„PiSowska” prokuratura broni Jacka Międlara. Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych wściekły

Dodano   0
  LoadingDodaj do ulubionych!
Jacek Międlar

Jacek Międlar / Fot. Twitter

Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, kierowany przez Rafała Gawła jest wściekły, bo „PiS-owska” prokuratura broni Jacka Międlara. Szef dopatrującego się wszędzie i we wszystkim rasizmu, ksenofobi, faszyzmu, antysemityzmu, Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych to Rafał Gaweł, który sam jest ścigany przez polski wymiar sprawiedliwości, co pewnie może powodować jego głęboką niechęć do prokuratury.

Zobacz także: Protesty w Rosji. Setki Rosjan sprzeciwia się decyzji Putina [+WIDEO]

Gaweł został skazany na dwa lata więzienia za oszustwa gospodarcze. Wyrok potwierdziło orzeczenie Sądu Najwyższego. Przed więzieniem uciekł z rodziną do Norwegii, która przyznała mu azyl.

Z artykułu „Kasacja ws. znanego aktywisty Rafała Gawła oddalona jako “oczywiście bezzasadna”, który ukazał się na stronie »Dziennik.pl«, można się dowiedzieć, że „białostocka prokuratura badała wątki prowadzonej przez niego działalności gospodarczej. W jednym przypadku chodziło o oszustwo na szkodę banku (kwota zarzucanego wyłudzenia to 240 tys. zł), a w pięciu kolejnych – o oszustwa na szkodę prywatnych przedsiębiorców, którym oskarżony miał nie zapłacić za odebrane towary (chodzi o kwoty rzędu kilku, kilkudziesięciu tysięcy złotych).

Dwa kolejne zarzuty dotyczyły udaremnienia egzekucji wierzytelności. Wierzyciele to m.in. Urząd Miejski w Suwałkach i Podlaski Urząd Wojewódzki w Białymstoku, a kwoty miały przekraczać 20 tys. zł. Wśród zarzutów było też kilka związanych z działalnością na szkodę różnych podmiotów – firm i fundacji. Niektóre z tych ostatnich związane były z działalnością stowarzyszenia prowadzącego Teatr TrzyRzecze.

W styczniu 2019 r. Sąd Apelacyjny w Białymstoku skazał Rafała Gawła na dwa lata pozbawienia wolności, zmieniając wyrok sądu I instancji, który skazał go na cztery lata więzienia”.

Decyzja białostockiej prokuratury w sprawie Jacka Międlara spotkała się z wściekłością Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, który w swoich wpisach na Facebooku stwierdził, że:

„Białostocka prokuratura kolejny raz staje się adwokatem skrajnej prawicy. Zamiast oskarżać – jej szef Andrzej Purymski złożył apelację żądając uniewinnienia skazanego przez sąd Jacka Międlara!

Wyrok w sprawie suspendowanego księdza zapadł w lipcu tego roku. Sąd Rejonowy dla Wrocławia Śródmieścia za publiczne nawoływanie do nienawiści wobec Żydów skazał go na karę 1 roku ograniczenia wolności i 30 godzin miesięcznie prac społecznych. Ponadto konieczność zwrot kosztów 5500 zł i wniesienia opłaty 2.180 zł na rzecz Skarbu Państwa.

Ale po wyroku apelację na korzyść skazanego złożyła Prokuratura Okręgowa… w Białymstoku! Rzadki to przypadek, gdy instytucja mająca oskarżać broni oskarżonego.

I skąd we wrocławskim procesie białostocka prokuratura?

Otóż losy oskarżenia nie były proste. Pierwsze zawiadomienia trafiły do Prokuratury Wrocław Stare Miasto już w 2017 r. Prokuratorka Justyna Trzcińska złożyła do sądu akt oskarżenia, ale natychmiast pojawił się zastępca Zbigniewa Ziobro, Krzysztof Sierak. I nakazał wycofać z sądu gotowy akt oskarżenia!

Oficjalnie pod pozorem „uzupełnienia materiału dowodowego”. Ale wszyscy wiedzieli o co chodzi – śledztwo zostało umorzone. Potem dochodziły kolejne zawiadomienia w sprawie wybryków Międlara. Kiedy prokuratorka nie chciała ich umarzać sprawę odebrano jej i przeniesiono śledztwo do Białegostoku. Podlaska prokuratura zastanawiała się nad nim przez rok, a wreszcie umorzyła powołując się na autorytet biegłego… księdza.

Wówczas wkroczyło żydowskie stowarzyszenie B’nai B’rith oraz fundator OMZRiK Rafał Gaweł. W porozumieniu złożyliśmy do sądu subsydiarny akt oskarżenia. To taka forma, w której pokrzywdzeni mają prawo oskarżać w zastępstwie prokuratora.

