskiego prawego skrzydła. Kontratak spadł na lewe skrzydło, którym kierował książę Jeremi Wiśniowiecki. Jednak Tatarzy zamiast uderzyć od czoła dokonali obejścia i uderzyli od tyłu, i z flanki. Całe to zgrupowanie znalazło się w opałach – formacja była zbyt wysunięta, toteż nie mogła liczyć na wsparcie ogniowe artylerii i piechoty z obozu, jednak uderzenie prawego skrzydła uratowało sytuację. Przełamani Tatarzy upozorowali odwrót, w który wojska koronne dały się nieopatrznie wciągnąć. Z boku na zmieszanych Polaków uderzyły odwody tatarskie, zamykając ich w okrążeniu. Udało się je przełamać tylko dzięki wysiłkowi Jeremiego Wiśniowieckiego i pospolitego ruszenia, ale klęska była naprawdę o włos. Walka ciągnęła się jednak aż do godziny 16:00, kiedy obydwie armie powróciły do obozów. Po obu stronach straty były wysokie – zginął sławny Tuhaj-bej, a Jan Sobieski (późniejszy król) został przejściowo pojmany przez Tatarów. Tym razem nastroje w polskim obozie były kiepskie, żołnierze byli o krok od załamania.

Dowództwo było przybite – rekomendowało rezygnację z dalszych walk i zamknięcie się w warownym obozie. Król był jednak świadom, że następny dzień musi przynieść rozstrzygnięcie, toteż postanowił stoczyć bitwę z użyciem nie tylko  kawalerii, ale wszystkich posiadanych sił. Przyjęcie oblężenia zaś oznacza oddanie inicjatywy nieprzyjacielowi i klęskę.

Oprócz tego król postanowił ustawić wojsko w nowatorski sposób (na wzór holenderski) – centrum miała zająć piechota cudzoziemskiego autoramentu przepleciona z artylerią i dragonią. Polska kawaleria miała zająć pozycję na skrzydłach. Plan spotkał się z krytyką starszyzny, jednak zyskał aprobatę młodych oficerów.

30 czerwca

Poranek był zimny i mglisty (za sprawą czarów, jak przypuszczali Polacy). O 2:00 król wysłuchał mszy, później wraz ze sztabem objeżdżał pole bitwy dopracowując ustawienie szyku, rozrysowanego później na schemacie. Od świtu rozstawiano wojska, co ciągnęło się aż do godziny 10:00. Na lewym skrzydle znowu dowodził Jeremi Wiśniowiecki, na prawym Stanisław Lanckoroński. Środek szyku miał odegrać kluczową rolę, toteż dowodził osobiście król. Na czoło wysunięto armaty, które osłaniali dragoni. Głębiej stali pikinierzy i muszkieterzy oraz szwadrony rajtarów i piechota polskiego wzoru. Tyły osłaniała husaria i gwardia królewska. Cały szyk polski rozciągał się na odcinku 4,5 kilometra. W tym czasie Kozacy formowali ogromny tabor złożony z jedenastu rzędów wozów spiętych łańcuchami, a Tatarzy wyprowadzili z obozu całość swych sił.

W południe odśpiewano O gloriosa Domina, jednak aż do 15:00 nic się nie działo – jedynie artyleria prowadziła w kierunku pozycji tatarskich ostrzał nękający, wprowadzając duże zamieszanie. Impas przerwał Wiśniowiecki, który za zgodą króla poprowadził szarżę na okopujących się Kozaków. Po kilku zwrotach odepchnął Kozaków i zajął się taborem.

Jednocześnie ruszyło naprzód centrum. Król podniósł morale żołnierzy, przysięgając że albo razem z nimi będzie wieczorem świętował zwycięstwo, albo polegnie. Zgrupowane tu jednostki poruszały się precyzyjnie jak mechanizm zegarka. Armaty po każdej salwie były przemieszczane do przodu. Próbujących powstrzymać ten marsz Tatarów masakrowano gęstym ogniem z armat i muszkietów. Formacja polska przypominała mechanicznego lewiatana ziejącego ogniem i niepowstrzymanie prącego naprzód.