Sąd we Wrocławiu po długim procesie Jacka Międlara skazał.

„Takie słowa jak m.in. „talmudyczny okupant”, „robactwo”, „lewactwo”, „żydostwo” zawierały silne nacechowanie semantyczne negatywne .Oskarżony znieważył nie tylko Żydów czy Ukraińców, ale również Polaków. Używane przez niego określenia nie mieściły się w gwarantowanej przez Konstytucję wolności do wypowiedzi, ponieważ naruszały one porządek prawny” – uzasadniała wyrok sędzia Aneta Talaga.

Natomiast teraz białostocka prokuratura broni oskarżonego.

Pod apelacją podpisał się prokurator Andrzej Purymski. Jest uważany jako zaufany Zbigniewa Ziobro. To on w trakcie śledztwa dotyczącego ONR 8-krotnie (!) odmawiał wydania warszawskim śledczym nagrań policyjnych dokumentujących przebieg ich marszu.

Prokurator Purymski odmówił także śledztwa w sprawie członków Młodzieży Wszechpolskiej, w tym asystentów Adama Andruszkiewicza, czy w sprawie wycinki puszczy przez ministra Szyszko.

Skandaliczne wypowiedzi Międlara prokurator Purymski określa jako „odnoszące się do subiektywnych przekonań oskarżonego” i „nie są tak jednoznaczne”. A poza tym część wypowiedzi „zasięgnął z Ewangelii”, co ma go usprawiedliwiać. […]

Proces rozpoczął się przed Sądem Rejonowym Wrocław-Śródmieście w grudniu ubiegłego roku. Byłemu księdzu zarzucono, że od 2016 do 2017 r. „pod pozorem krzewienia postaw patriotycznych” znieważał i nawoływał do nienawiści wobec osób narodowości żydowskiej i ukraińskiej. Robił to w internetowych wpisach, artykułach czy podczas marszu 11 listopada 2016 r.. Jacek M. domagał się uniewinnienia. Żydowskie stowarzyszenie wnioskowało o karę dwóch lat więzienia, a OMZRiK – pięciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, zobowiązania się, że w tym czasie Jacek M. nie będzie publikować antysemickich i obraźliwych treści, a także 5 tys. zł nawiązki.

Sędzia wrocławskiego sądu rejonowego Aneta Talaga uznała 7 lipca Jacka M. za winnego i skazała go na rok prac społecznych w wymiarze 30 godzin miesięcznie. Nakazała mu też zapłacić ponad 3 tys. zł na rzecz B’nai B’rith oraz ponad 2 tys. zł Skarbowi Państwa. Wyrok ten nie był prawomocny. Sędzia podczas wydawania wyroku w dużej mierze oparła się na opiniach biegłych, w tym językoznawców. W uzasadnieniu postanowienia przyznała, że wypowiedzi Jacka M. są trudne do jednoznacznej, kompletnej interpretacji. Są długie, wielozdaniowe, mogą być różnie rozumiane. Jednak zdaniem biegłych – i zdaniem sądu – „w aspekcie komunikacyjno-lingwistycznym i retorycznym” wypowiedzi Jacka M. zawierały treści nawołujące do nienawiści i znieważające.

Takie słowa jak m.in. „talmudyczny okupant”, „robactwo”, „lewactwo”, „żydostwo” zawierały silne nacechowanie semantyczne negatywne – wyjaśniała sędzia. – Oskarżony znieważył nie tylko Żydów czy Ukraińców, ale również Polaków. Używane przez niego określenia nie mieściły się w gwarantowanej przez konstytucję wolności do wypowiedzi, ponieważ naruszały one porządek prawny.

Poza tym wypowiedzi Jacka M. nie były spontaniczne, zostały przygotowane wcześniej i zawierały przekaz, który miał trafić do konkretnych odbiorców. Jacek M. pisał o „zamiarach żydowskiego plemienia panowania nad światem”, „talmudycznych Żydach z obrzydliwością wypowiadających się o polskim nacjonalizmie, stojącym na straży dziedzictwa” czy „żydowskiej księdze nienawiści”.
Wymierzając karę, sędzia brała pod uwagę m.in. stopień społecznej szkodliwości oraz „cele zapobiegawcze i wychowawcze”. Zdaniem sądu kara więzienia (o którą wnioskowało B’nai B’rith) lub kara więzienia w zawieszeniu (której chciał OMZRiK) miałyby charakter „wyłącznie represyjny””.

Komentując wściekłość Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, należy stwierdzić, że postawa prokuratury jest słuszna. Należy bronić wolności słowa. Wolność słowa jest podstawą demokracji, która zapewnia rozwój kraju.

Chcesz być na bieżąco? Czytaj codziennie MediaNarodowe.com

Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Przeglądaj wszystkie komentarze

POLECAMY