W pewnym momencie kule armatnie zaświstały niebezpiecznie blisko Jana Kazimierza – jedna otarła się o jego nogę. Jak się później okazało, któryś z jeńców wyjawił, że ogromna turkusowa chorągiew oznacza właśnie królewskie stanowisko dowodzenia. Na prośby przybocznych o ustąpienie spod ostrzału monarcha odpowiedział żołnierskim bluzgiem i pozostał na miejscu. Szybko pojawiła się okazja do rewanżu – pewien szlachcic po kształcie buńczuków rozpoznał poczet chana Islam Gireja, który niebawem wzięła na cel polska artyleria. Z lepszym skutkiem – zginął krymski buńczuczny, a jeden z odłamków zranił samego chana. Toteż niebawem Islam Girej zarządził odwrót. Tatarzy podali tyły pozostawiając na placu boju wielu zabitych i rannych, cały dobytek oraz niemile zaskoczonych Kozaków, którzy również poszli w rozsypkę. Chmielnicki próbujący zatrzymać chana został pojmany i przytroczony do kulbaki jak tobołek. Nad polskimi pozycjami rozniosło się dziękczynne Te Deum laudamus.

W tym momencie wynik bitwy był już przesądzony – pozostało jeszcze oczyścić plac boju z niedobitków i rozbić tabor kozacki. Ogromny, jedenastokrotny tabor rozciągający się wszerz na 3,5 km zaczął się wycofywać w stronę bagien niczym ogromny żółw. Po ucieczce chana został błyskawicznie osaczony, artyleria i piechota zadawały ciężkie straty znajdującym się tam Kozakom. W jego ostatecznym rozerwaniu przeszkodził zapadający zmrok oraz rzęsisty deszcz, który padał całą noc. Żołnierze mieli rozkaz pozostania na stanowiskach, więc spali na gołej ziemi i w kałużach wody. Król mimo bolesnej kontuzji nogi objeżdżał aż do świtu oddziały. Nie spał już drugą noc z rzędu.

Kozacy również nie próżnowali. Całą noc przemieszczali swój tabor na skraj bagien i umacniali go. O świcie Polacy ujrzeli imponującą drewniano – ziemną fortecę otoczoną wałami i rowami. Pod jego osłoną skryło się 50 – 60 tys. zbrojnych, ale również kobiet i dzieci. Dowództwo po Chmielnickim objął pułkownik Filon Dziedziała. „Rydlem forteca stoi, rydla się forteca boi”, jak powiadał pisarz i pamiętnikarz Andrzej Maksymilian Fredro, toteż Jan Kazimierz posłał po ciężkie armaty.

Po ich przybyciu nastąpiła scena opisywana we wstępie. Ciężkie działa rozrywały całe szeregi wozów i masakrowały ludzi usiłujących schronić się pod ich osłoną. Kozacy rozpaczliwie próbowali się wydostać – przez bagna sypano groblę ze ściętych drzew, wozów, mebli namiotów i nawet elementów wyposażenia osobistego. Jednak 10 lipca rano wybuchła panika – Kozacy przekonani, że starszyzna zbiegła rzucili się do gwałtownej ucieczki. I wtedy ruszyli Polacy. Nastąpiła bezładna walka. Przerażeni Kozacy nie potrafili stawić zorganizowanego oporu. Pragnąc za wszelką cenę ratować skórę ginęli na bagnach, od szabli albo pod końskimi kopytami. To już nie była bitwa, tylko rzeź – tego dnia według opinii historyków poległo nawet 30 tysięcy Kozaków!

Armia Chmielnickiego została doszczętnie zniszczona, jednak zwycięstwo nie zostało wykorzystane – pospolite ruszenie wkrótce powróciło do domów, król również zniechęcony powrócił do Warszawy.

Ultima Ratio

Dodano w Bez kategorii

POLECAMY